W pierwszej fazie spotkania, zawodnik Orła Łódź miał duże problemy, a punktować zaczął od swojego trzeciego startu. - Wymagający przeciwnik i tor, ale to mnie nie usprawiedliwia w żadnym wypadku. Przyjechaliśmy powalczyć. Te pierwsze biegi - starty OK, wszystko fajnie. Niestety, jeśli z trzeciego i czwartego pola nie wygrało się startu, to było trudno. Mijanek było jak na lekarstwo, praktycznie żadnych. Potem trafiłem na wewnętrzne pola, start miałem dobry i odjechałem. Przyjeżdżamy do swojej pracy, chcemy wykonać ją jak najlepiej. Czasami jednak nie wychodzi. Spodziewałem się mniejszych rozmiarów porażki. Walczyliśmy do końca, staraliśmy się, żeby wszystko miało ręce i nogi. Niestety się nie udało - powiedział Mariusz Puszakowski.
[ad=rectangle]
Po pierwszym spotkaniu, Kenni Larsen narzekał na stan łódzkiego owalu. "Puzon" podobnie zareagował na tor nad Wisłokiem. - Nasz tor w porównaniu do tego rzeszowskiego, to był miodzio. To co się tutaj robiło... Nie winię nikogo, każdy z nas jest zawodowcem. Było trudno, bo nie było mijanek. Przegrywając start, byłeś bez szans na jakiekolwiek wyprzedzanie - twierdził.
Witold Skrzydlewski w dniu meczu obchodził urodziny, ale nie zdążył przyjąć prezentu od Janusza Ślączki. A czy prezes Orła może liczyć na prezent także od swoich zawodników? - Nie chcieliśmy robić tego w niedzielę. Na przyszły trening lub zawody w Łodzi, zrzucimy się z chłopakami i coś fajnego prezesowi kupimy. Chcieliśmy zrobić mu prezent, w postaci walki z PGE Marmą. Wszyscy po części zawiedliśmy. Jedyne co możemy powiedzieć, to przepraszamy. Za całą drużynę - powiedział Puszakowski.
Jaka przyszłość czeka 36-latka, który w tym sezonie wykręcił średnią punktową 1,671 na bieg? - Bardzo bym chciał zostać w Łodzi. Wszystko zależy od prezesa, od jego ambicji i celów, które będzie sobie stawiał w przyszłym sezonie. Może będzie chciał zbudować drużynę, która powalczy o awans? Nie mówimy ostatniego słowa, bo prawdopodobnie pojedziemy te baraże, wszystko ma się wyjaśnić w tym tygodniu - przyznał "Puzon".