Orzeł Łódź nie obronił przewagi z pierwszego spotkania. W ENEA Ekstralidze na pewno zobaczymy więc PGE Marmę Rzeszów. - Gospodarze pokazali, że byli najmocniejszą drużyną w tej lidze. U siebie są bardzo mocni. Miałem trochę pecha, bo w pierwszym biegu straciłem dobry motor. Przesiadłem się na drugi, zrobiłem jakieś korekty. Łatwo się nie jechało. Takie tory powinny być przygotowywane i powinniśmy na nich jeździć jak najwięcej, a nie ślizgać się na twardych nawierzchniach. Czegoś nam zabrakło. Każdy coś załapał po którymś starcie. Wtedy było już za późno - powiedział Tomasz Chrzanowski.
[ad=rectangle]
W niedzielę, tor przy Hetmańskiej wydawał się równie wymagający, jak ten w Łodzi. - To były takie leje, koleiny na wejściu. W Łodzi są fale na prostej. To jest dosyć odmienny temat. Ten tor jest na tyle szeroki, że nawet przy dziurach można sobie wybrać ścieżkę, którą chce się pojechać. Można jechać i wąsko, i szeroko. W Łodzi tor jest węższy i czasami nie ma miejsca. Jadąc w tych dziurach, zawodnik mocno się męczy - stwierdził "Chrzanoś".
Wychowanek klubu z Torunia w tym sezonie nie pojechał w kilku spotkaniach swojej drużyny. - Rzadko jeżdżę w tym sezonie. Mimo że miałem mecze w granicach 8-10 punktów, to potem w nich nie występowałem. To był mecz na torze najlepszej drużyny w Polsce w tej lidze. Nie ma ziewania, trzeba jechać. Gdy tego otrzaskania w boju brakuje, to rezultat jest, jaki jest. Na wiosnę miałem problem, bo w ostatnich latach jeździłem tylko i wyłącznie po twardych, śliskich torach. Na wymagającym torze w Łodzi miałem kłopoty. Gdy się już rozjeździłem, poukładałem temat z jazdą i przełożeniami, okazało się, że jest nas w drużynie za dużo. Często było tak, że mimo dobrych rezultatów na treningach, jechali inni zawodnicy. Nie jesteś regularny, wypadasz z rytmu i nie jeździsz. Była nas trójka Polaków, o jednego za dużo i było ciasno - przyznał 34-latek.
Orłowi pozostały jeszcze baraże o Ekstraligę, z KantorOnline Viperprint Włókniarzem Częstochowa. A jakie plany na przyszłość ma zawodnik? - Nie wiem co się wydarzy po tym meczu. Prezes był rozgoryczony naszą postawą. Wszystko wskazuje na to, że nie oglądał meczu do końca i wsiadł w samochód i odjechał. Ja to rozumiem. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nie liczyliśmy na taki pogrom, jaki był. Liczyliśmy na równą walkę do samego końca. Wtedy humory na pewno byłyby lepsze - zakończył Chrzanowski.