Połowa Polski się ze mnie śmiała - rozmowa z Krzysztofem Kasprzakiem, wicemistrzem świata

Kiedy przed dwoma laty zapowiedział, że w ciągu pięciu najbliższych sezonów chce być mistrzem świata, wielu traktowało te słowa z przymrużeniem oka. "KK" udowodnił, że wcale nie rzuca słów na wiatr.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik: Osiągnąłeś swój największy sukces w seniorskiej karierze, ale nie masz czasu nawet na wielkie świętowanie, bo już myślisz o kolejnych zawodach...

Krzysztof Kasprzak: Rzeczywiście, na świętowanie przyjdzie czas. Teraz myślę tylko o tym, żeby się wyspać i ruszyć w drogę do Rybnika na mecz Polska - Reszta Świata. Będzie to kolejne święto żużla w Polsce. Myślę także o tym, by dla Stali Gorzów dorzucić jeszcze jedno złoto w MPPK. Mamy już DMP, ja mam tytuł indywidualnego mistrza Polski. Do kolekcji brakuje złota w parach.
[ad=rectangle]
Tytuł wicemistrza świata to bodziec do jeszcze cięższej pracy?

- Owszem. W ogóle ten cały sezon zobowiązuje do tego by trzymać poziom. W lidze w 16 meczach zdobyłem 201 punktów. Powtórzenie takiego wyniku będzie bardzo trudne. Czeka mnie ciężka zima, bo trzeba naprawdę sporo potu wylać, by przygotować się do kolejnego sezonu i jeździć na tak dobrym poziomie. Zdobyłem przecież w tym roku dwa srebrne medale w mistrzostwach świata, zarówno indywidualnie jak i w drużynie. Do tego sięgnąłem po raz pierwszy po tytuł indywidualnego mistrza Polski. Mamy złoto w DMP, na które Gorzów czekał 31 lat. Do tej kolekcji chcę dorzucić jeszcze złoto w MPPK.

Do tego by być żużlowcem spełnionym brakuje ci tylko i aż złotego medalu indywidualnych mistrzostw świata...

- Dokładnie. Prawie wszystko, co jest do zdobycia w żużlu mam. Brakuje tylko złota w IMŚ. Jest więc cel, żeby jeździć dalej i walczyć o brakujący laur. Srebrnego medalu w seniorach nikt mi nie podarował. Sam go wywalczyłem na torze. Co ja mogę, że w finale IMŚJ Tomas Suchanek nie chciał jechać wyścigu dodatkowego i to ja zostałem mistrzem świata juniorów w wyniku losowania. Niektórzy "pisarczyki", nie mający pojęcia o żużlu do dziś mi to wypominają. Teraz niczego nie wylosowałem, tylko wyjeździłem wicemistrzostwo świata bez nogi, barku i palca.

Gdyby ktoś przed sezonem powiedział ci, że zdobędziesz tyle medali i sięgniesz po takie sukcesy, uwierzyłbyś?

- Moment zwątpienia był na pewno po wypadku w Landshut. Kiedy musiałem odpuścić rundę w Tamperę, a później nie zdobyłem punktów w Malilli, postawiłem sobie za cel bycie w czołowej ósemce Grand Prix. Później jednak sytuacja się odwróciła. Inni zawodnicy z uwagi na kontuzje zaczęli wypadać z poszczególnych turniejów. Każdy z czołówki miał pecha i potracił punkty przez mniej lub bardziej groźne urazy.

Krzysztof Kasprzak: Najlepszy w życiu i... pechowy sezon

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

W tym sezonie przełamałeś wiele barier. Wygrałeś po raz pierwszy w karierze turniej Grand Prix, a później kolejne dwie rundy, byłeś liderem cyklu, zostałeś mistrzem Polski, zdobyłeś medal IMŚ. Można powiedzieć, że ten rok jest przełomowy w twojej karierze?

-Na pewno to wyjątkowy sezon. Ciężki, ale bardzo szczęśliwy. Nie udałoby mi się tego wszystkiego osiągnąć, gdyby nie pomoc wielu ludzi, którym szczerze teraz dziękuję. Przed turniejem w Toruniu brałbym w ciemno brązowy medal IMŚ. Wiedziałem, że rywale nie odpuszczą. Matej Zagar gonił, Tai Woffinden był bardzo szybki, a Nicki Pedersen przedarł się na podium z piątego miejsca. Wiedziałem, że jestem dobrym zawodnikiem, że forma jest w porządku. Najbardziej obawiałem się o sprzęt, bo mogło przecież coś nie zagrać. Tak naprawdę dopiero na trzecim motocyklu, który wziąłem na koniec turnieju byłem wystarczająco szybki. Dziękuję rodzinie, Bogu i sponsorom za to, co udało mi się osiągnąć.

Pamiętam, kiedy dwa lata temu podczas zgrupowania kadry w Zakopanem powiedziałeś w wywiadzie, że dajesz sobie pięć lat na zdobycie tytułu mistrza świata. Wówczas byłeś w zupełnie innym punkcie swojej kariery. Minęły dwa sezony i masz już srebro. W kolejnych zaatakujesz złoto? Nadal ten plan jest aktualny?

- Na pewno miałem dużo szczęścia. Los mi pomógł, ale pracuję na to bardzo ciężko. Pamiętam, że kiedy to powiedziałem, połowa Polski się ze mnie śmiała. Dzisiaj tym wszystkim osobom dedykuję ten srebrny medal.

Krzysztof Kasprzak w Toruniu sięgnął po życiowy sukces. Po raz trzeci w karierze wygrał turniej Grand Prix i został wicemistrzem świata
Krzysztof Kasprzak w Toruniu sięgnął po życiowy sukces. Po raz trzeci w karierze wygrał turniej Grand Prix i został wicemistrzem świata

Powiedz, jak wygląda sytuacja z twoim kontuzjowanym kolanem. Odczuwasz jeszcze ten uraz podczas jazdy? Teraz wszyscy cię poklepują, bo zostałeś wicemistrzem świata, ale pewnie tylko ty wiesz, ile zdrowia to cię kosztowało...

- Jak dobrze idzie, to każdy klepie po plecach. Mam wokół siebie grono oddanych mi osób, którym dziękuję za wsparcie, bo bez nich nie byłoby tego sukcesu. Żużel jest nieprzewidywalny i potrafi zaskakiwać. Proszę wziąć przykład Jarka Hampela, na którym wszyscy wieszali już psy, a później potrafił on zrobić 21 punktów w Sztokholmie. A wracając do tego nieszczęsnego kolana, nie będziemy tego operować. Samo to się co prawda nie zagoi, ale będę musiał poddać się zabiegowi już po zakończeniu sportowej kariery. W jeździe na żużlu nie przeszkadza mi już to. Jeżdżę też na crossie i daję sobie radę.

A co z pozostałymi urazami, bo przecież narzekałeś też na bark i kciuk?

- Bark to sam przejdzie. Kwestia czasu. Gorzej wygląda sprawa z kciukiem, który cały czas mnie boli. Musi to obejrzeć w poniedziałek doktor Lubiatowski. Mam chyba zerwane wiązadła w tym kciuki i kto wie, czy nie czeka mnie operacja.

Czyli po sezonie zamiast odpoczynek, to będzie leczenie urazów?

- Niestety, pewnie tak. Po sobotniej Grand Prix w Toruniu mam już załatwione dwa kciuki. Całe szczęście, że wstałem po tym upadku i mogłem iść o własnych siłach na podium, a na dodatek wygrałem całe zawody w Toruniu. Wszystko ułożyło się bardzo dobrze.

Co powiesz o akcji z Nickim Pedersenem?

-Nicki Pedersen nie szanuje innych. Inni też go nie będą szanować.

Źródło artykułu: