- Decyzja, którą podjęła Marta Półtorak, jest niepokojąca. Źle by się stało, gdyby rzeszowianie po awansie zrezygnowali ze startów w Ekstralidze. Wydawało się, że będą w niej jechać i to bez żadnych problemów. Mogli nawet odegrać jedną z głównych ról. To byłaby naprawdę duża strata - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Krzysztof Cegielski.
[ad=rectangle]
Po stanowisku, które zaprezentowała Marta Półtorak, w środowisku żużlowym rozgorzała dyskusja, co stanie się w sytuacji, jeśli rzeszowski klub nie zdoła zgromadzić budżetu koniecznego do występów w ENEA Ekstralidze. Wówczas po raz kolejny może okazać się, że będzie trzeba szukać chętnego do jazdy w żużlowej elicie. Tych jednak na tę chwilę raczej nie ma. - Nie wiem, jak wyglądały rozmowy pani Marty Półtorak z panem Andrzejem Witkowskim. Nie byłem przy nich, więc trudno mi zabrać stanowisko. Pani Marta pewne argumenty medialnie przedstawiła. Szczerze mówiąc, ciężko powiedzieć, jakie ustalenia zapadły pomiędzy stronami, bo mamy słowo przeciwko słowu - wyjaśnił Cegielski.
Nasz ekspert twierdzi jednak, że rzeszowianie nie powinni mieć pretensji o finał sprawy Rafała Okoniewskiego. W jego ocenie, ostateczny werdykt nie mógł być inny. - Rzeszowianie nie powinni się o to obrażać. Wszyscy pamiętamy, że chodzi o mecz w Lesznie. Wiadomo, kto z kim rozmawiał, w jaki sposób i dlaczego zawodnicy nie wyjechali na tor. Uważam, że wracanie do tego nie jest potrzebne. Dobrze się stało, że Trybunał to rozstrzygnął. Moim zdaniem innego wyroku nie można było się spodziewać. Ja sam wspomagałem Rafała w tych trudnych chwilach, kiedy był mocno poniewierany przez wiele osób. Każdy, kto widział mecz w Lesznie, wie jednak, jaka była sytuacja. Jeśli pani Marta podejmie decyzję, że odchodzi z żużla, to będzie trzeba ją po prostu uszanować. Nie chciałbym jednak, żeby do tego doszło. Z żalem patrzę teraz na rzeszowski żużel. Przez wiele lat byli tam bardzo mocni sponsorzy, świetni zawodnicy, ale niekoniecznie udało się to przełożyć na dobry wynik. Ewidentnie czegoś brakowało, mimo że klub był świetnie zarządzany - podkreślił Cegielski.
Rezygnacja Marty Półtorak ozanczałoby, że ze sportu żużlowego wychodzi kolejna duża firma. W ocenie naszego rozmówcy to duży problem, który powinien skłonić środowisko do poważnych refleksji. - Zawsze byłem zdania, że warto oddać produkt o nazwie żużel dużym firmom, które mają za sobą poważny marketing i doświadczenie. Wewnątrz, w środowisku nie byliśmy w stanie wygenerować mechanizmów, które przyczynią się do lepszej sprzedaży tego, czym dysponujemy. Całe szczęście, że takich osób jak pani Marta zaczęło pojawiać się coraz więcej. To moim zdaniem nie zostało wykorzystane we właściwy sposób. Gdzieś ktoś popełnił błąd. Zgadzam się z tym, że byli tacy, którzy próbowali w pewne sprawy ingerować zbyt mocno. Każdy ciągnął sprawy we własną stronę. Tak robili również poważni sponsorzy. Zabrakło jednak porozumienia i odpowiedniego dialogu. Potrafię zrozumieć obie strony. Związek i Ekstraliga nie mogą pozwalać, by ktoś wchodził im na głowę, ale z drugiej strony doszło do zaprzepaszczenia potencjału wielu ludzi z dużych firm. Jaki jest powód? Trudno powiedzieć. Wina leży pewnie po obu stronach. Nie było wspólnej wizji, spojrzenia na żużel jako całość. Każdy szedł w swoją stronę i kilku poważnych firm już nie ma. Nie oznacza to jednak, że straciliśmy wszystko, bo ciągle pojawiają się nowe osoby, inne funkcjonują od dłuższego czasu i są zadowolone. Szkoda tych, którzy odeszli. To powinna być nauczka dla całego środowiska. Trzeba rozmawiać inaczej. Wielkie firmy powinny ściągać do żużla swoich partnerów biznesowych. To powinien być jeden z celów nadrzędnych - podsumował Cegielski.
Zawirowania wokół rzeszowskiego klubu mogą zmienić sporo na rynku transferowym. Pierwszym efektem jest ruch ze strony Grigorija Łaguty, który był już "dogadany" w Rzeszowie. Wszystko wskazuje jednak, że zawodnik ostatecznie wybierze starty w Toruniu. Żużlowców, którzy mieli porozumienie z PGE Marmą, było jednak więcej. - Rynek jest w tym roku wyjątkowo ciekawy. Zapowiadałem, że w końcu dojdzie do sytuacji, że podaż będzie większa od popytu i chyba to w końcu mamy. Klubów, które mocno działają na rynku, jest niewiele. Większość spokojnie czeka. W tej chwili to zawodnicy bardziej przebierają nogami. To można było jednak przewidzieć. Wcześniej czy później musiało do tego dojść. To coś nowego i należy to odbierać pozytywnie - stwierdził Cegielski.
Wrocław, Grudziądz, Rzeszów, Bydgoszcz, Gniezno , Łódź, Tarnów, Ostrów, Rybnik ,Daugavpils,to są ekipy o co Czytaj całość