Widziane z Rusi Czerwonej (27): Gdy zima nadchodzi
Za oknem nieciekawie, wprawdzie nie tak, jak na Suwalszczyźnie, gdzie trwa walka ze śniegiem, ale też nieprzesadnie obiecująco.
Czy dziś można żywić podobne oczekiwania - i szukać informacji, potwierdzających prawdopodobieństwo oczekiwań tych ziszczenia? Źródeł wiedzy mamy nieporównanie więcej, nie trzeba zdawać się na ucho sąsiada, który zna z pracy szwagra kuzynki jednego czy drugiego żużlowca, wystarczy dysponować komputerem, łapiącym Internet. I jeśli nie (macierzystej formacji mej przyznając prymat w wyliczance) branżowa prasa, jeśli nie SportoweFakty.pl albo inny portal, jeśli nie strony klubowe to bodaj społecznościowe portale każdego dnia, w każdej niemal chwili przynoszą wiadomości: że X, Y, Z chcą, ale nie muszą, jeździć w impresariacie A, B albo C, że wybitny trener Jarząbek (albo jego pobratymcy w lizaniu sempitern prezesowskich) obiecuje - nie gwarantując wszelako, rzecz jasna - że jeśli pryncypał dokupi mu siedmiu sugerowanych kondotierów, być może zawojuje świat, no a jeśli go nie zawojuje to, naturalnie, będzie to winą nie trenera lecz niedorastających mu do pięt wykonawców jego genialnych zarządzeń; że prezes Ą, Ę czy też Ó sprawi cud i zdominuje ligę - byle tylko miasto (powiat, województwo) wzięło na utrzymanie zawezwaną przezeń pod broń zaciężną trupę. Informacji mamy aż nadto, ale czym tu się tak naprawdę ekscytować? Ja powodów - nie znajduję.
Dziwię się tylko niezmiennie naiwności (bo nie mam odwagi zastąpić "naiwności" - "głupotą") bliźnich, usytuowanych na wysokim szczeblu, którzy zastanawiają się niczym pierwsza naiwna, dlaczego świat nie chce kupować produktu, jaki byliby skłonni mu zaoferować: produktu będącego rozgrywkami formatu i rozmiaru europejskiej Ligi Mistrzów w piłce kopanej. Czyżby naprawdę niebożątka nie dostrzegały tego, co każdy zdrowy na oczach i rozumie już dawno zobaczył, przemyślał, zrozumiał oraz przyswoił, a mianowicie, iż świat nie chce zajmować się przeżywaniem kiszenia we własnym sosie, ergo fascynować dyscypliną, w której pięciu na krzyż zawodników rywalizuje między sobą o wszystkie wywołujące bodaj cień ekscytacji publiki trofea?
Przecież kogo normalnego obchodzi podniecanie się, czy Pedersen wyprzedzi w hierarchii cyklu Grand Prix Sajfutdinowa, czy też Sajfutdinow utrzyma przewagę nad Pedersenem w klasyfikacji mistrzostw Europy, ewentualnie czy Sajfutdinow ze skleconą ad hoc zbieraniną wykaże wyższość nad Pedersenem, któremu impresario niewiadomego pochodzenia powierzy funkcję generała zaciężnego oddziału, powołanego w celu pokazania się w serii pokazów, uszlachconych rangą rozgrywek o puchar kontynentu? Świat takie hucpiarskie wydmuszki już dawno skwantyfikował: tego rodzaju zabawy sprzedawane są na pokazach cyrkowych albo - za przeproszeniem - galach. Świat kocha sportowe rywalizacje, sportowe wojny- ale świat wymaga, aby było toczone naprawdę, nie li tylko oraz absolutnie wyłącznie gwoli nabicia kasy antreprenerowi, organizującemu pokaz dla gawiedzi.
Oczywiście: każdy szuka podniet, jemu najbliższych, i każdego interesuje coś innego. Jeden kocha w sporcie żużlowym upadki - im bardziej malownicze, ergo dramatyczne, tym lepiej - inny zwycięstwa tych, których uznaje za swoich (bez względu na styl oraz użyte sposoby), jeszcze innego pociąga magia nazwisk, a tamten z trzeciego rzędu siódmego sektora czuje się wprawiony w ekstazę wyłącznie wtedy, gdy początkujący młodzieżowiec dojeżdża ma metę przed wielokrotnym medalistą mistrzostw globu. Każdy ma prawo do swoich preferencji, i mnie nic do tego. Aliści, bazując na prawie każdego do wszystkiego, takoż roszczę sobie (a i swoim pobratymcom, poświęcającym czas, uwagę oraz, niestety, pieniądze na oglądanie zawodów żużlowych przez lat wiele, wiele...) prawo do zachowywania zdania odrębnego: iż speedway polaco modo stał się dobrem (złem?) cokolwiek trudnym do trawienia. Albowiem wartości, uznane w nim za nadrzędne, względne narzucone do postrzegania jako fundamentalne, wydają się mocno wątpliwe, by nie rzecz: bezwartościowe.
Bo jaką wartość wyższego kalibru tworzy fakt, iż nieidentyfikujący się w głębi serca z nikim, poza sobą i swoimi pracownikami, zawodnik Sajfutdinow (Pedersen, Woffinden, Hampel) zechce raczyć oczy występami w barwach bydgoskich, częstochowskich albo rzeszowskich? Jakie dobro sportu wypłynie z impresariatu, którego szefem jest notoryczny kłamca i oszust? Co speedway polski oraz światowy zyska dzięki temu, że towarzystwo przyjaciół króliczka, a także Prosiaczka i Myszki Miki, postanowiło, iż decydującą rolę w wyłonieniu mistrza trzeciej ligi odegra oświetlenie, pozbawione - w zgodzie z wszelkimi kategorii myśli filozoficznej - własnej woli?
Bawmy się tak dalej. Na żużlowy Puchar Europy, emanację takiego myślenia i postępowania, na pewno czeka cały świat.
Waldemar Bałda