Grzechy i zasługi Marty Półtorak
Odejście Marty Półtorak to w mojej ocenie nic innego jak zmęczenie materiału. Przyznam szczerze, że jestem zaskoczony rozwojem całej sytuacji. Myślałem, że zanim powie "dość" zrobi wszystko, aby osiągnąć wynik, który byłby ukoronowaniem jej ciężkiej pracy przez tyle lat. Widzę jednak, że pojawiła się frustracja, która jest czymś zupełnie normalnym u prezesów. Pani Marta miała ostatnio wiele żalu do środowiska i to dobitnie pokazuje, że była zmęczona tym sportem.
Być może jeszcze wróci, ale ja namawiałbym ją, by całkowicie się nie odcinała od klubu. Dalsze wsparcie byłoby dobrym rozwiązaniem, aczkolwiek nie należy tego mylić z chodzeniem za plecami prezesa i manipulowaniem nim. To może się skończyć katastrofą. Zresztą, takich przykładów ostatnio nie brakowało.
[ad=rectangle]
Wszyscy mówią o odejściu pani Marty w kontekście sporu z Andrzejem Witkowskim. Czy ktoś miał rację? Tego nigdy nie można tak oceniać. Zawsze trzeba się nad tym głębiej zastanowić. Zresztą, prawdziwa różnica zdań polega na tym, że strony osiągają kompromis. Tutaj tego nie było i wtedy efekt jest zawsze ten sam - ktoś pęka i odchodzi.
Marta Półtorak była oceniana różnie. Tak czy inaczej, szkoda że jej już nie będzie. Najwięcej straci na tym rzeszowski sport. Nie mam wątpliwości, że popełniła wiele błędów. W mojej ocenie największym grzechem było otaczanie się złymi doradcami. Jej otoczenie nie spełniło oczekiwań. To nie jest tak, że tylko zawodnicy decydują o sukcesie. Sport można porównać do biznesu. W jednym i drugim przypadku trzeba mieć właściwych doradców.
Byłbym jednak daleki od jednoznacznej oceny, że Marta Półtorak psuła rynek transferowy i przepłacała. Takich opinii przecież nie brakowało. Twierdzę jednak, że to były świetne lata rzeszowskiego żużla. Klub był bardzo długo stabilny i wypłacalny. Niestety, nie szło to w parze z wynikami. To mogło doprowadzić do zmęczenia.
Rzeszowscy kibice powinni mocniej docenić panią Martę. Być może popełniała błędy, ale trzeba mieć dużo cierpliwości i pasji, żeby poświęcać własny czas i pieniądze. Odradzam zdecydowaną krytykę pani prezes. Pozyskanie takiego sponsora i wciągnięcie go w żużel jest bardzo trudne. Niech ludzie pamiętają w tym wszystkim, że ona nie czerpała z tego korzyści, tylko robiła to przede wszystkim dla nich.
Ja zresztą nie mam wątpliwości, że rzeszowski klub czeka ciężki rok. Zastąpienie pani Marty to zadanie szalenie trudne. Żużel to bardzo drogi sport, a miasta są zbyt biedne, by go w stu procentach finansować.
Odejście pani Marty można rozpatrywać szerzej. W żużlu, poza nią, nie ma już kilku ludzi z grubym portfelem - Romana Karkosika czy Józefa Dworakowskiego. To - wbrew temu co niektórzy twierdzą - nie powinno być jednak powodem do paniki. Doszło do osłabienia, ale "powera" powinni poczuć teraz ci, którzy zostali i kierują. Oni powinni otaczać się więcej niż jednym grubym portfelem, bo tylko takie działanie gwarantuje stabilność. Mam również nadzieję, że zarząd rzeszowskiego klubu postąpi z klasą. Pani Marta zasłużyła sobie, żeby być prezesem honorowym. Tak zrobili moi młodzi następcy w Gorzowie i byłoby pięknie, gdyby Rzeszów poszedł podobną drogą.
Władysław Komarnicki