Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Bigos 2. Nie jest aż tak ciężko

Za komuny w podlejszych knajpach na bigos mówiło się "przegląd tygodnia", czyli danie z wszystkiego co zostało w kuchni, czasem z odpadków. Dziś drugi odcinek mojego Bigosu, przeglądu ostatnich dni.

Bartłomiej Czekański
Bartłomiej Czekański
Kto chce niech czyta, ale drodzy hejterzy to akurat nie jest obowiązkowe. W poprzednim moim Bigosiku pisałem, że kilku naszych żużlowców-malkontentów już narzeka, że polski tłumik Poldem jest cięższy od zagranicznych, co dla zawodników, którzy nie mają postury planktonu, tylko są postawniejsi, może to być spory problem.
Natychmiast wieczorem dostałem esemesa od twórcy Poldemu, pana Leszka Demskiego. Zacytuję, bo chyba mi wolno w tej sytuacji:

"Witam Panie Bartku! Gratuluję artykułu i dziękuję. Małe sprostowanie - Poldem, ten homologowany, nie jest cięższy od Depa. Cięższy był ten pierwszy model testowany przez zawodników. Pozdrawiam. Leszek Demski".

No to tylko się cieszyć, że nasz krajowy produkt nie dostaje w doopę od Depa. Ale co z Kingiem, bo to chyba może być największa konkurencja dla polskiego przelotowego tłumika? Tak czy siak, zawodnicy wybiorą bez sentymentu i patriotyzmu. Ja trzymam kciuki za Poldema.

- Słyszałeś, że niektórzy nasi żużlowcy narzekają, iż Poldem jest za ciężki? - zapytałem coacha WTS Betardu Sparty Wrocław Piotra Barona.

- Doszły do mnie takie głosy. Poczekajmy. Będzie tak jak zawsze: wszyscy przetestują wszystkie możliwe konstrukcje i warianty, i jak zwykle skończy się na tym, że wszyscy zawodnicy pojadą na jednym typie tłumika, który akurat będzie najmodniejszy. Taka tradycja, nic nowego. Ja czekam na pierwsze treningi i testy. Stoper pokaże, który tłumik jest najlepszy - odrzekł Baron.

Taniej i powszechniej!

Jedni walczą o ekologię i wyciszają żużel, co nam się akurat nie podoba, a inni chcą, żeby uprawianie tej dyscypliny sportu było tańsze i by konkurencja była bardziej wyrównana, jeśli chodzi o sprzęt i żeby przyciągnąć do speedwaya potężne, bogate koncerny. Metanol nie jest magnesem dla paliwowych potentatów, tak samo jak jedna marka silnika: GM. Bo jawa to na razie tylko ice speedway i ramy na klasyczne tory. Ale Czesi, po zmianie właścicieli fabryki także chcą - przy pomocy Polaków - jakoś zaistnieć na rynku. Pisałem już o tym. Mirosław Dudek i jego kompan Sławomir Walczak umyślili sobie, że do żużla można wprowadzić zmodyfikowany dwuzaworowy silnik jawy, podobny do tego, jaki używa się w ice speedwayu. Przypominam, że od 1974-75 roku na "szlace" królują czterozaworówki. Walczak twierdzi, że ta "dwójka" nowej generacji o pojemności 570 ccm to będzie silnik wolniejszy, ale tani, nie do zdarcia "stal gniosta nie łamiotsa", że skończy się era tunerów, a wystarczy mechanik klubowy. Ma być sześć razy taniej niż teraz. Utopia?

Anglicy z kolei lansują w żużlu Formułę 2 ze standardowymi, takimi samymi dla wszystkich, silnikami o pojemności 450 ccm napędzanymi benzyną. To z pewnością byłby kop dla światowego żużla pod każdym względem. Postęp. Gdyby w ten sport weszły honda, suzuki, yamaha, czy kawasaki, albo niemieckie bmw itp. plus benzynowe koncerny, wówczas speedway wyszedłby z opłotków. Przestałby być niszowy. Mówi się jednak, że te silniki na razie są za słabe i na przyczepnych torach, a te królują w lidze brytyjskiej, ciężko byłoby na nich ujechać. I czy na pewno byłoby taniej i po równo dla wszystkich?

Uważam jednak, że kierunek jest dobry. Zresztą każdy pomysł, który ma uzdrowić sytuację "szlaki" i pchnąć ją w nowoczesność oraz zmniejszyć koszty jest na wagę złota.

Nie taci bogaci, jak się malują?

Czytam w pewnej sportowej gazecie, że Stal Gorzów ma mieć rzekomo 10 mln budżetu na nadchodzący sezon, zaś Unia Leszno i Falubaz jeszcze więcej. A ile Staleczka ma w kredycie? - ja się złośliwie zapytam. To kwoty - o ile są prawdziwe - świadczące o tym, że kontrakty zawodników nadal są chyba, jak podejrzewam, przepłacone (a tyle się mówi o oszczędnościach i co z regulaminem finansowym?). Czyżby kluby bez opamiętania wciąż pchały siebie i cały nasz ligowy żużel do przepaści? Za 5-6 mln zł można dość spokojnie przejechać Ekstraligę, a nawet powalczyć o play offy. Powiecie relatywiści moralni:

- A kto bogatemu zabroni?

Tyle, że pod koniec sezonu zwykle okazuje się, iż bogaci wcale nie byli aż tak bogaci (z wyjątkiem pana Karkosika, którego już nie ma) i też wiszą swoim żużlowcom sporą kasę. Czyli nadal żyjemy w speedwayowym Matriksie.

"Krzysztof Kasprzak otwarcie mówi (na SF.pl) o tym, że w jego przypadku chodzi o inwestycje sięgające pół miliona złotych. Zapytany o to, na co przeznaczył swoje pieniądze, odparł: - Na różne części, a zwłaszcza na silniki, bo gdy ma się ich piętnaście, to można być spokojnym. Na marzec zamówiłem dziesięć jednostek, a pięć dokupię w lipcu. To musi wystarczyć".

Hm, rozumiem, że sympatyczny Kris podpisał regulaminowy kontrakt ze Staleczką Gorzów na 175 tys. zł za swój autograf i po 4,5 tysiączki zyla za punkt, tylko mu się cudownie pieniążki rozmnożyły, bo przecież wydatki to nie tylko sprzęt, ale i cała kosztowna logistyka, no i z czegoś trzeba żyć. Sponsorzy są aż tak hojni? A jak to się wszystko ma do wspomnianego regulaminu finansowego?

Ale na kosmiczne kontrakty forsa jest

Czytam na moich ulubionych SportoweFakty.pl i ostatnie włosy stają mi dęba:

"Właściciel toruńskiej firmy Gabo, zajmującej się dystrybucją sprzętu i części do motocykli szacuje, że zadłużenie klubów względem podmiotów, których spłaty Regulamin Licencyjny nie przewiduje, może być liczone w milionach. - Według moich obliczeń zadłużenie względem firm współpracujących z klubami może być równie wysokie, jak to w stosunku do zawodników. Co z tego, skoro kluby nie muszą tego zapłacić? Sam przez te wszystkie lata straciłem kilkaset tysięcy złotych. Straciłem na klubach, które bankrutowały w Grudziądzu, Ostrowie, Rybniku, Warszawie czy Gnieźnie. To nie jest tylko problem mojej firmy. Ktoś powie, że mogłem iść z tymi sprawami do sądu. Mam nakazy i co z tego? To jest problem naszego żużla i polskiego prawa - dodał Bożejewicz.

Jak się okazuje, problem ułomności Regulaminu Licencyjnego był zgłaszany do Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Pozostał jednak nierozwiązany".

A to polski żużel właśnie. Za to na kosmiczne kontrakty z zawodnikami forsa zawsze się znajdzie! Bo każdy chce wygrywać w lidze za wszelką cenę. Firmy prywatne, takie jak Gabo, KW, Maliniak i inne nie są w żaden sposób chronione przed klubami - dłużnikami. Żużlowy regulamin licencyjny pomija owe firmy, a PZM stara się chronić kluby, zaś prawo powszechne... jest jakie jest. Jego młyny mielą bardzo powoli, o ile w ogóle mielą. Jedyną radą dla tych firm jest natychmiastowe pobieranie zapłaty przy wydawaniu towaru lub po wykonaniu usługi. Problem w tym, że kluby nie zawsze mają płynność finansową. Często czekają na raty od sponsorów czy wpływy z biletów na kolejny mecz. W kasie bywa więc pusto, a części są potrzebne, zaś firmy muszą jakoś handlować, funkcjonować, więc dają na krechę lub na dłuższe okresy płatności. I jakoś to się kręci, choć nie zawsze, jak widać po wypowiedzi pana Bożejewicza z Gabo.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×