XI Opolska Gala Żużla na Lodzie zakończyła się dla Piotra Świderskiego niewątpliwym sukcesem, bo - wraz z Wojciechem Lisieckim - zajęli drugie miejsce, ulegając tylko niemieckiej parze Ronny Weiss-Richard Geyer zaledwie o jeden punkt. Czy dyspozycja w tych charytatywnych zawodach może być dobrym prognostykiem na przyszłość dla żużlowca Stali Gorzów?
[ad=rectangle]
Nie były to pierwsze zawody Świderskiego w Opolu. Jak przyznaje sam zawodnik, gale lodowe były jedną z form przygotowań do sezonu w żużlu klasycznym, jednak tym razem zjawił się tam z nieco innych powódek. - Gala lodowa to jest bardziej zabawa i tak to traktuję, i takie były też te zawody. Główny cel, jeśli chodzi o tę galę lodową, był celem charytatywnym – pomoc chorej Emilce i to stąd mój udział w tym wszystkim, nie bardzo w tym sezonie jako forma przygotowań. W poprzednich latach dosyć często uczestniczyłem w lodowym ściganiu i traktowałem to troszkę jako forma treningu, utrzymanie kontaktu z motocyklem. W tym roku troszeczkę od tego odszedłem, skupiam się raczej na takich klasycznych przygotowaniach do sezonu: na sali, siłowni i tak dalej - mówi Piotr Świderski, zwycięzca zeszłorocznej edycji gali lodowej w Opolu.
Uczestnictwo w zawodach Rafała Sonika, tegorocznego triumfatora Rajdu Dakar, wyścigi quadów oraz wiele, wiele innych atrakcji uświetniło opolskie zawody, a także z pewnością pomogły przy realizacji szczytnego celu. - Myślę, że takie cele zawsze są sympatycznym przedsięwzięciem, trzeba chwalić organizatora, że coś takiego robi. Każda forma pomocy jest dobra. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, że pojawił się Rafał Sonik, podziwiam chłopa i naprawdę mu gratuluję jego osiągnięcia. A poza tym jakby to, co zwykle (śmiech). Ja uczestniczę w tym już parę lat z rzędu, więc ta forma jest mi w miarę znana - opowiada popularny "Świder".
Czy kibice w Gorzowie powinni zacząć się martwić zainteresowaniem ich zawodnika zawodami z kategorii Ice Speedway'a? Czyżby istniała opcja, że Świderski zechce zrezygnować z uprawiania klasycznego żużla na rzecz "walki gladiatorów"? - Nie, nie, nie (śmiech). Póki co w ostatnich latach traktowałem to jako formę treningu, jako jeden z elementów przygotowań do sezonu. Na chwilę obecną odstąpiłem od tego pomysłu, w planach nie zakładałem w ogóle w tym roku uczestnictwa w tego typu galach. Straszna prośba była od organizatorów, żeby się jednak pojawić, bo były problemy ze składem troszkę… No i gdzieś tam to, że wygraliśmy z Wojtkiem w zeszłym roku, mobilizowało i dopingowało do tego, żebyśmy byli również w tym roku, więc dlatego też się pojawiłem - uspokaja mieszkaniec Rawicza.
Jeśli jednak chodzi o przygotowania żużlowca Stali do sezonu, to Świderski w tym roku postanowił skupić się na zupełnie tradycyjnym treningu. Mianowicie sala gimnastyczna, siłowania... A co z przygotowaniem sprzętowym? Żużlowcy wciąż stoją na niepewnym gruncie, jeśli mowa o przygotowaniu silników ze względu na tłumiki. Czy Piotr Świderski już coś postanowił w tej kwestii? - Te tematy gdzieś tam się jeszcze rozgrywają. Z tego, co byłem w kontakcie ostatnimi czasy, to tunerzy czekają na wszystkie tłumiki. Już większa część z nich jest przetestowana i pierwsze jakieś tam wnioski się nasuwają, ale pełną informację zbierzemy dopiero po przetestowaniu wszystkich tłumików, które uzyskały homologację na następne lata. I na tą opinię czekamy, bo z tego co wiem, jeszcze nie wszystkie zostały przetestowane - komentuje.
Równie głośnym echem w mediach, co temat tłumików, odbiło się możliwe ograniczenie liczby lig, w których mógłby startować zawodnik. Żużlowa Federacja FIM miałaby ograniczyć starty zawodników do 2 lub 3 lig. Co sądzi o tym popularny "Świder"?
- Ten temat jest poruszany w różnych wywiadach i ja się w pełni zgadzam z tymi argumentami, które już się pojawiły. Wiadomo - jeśli ktoś ma dużo tych startów, jeździ Grand Prix, Mistrzostwa Europy i jeszcze trzy ligi, no to w jego przypadku takie ograniczenie miałoby sens - uważa Świderski. Co więc nie podoba się w tej kwestii zawodnikom? - Z drugiej strony zawodnicy doskonale znają swoje organizmy, wiedzą, jak mają poukładaną logistykę, no i nikt nie jest wariatem, żeby podpisywać kontrakt tylko po to, żeby go podpisać, później, w połowie sezonu mieć problem, żeby się z niego wywiązać, czy fizycznie nie podołać. Myślę, że to jest sprawa indywidualna każdego zawodnika i powinno to zostać w takie formie, jaka była dotychczas. Są argumenty, że jeżeli będą dwie ligi - a wiadomo, nie ma gwarancji, że ten kto podpisze kontrakt, będzie startował w danym klubie - jest więcej zawodników, podpisujesz, jesteś gdzieś tam związany kontraktem, nie możesz zawrzeć następnego kontraktu, bo masz ograniczenie, to wychodzi, że tak naprawdę nie jeździsz nigdzie, więc nie jest to najlepszy pomysł - tłumaczył. - Każdy pomysł ma swoje plusy i minusy. Z naszego punktu widzenia, to nie jest dobry pomysł - zakończył zawodnik mistrzów Polski.