Rola trenerów i menedżerów - ciągle brakuje tych z autorytetem
SPAR Falubaz Zielona Góra w końcu ma trenera. Został nim Sławomir Dudek. Mam wrażenie, że zielonogórzanie poszli tropem Fogo Unii Leszno, gdzie menedżerem drużyny został w ubiegłym roku Adam Skórnicki, który tak naprawdę nie zakończył jeszcze swojej sportowej kariery. Sławek Dudek ma być w Falubazie trenerem, ale dla mnie to będzie bardziej menedżer. Nad młodymi zawodnikami pieczę ma natomiast sprawować Grzegorz Kłopot. Myślę, że w Zielonej Górze pójdą raczej w tym kierunku.
[ad=rectangle]
Cieszę się, że jest coraz więcej nowych ludzi w środowisku trenerskim, bo ich po prostu potrzebujemy. Ostatnie kursy instruktorskie mogą nam przynieść "nową falę". Oby to przełożyło się na nową jakość prowadzenia zespołów i szkolenia młodzieży.
W kontekście Sławka Dudka pojawia się wiele pytań. To podstawowe dotyczy konfliktu interesów, kiedy do jazdy wróci jego syn Patryk. Nie wiem, jak układały się ich relacje do tej pory. Należy bowiem pamiętać, że w tych kwestiach naprawdę różnie bywa. Jest jednak pewien dylemat, który należało brać pod uwagę. Gdybym był prezesem, to na pewno bym to zrobił. Musiałbym jednak bliżej znać sytuację, bo czasami jest tak, że ojciec wymaga jeszcze więcej od syna niż osoba, która jest menedżerem zespołu. Jeśli tak było, to raczej nie będzie mowy o zaburzeniu atmosfery w drużynie z Zielonej Góry. Takie fakty należy jednak zawsze brać pod uwagę.
Dudek dostał gotowy zespół, którego nie budował. Czy to ma znaczenie? Nie ma gotowej odpowiedzi na tak postawione pytanie. W wielu przypadkach decyduje potrzeba chwili. W Zielonej Górze rozpatrywano różne kandydatury. Pod uwagę brany był między innymi Stanisław Chomski. Zarząd doszedł jednak do wniosku, że stawia na człowieka, który na co dzień był z drużyną. Nie ma problemu z brakiem znajomości zawodników, ich zachowań czy reakcjom na różne wydarzenia. Dudek to wszystko wie. Nie robił tego, ale widział, co się dzieje. Zespołu nie budował, ale to nie musi mieć wpływu na to, jak będzie go prowadzić. Nie w tym przypadku.
Z rolą trenerów jest zresztą różnie. Sam jako pierwszy próbowałem kreować nowego zawodnika. Nie uważałem się jednak za najmądrzejszego. Kiedy miałem mocnego menedżera, to szedłem po radę do niego. Czasami był to trener, ale równie dobrze żużlowiec, który dbał o team spirit w zespole. Miałem szczęście, bo w moim przypadku fachowców nie brakowało. Takimi byli Jacek Gajewski, Ryan Sullivan czy Robert Jabłoński. Miałem swoje autorskie pomysły, ale nie zawsze się przy nich upierałem. Liczyła się też bezpośrednia rozmowa z tym, który miał dołączyć do zespołu. Zawsze próbowałem do zawodnika dotrzeć, żeby wiedzieć, co siedzi w jego głowie. Nie zawsze było tak, że mieliśmy pieniądze na gwiazdy. Czasami trzeba było brać tych, którzy mieli różne problemy. W związku z tym sfera mentalna była szalenie istotna. Wtedy zresztą też było tak, że na końcu dobierałem menedżera, który musiał to wszystko poprowadzić. Wiele zależy więc od okoliczności. W wielu klubach składy buduje się z tego, co zostało. Wtedy menedżer ma wyciągnąć z takiej ekipy jak najwięcej. Nie mówię, że tak było w Zielonej Górze, ale ciągle widać wiele takich przykładów.
Trenerzy często narzekają, że ich rola jest marginalizowana. To nie jest jednak do końca tak. Najwięcej zależy od tego, jakim ktoś jest fachowcem i co sobą reprezentuje. Każdy rozsądny prezes wie, że takich ludzi należy słuchać i powierzyć im odpowiedzialność. Przykładów nie brakuje. Jednym z nich jest Toruń, gdzie bardzo silną pozycję ma Jacek Gajewski. Tam widać jego rękę. Zresztą, nowy prezes od początku mówił, że tak będzie. Wziął fachowca, zrobił go też wiceprezesem zarządu, więc odpowiedzialność jest bardzo duża. W Toruniu jest gość, który zna realia finansowe i buduje w oparciu o nie skład.
Tak samo było w Tarnowie z Markiem Cieślakiem. W ubiegłym roku było bardzo dobrze widać, że to była jego drużyna. Wszyscy zawodnicy się z nim utożsamiali. Gdybyśmy jednak mieli poszukać więcej takich przykładów, to pojawia się z tym problem. Jest jeszcze kilku fachowców. Nie mam co do tego wątpliwości, ale być może nie mieli jeszcze po prostu pola do popisu. Wszystko prowadzi jednak do wniosku, że nie zawsze prezesi marginalizują rolę trenerów. Skłaniałbym się raczej do stwierdzenia, że ludzi z odpowiednią wiedzą i doświadczeniem jest ciągle zbyt mało. Prezesi chcą mieć fachowców, bo sami mają dużo pracy i wielu z nich chętnie powierzyłoby komuś budowanie drużyny w oparciu o realia finansowe.
Marian Maślanka