Miasto zna już całkiem dobrze, najpierw zafundował sobie spacer lecz na umówioną rozmowę przyszedł punktualnie. Wyraźnie rozluźniony i zadowolony, że kontrakt w lidze polskiej ma już w kieszeni, sam zaczął rozmowę...
David Ruud: Zaskoczyłem Cię powrotem do Gorzowa?
Sandra Rakiej: Generalnie to nie, o Twoim transferze mówiło się tu już od dawna! A ja starałam się trzymać to w takiej tajemnicy! No cóż, chyba Ci nie wyszło, tym bardziej, że sam prezes Komarnicki niejednokrotnie mówił w wywiadach, że jest Tobą zainteresowany! Twoje nazwisko padało bardzo często...
- No to nie ma niespodzianki...
Niespodziankę mają za to kibice w Ostrowie. Wszyscy myśleli, że na memoriał Rifa Saitgariefa przyjechałeś przy okazji po to, żeby przedłużyć kontrakt na następny sezon.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że mogą być trochę zawiedzeni. Na tamte zawody przyjechałem, żeby podziękować ostrowskim kibicom za miniony sezon i ich fantastyczny doping. Przyznam szczerze, że w tamtym czasie nie wiedziałem jeszcze, gdzie będę startować.
Czy rozmowy ze Stalą toczyły się zatem długo?
- Generalnie nie! Propozycja z Gorzowa padła w bardzo dobrym momencie. Rozmawiałem bowiem z moimi sponsorami, mechanikiem oraz bliskimi. Razem doszliśmy do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem dla mnie będą starty w ekstralidze. Ten sezon ma być krokiem do przodu. Chcę pokazać, że moja kariera wcale nie musi stać w miejscu, bo chcę się rozwijać i brnąć wyżej i wyżej. Gdy dostałem ofertę z Gorzowa, nie musiałem się zatem zastanawiać.
To trochę taki powrót na "stare śmieci"... Wszystko tu już znasz, otoczenie, włodarzy klubu, trenera. Chyba dużym plusem było to, że wiesz czego możesz się spodziewać?
- Dokładanie tak! Znam już ten klub bardzo dobrze i skoro uprzednio wszystko grało, to nie widzę powodu, aby eksperymentować. Poza tym każdy może zauważyć, że Stal robi postępy, rozwija się. Ten nowy stadion to jest po prostu wielkie wow! Jest pod ogromnym wrażeniem tego obiektu, sądzę, że to jeden z najlepszych stadionów w Europie! Gdy się miało do czynienia z taką chałturą jak na niektórych stadionach w Anglii czy innych państwach, to przyjeżdżając do Gorzowa czuje się, że to jest właśnie pełen profesjonalizm.
Ostatni raz w polskiej ekstralidze startowałeś w 2003 roku. Przyznaj, ze to trochę długa przerwa.
- Tą decyzję podjąłem z pełną świadomością i dziś bez problemów mogę każdemu spojrzeć w oczy. Przyznam jednak, że za tą odwagą stoi długi czas rozmyślań, jednak siłą napędową jest fakt, że przecież z tymi samymi zawodnikami ścigam się w lidze szwedzkiej. Pomyślałem sobie zatem, że skoro tam potrafię zdobywać punkty, to czemu tu ma być inaczej?
Chociażby dlatego, że przez długi okres czasu nie miałeś okazji startować na ekstraligowych torach. Inni zawodnicy są bogatsi o to doświadczenie i łatwiej jest im walczyć mając już taką wiedzę. Parę tygodni temu rozmawiałam z Peterem Karlssonem i on przyznał, że w sezonie 2009 ma zamiar podwyższyć swoją średnią właśnie dzięki temu, że w tym roku "przypomniał sobie" inne tory.
- Z jednej strony jest to racja, ale w końcu nikt z nas nie dzwoni przed meczem do Leszna czy Częstochowy pytając trenera jaki tam dla nas przyszykował tor! Co do geometrii, ustawień motocykli i anegdot związanych z torami to mam jednak swoją tajną broń.
Niech zgadnę. Czyżby twój mechanik – Ryszard Franczyszyn?
- Bingo. Z Rysiek współpracuję od 2004 roku i powiem wprost: znalezienie takiego mechanika było krokiem milowym w mojej karierze. On w bardzo dużej mierze wpływa na to, że team pracuje jak dobra maszyna.
W takim razie, co ta maszyna może zapewnić gorzowskim kibicom w kolejnym sezonie. I nie chodzi mi tu o wypowiedź w stylu: dam z siebie wszystko. Chcę konkretnej deklaracji.
- Postawiłem sobie cel. Wynik, który jest w moim zasięgu to 6-8 punktów na mecz. To by mnie satysfakcjonowało. Nie mam zagwarantowanej ilości startów. O miejsce w drużynie będzie toczyła się walka, jeździć będzie ten, kto w danym momencie będzie w lepszej dyspozycji. Ja wiem, że stać mnie na to, żebym nie był tym, który obejrzy mecze z trybuny.
Czy tegoroczny wynik Stali to sukces czy porażka?
- Generalnie spodziewałem się wyższej pozycji... Sądzę, że pierwsza czwórka była w ich zasięgu. Z obecnym składem osiągnięcie tego celu powinno być jednak łatwiejsze.
Chcę na chwilę jeszcze wrócić do Ostrowa. Tam startowali przecież także inni zawodnicy, którzy w przeszłości bronili barw Stali. Ty, Daniel Nermark i Joonas Kylmakorpi punktowaliście w tym sezonie niemalże na jednym poziomie. Zastanawiałeś się czemu to ty, a nie ktoś z nich został powołany do powrotu do Gorzowa?
- Szczerze mówiąc to sam chciałbym wiedzieć. Jedyne co wiem to to, że "mieszał w tym palce" Tomek Gollob. Ponoć pokazano mu kilka nazwisk, a on wskazał mnie. Możecie być pewni, że uścisnę mu za to dłoń...
W Gorzowie więc będziesz jeździł z najbardziej utytułowanym polskim żużlowcem, w Lejonen masz za kumpla samego Mistrza Świata. Kim jest Nicki Pedersen – partnerem czy indywidualistą?
- Obserwując Nickiego widzę dwie osoby. Dla drużyny jest bowiem gotów zrobić wszystko. Startując z nim nie czujesz dystansu. Pomaga w ustawieniach motocykli, ciągle doradza, obserwuje. W Gislaved każdy wie, że to naprawdę fantastyczny facet. Nie mogę powiedzieć, że inaczej jest w Grand Prix. Każdy z nas wie, że Nicki potrafi być nerwowy, ale nie ma się co dziwić. Tam toczy się walka na najwyższym poziomie, a stawką jest sam tytuł Mistrza Świata. On wie, co ma robić i jak widać, robi to najlepiej ze wszystkich. Według mnie to wielki sportowiec.
Przyznaj się, długo imprezowaliście po zdobyciu tytułu Drużynowego Mistrza Szwecji?
- Nawet mi nie mów... To nie chodzi o to, że była długa impreza, po której nikt nic później nie pamiętał! Tu chodzi o emocje, o radość. Przed sezonem byliśmy drużyną niedocenianą, beniaminkiem. Nagle okazało się, że jesteśmy w stanie zawojować Elitserien. To było niesamowite, długo nie mogłem uwierzyć, że to prawda.
Na Twoją radość pewnie wpływa również fakt, że Gislaved to twoje rodzinne miasto. Jesteś tam już gwiazdą?
- Gwiazdą to może nie, choć przyznam, że jestem dość rozpoznawalny. Nie jest to jednak duże miasto, zaledwie 10.000 mieszkańców. Niemniej jednak cieszę się z tego sukcesu, bo rodzinne miasto to najlepsze miejsce, gdzie można było tego dokonać. Poza tym jestem też przecież kapitanem drużyny. Dlatego ten sukces ma swój niezapomniany smak.
Ilu kibiców przychodziło kibiców Gislaved?
- Czasem nawet 7.000.
Co się wtedy musiało dziać w mieście?! Ulice, sklepy, domu musiały być opustoszałe.
- Wbrew temu, co się mówi o kiepskim poziomie atrakcyjności żużla w Szwecji, w Gislaved tak się właśnie działo, na ulicach było pusto. A skoro patrzymy na liczby to speedway jest w Szwecji trzecim pod względem popularności sportem.
David, gdy patrzę teraz na Ciebie i widzę, jak jesteś szczęśliwy z tego co robisz, głos mi staje w gardle, gdy przypomnę sobie ten nieszczęsny wypadek z Gorzowa.. .Czy chcesz na ten temat w ogóle rozmawiać?
- Nie mam już z tym problemów. Dawaj.
Widziałeś ten wypadek na video?
- Widziałem raz. I już więcej nie chcę.
Pamiętasz z jakim zawodnikiem doszło do kolizji?
- Pamiętam... Nie chcę jednak przywoływać nazwiska. Żużel to sport, w który wpisane są kontuzje. Każdy z nas decydując się na uprawianie go profesjonalnie musi takie ryzyko podjąć.
Co czułeś zaraz po wypadku?
- Strach. Bałem się, że mój stan będzie na tyle ciężki, że nie będę mógł chodzić. Gdy tylko się obudziłem, to przerażające myśli chodziły mi po głowie. Potem na szczęście okazało się, że uraz jest całkowicie wyleczalny. Gdy tylko zacząłem chodzić, trzeba było zastanawiać się nad powrotem do sportu.
Twoi bliscy namawiali Cię czy zniechęcali?
- Jak najbardziej namawiali! To właśnie oni byli motorem napędowym, który nakręcał mnie, żebym ćwiczył, trenował, wracał do zdrowia. Wspierali mnie z całego serca i to dzięki nim tak szybko powróciłem na tor.
A gdy tylko mogłeś znów wsiąść na motor...
- Byłem jak nowonarodzony. To chyba jeden z najlepszych momentów w moim życiu.
Rok spędzony w Ostrowie był zatem sezonem przełomowych? Powróciłeś w końcu do takiej dyspozycji, do której przyzwyczaiłeś swoich kibicom.
- Jestem już w 100 proc. tym zawodnikiem, jakim byłem przed kontuzją. Teraz czas na krok do przodu.