Pojeżdżę jeszcze minimum piętnaście lat - rozmowa z Adamem Pawliczkiem, zawodnikiem i trenerem RKM Rybnik

Adam Pawliczek to idol miejscowych fanów RKM Rybnik. W przyszłym roku będzie pełnił funkcję jeżdżącego trenera. To zaszczyt dla tego zawodnika, ale zarazem ogromne wyzwanie, któremu chce podołać.

Michał Stencel : Adam, czy od razu, kiedy otrzymałeś propozycję objęcia obsady jeżdżącego trenera, uwierzyłeś, że propozycja jest poważna czy uznałeś, że to jednak kawał ?

Adam Pawliczek: Nie, nie od początku wiedziałem, że propozycja jest poważna. Powiem więcej, dobrze się stało, że po tylu latach wróciłem do mego kochanego miasta. Mam nadzieję, że jeszcze pojeżdżę parę lat - chciałbym pobić w tym względzie Andrzeja Huszczę. Nie ukrywam, że mam zamiar pojeździć jeszcze piętnaście lat.

A w jakiej lidze chcesz pojeździć?

- No jak to gdzie? Najpierw z Rybnikiem w pierwszej, myślę ze 2-3 lata, a potem awansujemy do ekstraligi. Tam sobie poobijamy kości, ale myślę, że za jakiś czas zdobędziemy trzynasty tytuł mistrzów Polski. To byłoby coś. Do tej pory, z moim kochanym ROWem zdobywałem tylko srebrne i brązowe medale, zatem złoto by się przydało.

Co w głównej mierze zdecydowało o tym, że się zgodziłeś?

- Mam już dosyć tułaczki po kraju. Za stary jestem na to. W Rybniku jest znakomita baza do treningów i startów, zatem szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się zbyt długo.

Złośliwi jednak mówią, że w twoim wieku już nie będziesz jeździł lepiej i nie dasz sobie rady. Zatem co byś odpowiedział tym wszystkim, którzy tak mówią?

- Teraz dopiero czuję się jak młody zawodnik. Niedawno wskoczyłem do tajemniczego jeziora, które mnie odmłodziło o 15 lat (śmiech). A tak poważnie. Jestem przekonany, że przygotuję się znakomicie fizycznie. Obserwując poczynania zawodników młodzieżowych, z którymi przeprowadzam treningi, dochodzę do wniosku, że to na razie oni mnie gonią, a nie ja ich. Poza tym, przy wsparciu moich sponsorów, którzy mnie kiedyś wspierali w Rybniku, sprzętowo jestem gotowy do jazdy jak nigdy. Nie przyszedłem tutaj po to, aby się ośmieszyć, ale po to, by pokazać, że Pawliczek jeszcze coś znaczy.

Co mógłbyś powiedzieć o nowych zawodnikach. Mam na myśli szczególnie seniorów?

- Jak chodzi o Petera Junga i Ricky Klinga, to nie miałem ich okazji obserwować na torze. To jednak uznane firmy. Ronnie Jamroży to niesamowity walczak. Pamiętam, jak jeździłem z nim kiedyś w Opolu. Był jeszcze zawodnikiem młodzieżowym, a ja już wiedziałem, że to będzie dobry żużlowiec. Ma dobrą technikę jazdy i znakomity przegląd sytuacji na torze. Jeżeli chodzi o Marcina Rempałę, to oczywiście widać, że się pogubił. Po błyskotliwych występach u boku Golloba czy Rickardssona, potem przyszedł ciężki okres i teraz jest na zakręcie. Od niego samego zależy, jak to będzie wyglądało dalej. Ma nieprawdopodobny potencjał i jeśli go wykorzysta, to będzie znakomity sezon tego chłopaka. Poza tym, Marcin 27 grudnia bierze ślub i myślę, że żona pokaże mu miejsce w szeregu (śmiech). Z kolei Denis Gizatullin to także walczak, ale musi ustabilizować formę. Potrafi pojechać fenomenalnie, a za chwilkę przywozi zero. Ale ambicji nie można mu odmówić.

Na czym polega ta genialna atmosfera, o której już teraz głośno się mówi podczas treningów. Jaki jest sekret i jaka w tym twoja rola?

- No cóż, śmiech to zdrowie. Ja lubię sobie pożartować. Każde pięć sekund śmiechu, to tak jak piętnaście przysiadów. Uważam i staram się nastrajać zawodników optymistycznie i wpajać im, że nawet jak jest źle, to potem zaraz jest lepiej. Kwestia nastawienia to naprawdę ważna sprawa i tutaj przekazuję ją moim zawodnikom.

Od czasów, kiedy jeździłeś, zmieniła się geometria rybnickiego toru. W zgodnej ocenie większości zawodników, nie da się atakować pod bandą. Ty jednak od zawsze z tego słynąłeś. Czy zamierzasz wobec tego zmienić styl jazdy na rybnickim owalu?

- Bardzo żałuję, że ktoś nie do końca pomyślał zmieniając jego geometrię. To nie chodzi o Pawliczka, ale kibice sami mogą powiedzieć, że na naszym torze jest praktycznie start i koniec emocji. To nie o to chodzi. Na każdy tor jest recepta, zatem ja także ją będę musiał znaleźć. Ale faktycznie, uwielbiałem jeździć pod bandą i w dalszym ciągu będę starał się to czynić. Nie ma bardziej przyjemnego uczucia, niż to, kiedy banda zbliża się bardzo szybko, a ty odkręcasz gaz i praktycznie dotykając jej, przejeżdżasz łuk.

No właśnie, kwestia toru to kolejny temat. Nie jest tajemnicą, że zarówno Eugeniusz Skupień jak i Antoni Fojcik pracują nad tym, aby ten tor miał nieco inną specyfikę. Jak będzie wyglądała wasza współpraca, szczególnie jak chodzi o Skupienia?

- Mam nadzieję, że będzie dobrze. Ale odczuwam podtekst tego pytania. Wiem, że czasem z Eugeniuszem nie do końca rozumieliśmy się na torze, ale robiliśmy to tylko po to, aby kibice mieli troszkę atrakcji, kiedy były wygrane mecze. To czasem tak wyglądało, że jedziemy przeciw sobie. Ale to nie tak. Mimo wszystko, w boksie śmialiśmy się z samych siebie do łez. Poza tym, nie wiem czy wiesz, ale to właśnie "Egon” wciągnął mnie do żużla. Byłem swego czasu wpatrzony w jego brata, Antoniego, a ja z Eugeniuszem jeździliśmy na motorowerach do pobliskiego lasu i bawiliśmy się w żużel. To były czasy.

Adam, cztery pierwsze mecze to będą prawdziwe testy prawdy dla waszej drużyny. W zgodnej opinii większości ludzi, to bardzo dobrze, że macie trudnych rywali na początek. Czy ty także podzielasz tą opinię ?

- Marzy mi się, abyśmy mieli po tych spotkaniach 4 punkty. To byłoby super. W przeciwnym razie zrobi się niezbyt dobra atmosfera i wkradnie się nerwowość. Masz rację, to będzie niesamowity test dla nas, ale ja, jak zawsze, jestem dobrej myśli. Początek sezonu to wielka niewiadoma zarówno dla nas jak i dla gości.

Spotkanie z kibicami w Plazie już w najbliższy weekend (20- 21 grudnia – dop. red.). Czy chciałbyś zaprosić na te spotkanie kibiców ?

- Zapraszam wszystkich kibiców ROW Rybnik na spotkanie z nami. To pierwsze tego typu spotkanie i mam nadzieję, że nie ostatnie. Pozdrawiam wszystkich kibiców.

Źródło artykułu: