Amerykanie w pierwszych tegorocznych zawodach o stawkę zajęli przedostatnie, szóste miejsce. Gorsi okazali się tylko żużlowcy z Łotwy. Goście z zachodniej półkuli świata okazali się niesamowicie waleczni i byli bliscy sprawienia niespodzianki.
[ad=rectangle]
Początek turnieju przebiegał pod dyktando innych zespołów, ale na status niepokonanego po dwóch seriach startów zapracował Greg Hancock. Pierwszym pogromcą trzykrotnego mistrza świata został niesamowity tego dnia Jarosław Hampel. Jankes później nie wygrał już biegu, a w ostatnim wyścigu zanotował defekt. - Mieliśmy problem z tylnym łańcuchem - wyjaśnił 44-latek.
Jeździec ze słonecznej Kalifornii odnalazł na szybko usterkę i jechał dalej, choć bardzo wolno. Groziło mu zdublowanie, gdy tymczasem Gino Manzares przez pewien czas prowadził przed parą łotewską. Andrzej Lebiediew wyprzedził jednak 21-latka, a ten nie dojrzał sygnalizacji kierownika startu i pojechał jeszcze jedno okrążenie, pokazując tym samym jak wielkie było jego serce do walki. Dowiózł dwa punkty, co dawało w sumie 14 "oczek" dla reprezentacji USA. - To był dobry występ i w kolejnych zawodach chcemy wrócić do gry. Jestem szczęśliwy z tego powodu - podsumował "Grin".
Dla doświadczonego w boju Hancocka widok jadącego obok Manzaresa był miodem na serce. Przez chwilę jechali na 5:1. - Zgadza się, był tuż obok mnie. To wspaniałe! Naprawdę lubię tego dzieciaka. Ma niesamowite serce i jest wielce zainspirowany do jazdy. Chce wygrywać. To może zająć mu trochę czasu, ale pokazał, że jest gotowy, by ścigać się z tymi zawodnikami - ocenił swojego parowego idol amerykańskich adeptów.
Legendarny zawodnik wierzy, że doświadczenie zbierane w ten sposób przez kolejnych żużlowców ze Stanów Zjednoczonych zaprocentuje i już wkrótce reprezentacja tego kraju może się liczyć w światowej stawce, niczym za czasów Bruce'a Penhalla, Kelly'ego Morana czy Bobby'ego Schwartza. - Z każdymi zawodami jedzie coraz lepiej. Nie ma na nim żadnej presji, ma się po prostu uczyć. Mamy wspaniałą okazję, by pokazać, że znów chcemy być znaczącą siłą w żużlu. Gino jest kluczem do tego - zauważył "Herbie".
Jak wygląda współpraca dwóch amerykańskich pokoleń w parku maszyn? - Staram mu się pomagać, ile tylko mogę. Zadaje sporo pytań i chce próbować każdej możliwości. Naprawdę cenię sobie pracę z takim chłopakiem, bo kiedy tylko coś podpowiem, to on odpowiada: "Dobra, spróbuję!". To jest wspaniałe - przyznał aktualny indywidualny mistrz świata na żużlu.
Zebranym na Motoarenie Toruń im. Mariana Rosego kibicom zawodnicy sprezentowali całkiem ciekawe zawody. Nie zabrakło twardej walki, mijanek i zagrywek taktycznych. Tor przy ulicy Pera Jonssona po raz kolejny był chwalony przez uczestników turnieju. - Toruń zawsze jest świetny do ścigania. Nigdzie tak nie ma - mówił po zawodach Hancock - Jesteśmy gotowi na następne rundy i będziemy walczyć w Gustrow oraz w Esbjergu - dodał.
Już za tydzień startuje PGE Ekstraliga. Amerykanin podpisał kontrakt z PGE Stalą Rzeszów, która do tej pory nie trenowała jeszcze na własnym torze. - Czekamy, aż wszystko będzie jasne w Rzeszowie. Chcemy się tam udać na treningi. Jeśli nie w Rzeszowie, to potrenujemy gdzieś indziej. Pora wracać do gry - skwitował nowy jeździec Żurawi.
Powodem braku treningów przy Hetmańskiej był remont Stadionu Miejskiego w Rzeszowie, a wszystko opóźniło się jeszcze przez problem z dmuchanymi bandami. Pierwsze jazdy mają się jednak odbyć w poniedziałek. - To zawsze szkoda, bo każdy chce u siebie trenować jak najszybciej. Wszystko jest jednak w porządku i mam nadzieję, że zbierzemy się razem. Może zajmie nam to tylko trochę więcej czasu - powiedział 44-latek.
Rzeszowianie powrócili do najwyższej klasy rozgrywkowej po rocznej banicji. Oprócz Amerykanina do zespołu dołączył Peter Kildemand. Sięgnięto także po utalentowanego juniora Artura Czaję i chcącego się odrodzić Hansa Andersena. Czy Stal ma szansę zdziałać coś w Ekstralidze? - Mamy nadzieję, że tak. Jest sporo młodych żużlowców w drużynie, ale są także i ci doświadczeni. To może być dobry sezon, ponieważ mamy potencjał. Wszystko w naszych rękach, by urzeczywistnić marzenia - zakończył Greg Hancock.