Cześć! Chcecie to macie. Rzeczywiście chcecie? Tylko nie wiem po co? Od kilku miesięcy nadredaktor Damian Gapiński ze sportowych faktów.pl molestował mnie, bym płodził na tych łamach swoje żużlowe wspominki. Zresztą taki cykl popełniłem już wcześniej w "Tygodniku Żużlowym" i chwilowo go przerwałem, bo jak śpiewa zespół "Oddział Zamknięty": - Nie kupisz weny, bo na to nie ma ceny. Nadredaktor Damian mnie kusił: -Powtórzmy te wspominki-muminki na łamach SportoweFakty.pl.
Nie da się tego zrobić ani z przyczyn etycznych, ani z technicznych, bo mi twardy dysk wyleciał na Marsa i tam go pewnie zestrzeliła tarcza antryrakietowa. Nie mam już tych tekstów. Ale, ale… wreszcie jednak dałem się namówić panu Damianowi i coś Wam tu powspominam. Powiem tak: chcę być z Wami szczery aż do bólu (lecz tak by raczej nikogo za bardzo nie krzywdzić), mogą więc być jakieś sensacje, a jeżeli trafią się jakieś merytoryczne błędy czy przekłamania, tudzież niedomówienia, to tylko dlatego, że ja mam już tak, jak pewien dziadziuś, który pytał wnuczka:
- Dziecko, jak nazywa się ten Niemiec, który mi ciągle chowa okulary?
- Alzheimer Dziadku, Alzheimer.
Ja mam pamięć dobrą, tylko krótką, więc wybaczcie mi pewne potknięcia. Tych moich wspominek-muminek nie traktujcie więc jak jakiegoś historycznego i naukowego opracowania o speedwayu. Absolutnie do tego nie aspiruję. Tymi wspominkami chciałbym m.in. przybliżyć Wam siebie (jak mówi mój kolega aktor Eryk Lubos: dokonam autodestrukcji i wypłuczę, czy raczej wypluję całego siebie. Przecież w ogóle mnie nie znacie jako człowieka, a w swoich postach często wielu z Was oczernia mnie niemiłosiernie. Atakują mnie też inni dziennikarze (im się naiwnie wydaje, że jak wytrą sobie twarz Czekańskim, to chyba zaraz zyskają na zawodowym mirze – niepotrzebne kompleksy czy jakaś fobia?). I wtedy nucę sobie za bohaterem utworu wykonywanego przez zespół IRA:
Czuję się jak ruchomy cel w ulicznej bójce
składam palce w pięść, nie poddaję się.
A przecież – zrozumcie! - felieton jako chyba jedyny gatunek dziennikarski rządzi się swoimi prawami. Mogę być w nim nieobiektywny, bardzo złośliwy, agresywny, prowokujący, mogę pisać slangiem, kąsać innych i tak dalej, byle było w tekście więcej pieprzu. Byle tylko sprowokował on Czytelników do myślenia, reakcji, dyskusji.
Felieton (fr. feuilleton - zeszycik, odcinek powieści), specyficzny rodzaj publicystyki, utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający - często skrajnie złośliwie - osobisty punkt widzenia autora. Charakterystyczne jest częste i sprawne "prześlizgiwanie" się po temacie. – to jest definicja z Wikipedii. Już teraz rozumiecie na czym to polega? W skrócie: felieton to nie wazelina. Dlaczego w to "felietonowanie" brnę, znajdując sobie coraz to nowych wrogów? Bo myślę, że po tylu latach mam coś o żużlu (i nie tylko) do powiedzenia.
Moje wspominki tutaj raczej nie będą felietonowe, muszą być bardziej rzetelne, lecz i nimi chciałbym sprowokować Was do dyskusji i przemyśleń o żużlu, o tym, co się w nim i poza nim dzieje i działo, o radościach, ale i o zagrożeniach, które on niesie, a wreszcie o życiu, przemijaniu, moralności, sztuce itd. Bo wierzę, że nie macie klapek na oczach, że jesteście oczytani i inteligentni, że zrozumiecie różne odniesienia sięgające poza "czarny sport" (np. felietonista "TŻ" red. Adam Jaźwiecki po godzinach pisze wiersze). Że speedway, choć tak elektryzujący, nie przesłania Wam całego życiowego i myślowego horyzontu. Liczę też, iż interesujecie się również innymi dyscyplinami sportu. I właśnie do takich ludzi - z całym szacunkiem dla nich - adresuję swoje wspominki. Trochę tego jest, bo z żużlem związany jestem już od dziecka, kiedy miałem już odpowiedni wiek zostałem adeptem szkółki Sparty, potem dziennikarzem, kierownikiem drużyny i menedżerem. Byłem więc w samym centrum tego kotła, no i przez pewien czas byłem po drugiej stronie barykady. Dużo przeżyłem, dużo widziałem. Zyskałem wielu przyjaciół z tego środowiska, ale z uwagi na swój niewyparzony felietonowy język, jak już wiecie, mam też mnóstwo wrogów, z czego zdaję sobie sprawę. Odporny jestem na to, ale jestem też już w wieku, w którym człowiek chciałby być otoczony przyjaźnią i miłością. Brak mi tego. Pal jednak to licho, bo – mimo wszystko - wciąż tli się jeszcze we mnie duch walki (za T. Love):
Ludzie mówią, że jestem pijakiem
chodnikowym, równym chłopakiem.
Ludzie mówią, że nie trzymam tonacji,
nie ćwiczę gam nowej demokracji.
Ale ja mam w sobie mordercę,
wojownika, chcę zjeść Twoje serce.
Tym razem będzie jednak inaczej, to ja podam Wam moje serce Drodzy Kibice Żużlowi na tacy przez wiele odcinków moich wspominek-muminek. Dziś pierwsza ich odsłona, która polega na tym, że jako grzeczny człowiek chcę się Państwu gruntownie przedstawić, żebyście wiedzieli, co to za facet ze mnie i kto przychodzi do Waszego domu ze swoimi tekstami. Niech to się nazywa np. "Czekański bez tajemnic". No cóż, jestem, jaki jestem. Jeśli dziś przez to przebrniecie, to mnie wreszcie zrozumiecie. Dlaczego i po co tak piszę. I co myślę.
Cenię żużlowych fanów, bo noszą w sobie emocje i potrafią je wyzwolić, są żywiołowi, prawdziwi i żywi, gdyż mają swoją pasję i coś co ich nakręca w życiu, czyli choćby ta ich zwariowana miłość do speedwaya. A chcecie np. wiedzieć, co mnie nakręca w życiu i w żużlu? Już kiedyś mówiłem o tym w wywiadzie udzielonym częstochowskiemu dziennikarzowi:
Nie chcę, by moje życie było jak papier toaletowy, czyli szare, długie i do d…. No i pragnę dokładnie wiedzieć o czym piszę. Boksowałem we wrocławskiej Gwardii, byłem w szkółce żużlowej Sparty, mam niebieski pas w kalaki – śmiertelnej walce na noże i kije, byłem (a nawet jeszcze jestem) pilotem w rajdach samochodowych, być może wystąpię w filmie jako kaskader (naprawdę, szykuje się coś takiego) – to może właśnie moja tajemnica życia? Ryzyko, adrenalina. A może po prostu to tylko te moje cholerne kompleksy?.
Tylko czy muszę mieć kompleksy? Jestem chyba jedynym facetem, który odbył odwrotną drogę: wielu zawodników nieszczęśliwie kończy kariery żużlowe na wózkach inwalidzkich, ja zaś z takiego wózka wstałem, po to, by… siąść potem na żużlową jawę w szkółce Sparty. Kosztowało mnie to wiele potu i łez. Mało kto o tym wie. Ale to już pokrótce w następnym odcinku wspominek, który po tym dzisiejszym dłuższym prologu - takim zapoznawczym wstępie - będzie już bardziej stricte żużlowy. Obiecuję też archiwalne fotki. Tak więc… CDN.
Bartek Czekański
PS Zbliża się Wigilia to i ja przemówiłem ludzkim głosem, dlatego upraszam Was Drodzy Kibice o dzień dobroci dla zwierząt, czyli o przedświąteczne nie pastwienie się nad starym, zmęczonym Czekańskim. Pozdrawiam wszystkich. Też Was żona tak goni do sprzątania?
Ankieta personalna outsidera (czyli wiwisekcja, a może i duchowy testament Don Bartola):
Motto życiowe: "Wstań i walcz" (to za legendarnym kick-bokserem Markiem Piotrowskim, tyle że mnie się już chyba nie chce). Ale też słowa piosenki ulubionego zespołu IRA:
Nie zatrzymam się, nie zatrzymam się, jak już złapię wiatr
Niech uniesie mnie jak najbliżej gwiazd
Nie zatrzymam się, zdobędę szczyt
Nie zatrzymam się….
Tyle że mnie się już chyba nie chce…
Wymiary: 163-164 cm wzrostu (zależy na której nodze stoję), w porywach 65-73 kg wagi (głównie mięsień piwny). Innych wymiarów nie podam. Po co się dołować już tak do spodu?
Ulubione sporty (w tej kolejności): Lotnictwo, boks i inne sporty walki, Formuła 1 i WTTC, wyścigi żużlowe na trawie i na długim torze, motocross, wyścigi motorowodne, wyścigi motocyklowe szosowe, kolarstwo, speedway klasyczny.
Autorytety i idole: Poza Janem Pawłem II nie uznaję żadnych autorytetów. Nie mam też idoli, ale jeśli już, to byliby to z zagranicy Benny Urquidez i Niki Lauda, a w Polsce Marek Piotrowski i Waldemar Marszałek. Plus niesamowity Andrzej Bryl, który zaszczepiał w Polsce taekwon-do i combat kalaki, stworzył śmiertelnie niebezpieczny system walki BAS3 na potrzeby wojska oraz najlepszy na świecie Specjal Training Center m.in. dla ochroniarzy z najwyższej półki. Dumny jestem, że mogę z kimś takim współpracować (uprawiał najbardziej ekstremalne sporty, polował na marlina itd., bił się z komandosami i zakapiorami w różnych krajach, piszą o nim książki). To praktyk zaprawiony w boju, a nie jakiś gryzipiórek, teoretyk. A przy tym sakramencko inteligentny.
Ulubieni żużlowcy: Z Polski kiedyś Józef Jarmuła, czasem Zenek Plech a z zagranicy Kelly Moran, Egon Mueller i Bo Petersen. Dzisiaj: Damian Baliński, czasem Jarek Hampel, a ostatnio Daniel Jeleniewski. Tomek Gollob jest oczywiście poza konkurencją. To ikona. A z zagranicy Crump, no i czasem „Adrenalina” Jonsson.
Ulubiony stadion żużlowy: Dawny Wimbledon w Londynie i… Opole. Najładniej położony jest ten w Zielonej Górze.
Ulubiona drużyna: Tylko piłkarski Śląsk Wrocław, a z żużlowych… wszystkie! Po ostatnich niesnaskach między nami, szczególnie pozdrawiam Złomrex Częstochowa. A także Unię Leszno. No i Unibax Toruń. Wszystkiego najlepszego szczerze życzę!
Porażka: Z braku sponsorów i pomocnych dłoni, wbrew swym zamierzeniom, nie wyjechałem w tym roku na tor żużlowy. Nie zdołałem także załatwić sponsorów dla Radka Maciejewskiego i Krzyśka Pecyny z Piły, choć bardzo chciałem im pomóc. A obietnic mi naskładano, że ho, ho! Za porażkę też uważam to, iż przydarzyło mi się zostać dziennikarzem. W dzisiejszych czasach to nie jest powód do chwały.
Ulubiony samochód: opel speedster i mitsubishi lancer EVO VI (lub V). Kupię sobie chyba dopiero w przyszłym wcieleniu.
Ulubiony napój: sok pomidorowy oraz piwa Warka i Heineken. Zero gorzały już od wielu lat.
Ulubione danie: Jestem pasibrzuchem i łasuchem, ale wskażę tu na pyzy z różnym rodzajem mięsa i polane skwarkami, jakie robiła moja rodzina z kresów, jagnię z rożna nadziewane ziołami (i umiejętnie potem krojone!), kuchnię węgierską i zupy poza mlecznymi, owocowymi i chłodnikami.
Ulubiony kolor: zielony i błękitny… jak moje oczy. Ci te oci mogom kłamać? Chiba nie!
Ulubiona literatura: Paragraf 22 (i inne książki Jopsepha Hellera, np. "Coś się stało"), "Układ" Elii Kazana, "Przygody Dzielnego Wojaka Szwejka" Jaroslava Haszka, "Piękni Dwudziestoletni" Marka Hłaski, książki dla dorosłych Zbigniewa Nienackiego (naprawdę nazywał się Nowicki), tak, tak, tego od "Pana Samochodzika" dla młodzieży - np. wyszydzone przez krytykę "Raz w roku w Skiroławkach" lub "Wielki Las". Według mnie, miały klimat, a w podtekstach wyśmiewały oraz parodiowały napuszony i nienaturalny styl innych polskich tzw. literatów, zwłaszcza w scenach erotycznych. W dzieciństwie na skutek zafascynowania przeczytałem dwadzieścia trzy razy Trylogię i szesnaście razy "Krzyżaków".
Film: Szesnastominutowy surrealistyczny pt. "Pies Andaluzyjski" z 1929 roku Louisa Bunuela i Salvadore Dalego - dwoje głównych aktorów tego obrazu w późniejszych latach popełniło samobójstwo, "Wodny Świat" (bo kocham morze). Nie mogę oglądać "Titanica", "Szkoły Uczuć" i "Love Story", gdyż zawsze się na nich popłaczę niczym bóbr. Podobnie jak szef GKSŻ Piotrek Szymański lubię polskie filmy i seriale kryminalne (np. "Odwróceni", czy "Psy", ale nie tylko).
Muzyka: Każda dobra, acz jest jedno preludium Chopina, które zwala mnie z nóg, melodia z serialu "Dom", poza tym "You the sunshine of my heart", śpiewana przez Stevie Wondera, "Sweet Home Alabama", "Bolero" Ravela, "Obrazki z wystawy" Musorgskiego, lubię naszą IRĘ, rock teksański, duże big bandy, itd. Ale generalnie muza zatrzymała się dla mnie na Hendriksie, Led Zeppelin, Deep Purple czy Black Sabbath. Potem może tylko Nirvana.
Sztuka przez duże "S": Salvadore Dali (nie uwierzycie… za tła w jego surrealistycznych obrazach). Za młodu lubiłem dzieła Rubensa, bo podobały mi się panie o "rubensowskich" kształtach. Do dziś czasem to się we mnie odzywa.
Hobby: FIUT, czyli "Film I Uwentualnie Telewizja". Tak naprawdę, to leżenie na kanapie przed telewizorem z puszką piwa w ręku i strzelanie guziorami w pilocie.
Rodzaj kobiety: Ciepła, kochająca, czuła i wyrozumiała. Uwielbiam panie za ich cielesność (można by rzec, że jestem seksoholikiem – "brunetki, blondynki, ja wszystkie Was dziewczynki…"), ale czasem, a nawet często, nienawidzę je za całą resztę, czyli za bezrozumność, podłość i nielojalność, podnoszone niemal do cnoty. Zacytuję tu od razu Budkę Suflera:
Nie wierz nigdy kobiecie, dobrą radę ci dam.
Nic gorszego na świecie nie przytrafia się nam.
Nie wierz nigdy kobiecie, nie ustępuj na krok,
bo przepadłeś z kretesem nim zrozumiesz swój błąd;
ledwo nim dobrze pojmiesz swój błąd, już po tobie...
Kim chciałbym być, gdybym nie był tym kim jestem: Nikim Laudą, czyli kierowcą Formuły 1 i jednocześnie pilotem odrzutowych pasażerskich boeingów. Dlatego tak zazdroszczę Romkowi Jankowskiemu (Papie Gollobowi jakby trochę mniej z wiadomych względów), że ma licencję lotniczą. Też zacząłem się do niej przymierzać, nawet dali mi poprowadzić samolot po okręgu i nad Zieloną Górą zrobili ze mną pełną akrobację na Zlinie i na szybowcu, ale kasy mi zabrakło, żeby doprowadzić to do finału. Chciałbym być też wokalistą rockowym, ale niestety mam pierwszy stopień umuzykalnienia, to znaczy rozróżniam, kiedy grają, a kiedy nie.
Marzenia: Mały domek na wsi z ogródkiem, gdzie można by przysiąść, podumać i zrobić sobie grilla. Przydałby się kawałek łąki, na której mógłbym poślizgać się na motorze żużlowym przerobionym do jazdy po trawie. I żeby był fajny widoczek np. na góry lub na… morze (uwielbiam Gdańsk). I chciałbym być kochany. Jak to mówi o sobie mój kumpel (trenowaliśmy razem boks we wrocławskiej Gwardii), coraz głośniejszy tzw. charakterystyczny aktor Eryk Lubos, a ja teraz to zawłaszczę: "Być może mam twarz mordercy, ale wrażliwość dziecka, zaś moje serce, mimo wszystko, chce się spalić z miłości".
…I jeszcze pragnąłbym, żeby nigdzie na świecie nie cierpiały dzieci, a ludzie byli szlachetniejsi. Infantylne?
O sobie: I dalej pojadę trochę Lubosem - "w środowisku dziennikarskim, żużlowym i ogólnie sportowym, ale nie tylko, pewnie czasem uważają mnie nawet za nie do końca normalnego, bo wciąż bywam zbyt ekspresyjny w wyrażaniu emocji, nadaję na innych częstotliwościach. I nikomu nie podlizuję się. Jestem outsiderem".
Największe wady: Wybuchowość i popędliwość, tudzież huśtawka nastrojów od miłości do nienawiści.
Cechy: Umiem wybaczać, lubię pomagać innym, acz nie zawsze potrafię. Kiedyś umiałem dawać miłość. Staram się być sprawiedliwy, lecz nie zawsze mi to wychodzi. I chyba jestem odważny, skoro w swoich tekstach atakuję przeważnie tych możnych, co to są na topie. I ponoć zyskuję przy bliższym poznaniu, a kobiety wyznają mi czasem, że mam to "coś". Szkoda, że na słowach się kończy.
Czego nie lubię u ludzi: Relatywizmu moralnego, obłudy, kłamstwa, fałszu, chamstwa, egoizmu i nielojalności. Z tych wad rysuje nam się tu profil współczesnego młodego Polaka omamionego złotym cielcem konsumpcjonizmu. Wiem, wiem, zaraz powiecie, "ale z czegoś przecież trzeba żyć". No i nie cierpię anonimowych forów internetowych, gdzie z ludzi wyłażą bezwzględne zwierzęta. I liberalnych mediów też nie poważam.
Przyjaciele: Generalnie nie mam od czasu przedwczesnej śmierci mego towarzysza dzieciństwa Staszka Zuba, ale ja (pewnie bez wzajemności) za takich uważam mojego rajdowego kierowcę Krzyśka Tercjaka, Darka Hellmanna, z którym chodziłem do podstawówki i nigdy dotąd się nie pokłóciliśmy, red. Waldka Niedźwieckiego, świetnego boksera Mariusza Cendrowskiego, legendarnego trenera kick-bokserów Fightera i kadry narodowej Tomka Skrzypka, no i może Krzysia Cugowskiego, z którym ostatnio nie mam kontaktu, czy też nadredaktora Adasia Zająca z "Tygodnika Żużlowego". Generalnie większość kumpli jest przy mnie, gdy czegoś ode mnie potrzebuje. Takie życie. Tacy ludzie. W większości. Za to jak ojciec jest dla mnie znakomity trener pięściarzy Gwardii Wrocław Ryszard Furdyna. A może Wy zechcielibyście zostać moimi przyjaciółmi na śmierć i życie?
Polityka: W mojej katolickiej i patriotycznej rodzinie chyba nikt nie był w żadnej partii. Jestem niepoprawnym patriotą, nie umiem kręcić lodów, dlatego ideałami pewnie bliżej mi do PIS-u. Bardziej jednak nakręca mnie niechęć do Pomyłki Obywatelskiej (ksywa "Lodziarnia"). W liceum byłem bardzo antylewicowy, teraz już tak nie jest. Nie kapitalizm (dzisiaj wygląda on tak: zyski prywatyzujemy, straty nacjonalizujemy) i nie socjalizm, a już na pewno nie podły i bezwzględny liberalizm (odłam kapitalizmu, wyznawany przez PO i SLD). Musi być jakaś trzecia, lepsza i sprawiedliwsza droga.
Rodzina: Żona Ewa – magister pielęgniarstwa – prowadzi własną firmę i jest bardzo zapracowana, synowie: Robert (studiuje w Katowicach na AE, były wojownik combat kalaki, piłkarz juniorów Wratislavii i Polonii Wrocław, a teraz gitarzysta basowy w zespołach mocnego rocka, grał już koncerty, chcę by wrócił szybko do Wrocławia, bo tęsknię za nim) i Krystian (w maju matura, kick-bokser Fightera Wrocław, walczył już na MP juniorów według reguł K1 oraz bokser Gwardii Wrocław i klubu Red Corner mistrza świata Mariusza Cendrowskiego). Pies Ami (najważniejszy w rodzinie), 30 kilogramów, skrzyżowanie boksera z amstaffem. Ma czarny pysk zabójcy, ale jest bardzo łagodny, nawet tchórzliwy powiedziałbym, tylko mu nie powtarzajcie. Za nic w świecie nie dałbym go skrzywdzić.
Auto: Renault Clio II, wypasiona wersja extreme, należące żony.
Mieszkanie: Duże własnościowe w samym centrum Wrocławia i też własnościowe w niepowtarzalnej Bystrzycy Kłodzkiej.
Kim jestem: Polak mały, ale mój ojciec urodził się przed wojną w miasteczku Sopoćkinie pod Grodnem, czyli na dzisiejszej Białorusi, zaś moja babka ze strony matki – choć Polka – nazywała się Horaczek z domu Janeczek, acz z Chrzanowa nie pochodziła. Dziadzio Miecio Czekański był piłsudczykiem, zaś dziadzio Janeczek – kawalerzysta - poległ w kampanii wrześniowej w 39 r., ale za to wujo Janeczek ponoć bił się w czeskiej reprezentacji bokserskiej, lecz zmarł jako Polak w naszym Kłodzku. To może taki ze mnie bardziej mieszaniec, kundel? Cholera wie.
Czego się boję: Bolesnej agonii, samotności i braku miłości.
Moja modlitwa: Oprócz tych do Matki Boskiej, to pełne napięcia pytanie nieżyjącego już dziś, przedwcześnie zmarłego, Ryśka Riedla z zespołu Dżem (ja mam już prawie 50 lat i biorą z mojej półki, czas się szykować, a ostatnio wokół mnie było dużo przedwczesnej właśnie śmierci i cierpienia… zbyt dużo):
Za oknem żywi ludzie, inny wymiar, inne życie.
Czy wiesz, jak ciężko jest
Walczyć z każdym nowym dniem,
Każdej nocy modlić się o bezpieczny, spokojny sen.
Bez nadziei i bez szans spojrzeć w karty mówiąc pas
Czy przyjmiesz mnie mój Boże,
kiedy odejść przyjdzie czas?
Czy podasz mi swą rękę?
A może będziesz się bał,
będziesz się bał...
Za oknem wrzeszczą ludzie,
Szybę stłukł rzucony kamień.
Czy wiesz jak czuję się,
Gdy wy objęciach trzymam śmierć?
Gdy wyrok napisany w lekarza oczach szklanych.
Gdy lecę, lecę tak, jak ten malowany ptak.
Czy przyjmiesz mnie mój Boże...
Za oknem wrzeszczą ludzie...
Czy przyjmiesz mnie mój Boże....
Amen, więcej grzechów nie pamiętam, proszę o rozgrzeszenie. Wasz Bartek Cz.
OD REDAKCJI
Droga Don Bartola, czyli kto chce, niech czyta to "siwi", a reszta niech ominie je szerokim łukiem.
Nauka
*Bartłomiej Henryk Czekański. Ur. 9.06. 1959 r. we Wrocławiu. Skończył tam szkołę podstawową nr 63, maturę zdał w prestiżowym IX LO we Wrocławiu w 1978 r. Zaliczył 5 semestrów prawa na Uniwersytecie Wrocławskim. Zrezygnował z powodu chwilowej choroby oczu. Był zapraszany jako gość na zajęcia wydziału dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim, by przybliżył ten zawód adeptom żurnalistyki. W kółku przy parafii św. Dominika w kościele św. Wojciecha w latach 80. prowadził dziennikarskie warsztaty z katolicką młodzieżą. Oczywiście charytatywnie.
Dziennikarstwo
* Już w 2. klasie licealnej od 1976 r. pisał dla tygodnika "Wiadomości" – nagrodzony w 1981 r. w konkursie na tekst miesiąca, organizowanym przez dolnośląskie SDP.
* Krótka współpraca w "Sprawach i ludziach", teksty o sporcie i muzyce młodzieżowej. Wyleciał prawdopodobnie dlatego, że ktoś doniósł , iż podczas manifestacji rzucał kamieniami w zomowców. Pisywał wtedy też przez pewien czas ulotki dla podziemnej "Solidarności we Wrocławiu"
* W późniejszych latach 80., przez prawie 6 lat, etatowy publicysta ogólnopolskiego tygodnika "Sportowiec" – specjalność: sporty motorowe (głównie żużel) i sporty walki (głównie boks) oraz afery na tzw. poboczu sportu, także w piłce nożnej.
* Króciutko współpracował z krakowskim "Tempem".
* Od pierwszego numeru felietonista "Tygodnika Żużlowego" (wcześniej "Na wirażu"). Powrócił na łamy "TŻ" po kilku latach przerwy (na pewien czas zniechęcił się wtedy do speedwaya).
* Przez kilka lat (przełom lat 70. i 80.) pierwszy polski korespondent najbardziej prestiżowego pisma żużlowego na świecie, londyńskiego "Speedway Star". Wtedy członek "Speedway Writers And Photographers Association".
* Kiedyś współzałożyciel i dziennikarz wrocławskiego "Słowa Sportowego".
* W latach 80. miał swoje cykliczne felietony w polskim Radiu Wrocław (ale nie o sporcie).
* W 1996 i 97 r. prowadził własną audycję na żywo w popularnym wrocławskim radiu Klakson razem z Dariuszem Śledziem, a potem także z Sebastianem Szczęsnym. O żużlu dwie godziny w każdy poniedziałek.
* Wtedy też prowadził (również na żywo) kącik żużlowy w niedzielnej sportowej audycji TVP3 Wrocław Arkadiusz Dziubka.
* Sekretarz redakcji młodzieżowego pisma "Iglica" (lata 80.).
* Stały wieloletni współpracownik "Słowa Polskiego".
* Od 1 maja 1998 r. etatowo w Gazecie Wrocławskiej: od dziennikarza działu sportu, poprzez kierownika tego działu do sekretarza redakcji, odpowiedzialnego za działy informacji i wydawca gazety.
* Wydawca połączonej gazety "Słowo Polskie/Gazeta Wrocławska". Potem samodzielny publicysta piątkowego Magazynu tej gazety, gdzie pisywał m.in. dłuższe lub krótsze wywiady z najpopularniejszymi i największymi gwiazdami polskiej telewizji i kina (np. z Maciejem Stuhrem, Mirosławem Baką, Maciejem Zakościelnym, Markiem Włodarczykiem Moniką Richardson, Magdą Mołek, Agnieszką Dygant, Magdą Schejbal oraz Erykiem Lubosem – ten kawałek stał się głośny w kręgach teatralnych i filmowych itd.), wreszcie dział krajowy i znów sportowy.
Kilka razy wyróżniony za teksty (m.in. za wywiad z Mariolą Gołotą, za materiał o filmowych kaskaderach i ich współpracy z aktorami, o Tercecie Egzotycznym) przez ogólnopolski koncern Polskapresse w Warszawie.
Otrzymał też dyplom dla najbardziej pracowitego ("niezmordowanego" ) pracownika Gazety Wrocławskiej. Odszedł z firmy pod koniec marca 2006 roku w pełnej zgodzie, bo jak mówi: "nadszedł wówczas czas na nowe dziennikarskie wyzwania".
* Przez pewien czas dziennikarz warszawskiego "Nowego Sportowca".
* Czas teraźniejszy: Obecnie jako wolny strzelec publikuje w "Tygodniku Żużlowym" oraz w internecie na www.sportowefakty.pl i na www.polskiboks.pl. W minionym sezonie żużlowym co poniedziałek wygłaszał też na wizji felieton żużlowy w magazynie "Wokół toru", nadawanym w TVP Sport, TVP Info i na www.itvp.pl.
Inne (w tym prestiżowe nagrody):
* Do niedawna prezes Dolnośląskiego Klubu Dziennikarzy Sportowych, zrezygnował z uwagi na nadmiar obowiązków i marazm środowiska.
* Za 2005 r. jako jeden z kilku krajowych żurnalistów nominowany do statuetki "Stanley" dla najlepszego polskiego dziennikarza piszącego o boksie.
* Specjalna kapituła przyznała mu nagrodę im. red. Macieja Bilewicza dla Najlepszego Dziennikarza Sportowego na Dolnym Śląsku w 2006 roku.
* Na warszawskim Torwarze dostał statuetkę "Stanley" dla najlepszego polskiego dziennikarza sportowego roku 2006, piszącego o sportach walki w internecie, był też nominowany w kategorii dziennikarz prasowy.
Biura prasowe:
* Prowadził i organizował we Wrocławiu biura prasowe na mistrzostwach świata na żużlu, m.in. ostatnio na speedwayowej Grand Prix Europy ‘2007, na Złotym Kasku ‘2008, na walkach Andrzeja Gołoty oraz Krzysztofa Włodarczyka w Hali Ludowej, a także w Jeleniej Górze na mistrzostwach Europy w rajdach enduro.
Uprawiał lub uprawia sporty:
* Zaczynał jako bramkarz trampkarzy Ślęzy i Śląska Wrocław (ale to był króciutki okres) oraz drużyn podwórkowych. Jak sam mówi: nie urósł, więc musiał zmienić dyscyplinę.
* W latach 70. i 80. członek szkółki żużlowej Sparty Wrocław (sporadycznie potrenował też na torze Hackney w Londynie).
* Były junior bokserskiej Gwardii Wrocław. Ma obiecaną walkę zawodową, być może będzie to pokazowy pojedynek z samym Maćkiem Zeganem, który już się na nią wstępnie zgodził.
* Posiadacz niebieskiego pasa w filipińskiej sztuce walki kalaki combat m.in. na rattanowe kije oraz noże – certyfikat nadany przez centralę na Filipinach.
* Trenował także przez krótki czas kick- boxing.
* Latał w samolotowych rajdach dziennikarzy i pilotów.
* Licencjonowany pilot wrocławskiego kierowcy rajdowego Krzysztofa Tercjaka. W 2000 r. mitsubishi lancerem EVO V zajęli w mistrzostwach Polski 5. miejsce w grupie N i 10. w klasyfikacji generalnej. Stawali na podium grupy N w poszczególnych rajdach (np. dwukrotnie w Rajdzie Wisły –eliminacji do ME - i raz w Rajdzie Warszawskim). Zdobywca wielu pucharów na lokalnych imprezach rajdowych.
* Teraz z ciekawości zamierza trenować oprócz klasycznego boksu streetboxing i MMA oraz współpracować ze Special Training Center (m.in. dla ochroniarzy VIP-ów) legendarnego Andrzeja Bryla.
* Nie zarzucił planów powrotu na żużlowy tor przynajmniej w konkurencji amatorów, a jak się uda, to może w wyścigach na trawie czy na długim torze.
* Są realne przymiarki do tego, by wystąpił w filmie jako… kaskader.
Te wszystkie plany oczywiście wypalą tylko wtedy, gdy starczy czasu, zdrowia i sponsorów.
Menedżer (organizator):
* Były menedżer żużlowych drużyn Sparty ASPRO Wrocław (91-92 r.) – awans do Ekstraklasy, Atlasu Wrocław (96-97, niestety spadek w 97 r.), przez kilka miesięcy (do końca kwietnia) menago Iskry Ostrów Wielkopolski (97-98 r.), były menedżer bokserów Gwardii Wrocław (2004-2005 r.) – brązowy medal w lidze.
* Pomaga też "z doskoku" zawodowym pięściarzom Mariuszowi Cendrowskiemu, Piotrowi Wilczewskiemu, Wojciechowi Bartnikowi i Maciejowi Zeganowi i innym, np. kick-bokserom. Zna się z najlepszymi polskimi bokserami i promotorami pięściarstwa. Współpracuje blisko z wrocławskim utytułowanym klubem kick-boxingu "Fighter".
* Współorganizował dwie walki Andrzeja Gołoty w Hali Ludowej we Wrocławiu (z Ziggym Rozalskim i Polsatem) oraz większość imprez bokserskich i kick - bokserskich, które odbyły się w hali Orbita, w tym K1 i wiele podobnych gal na Dolnym Śląsku, a także samochodowy wyścig na rzecz Wielkiej Orkiestry Pomocy Świątecznej Jerzego Owsiaka na Podwalu we Wrocławiu. I mnóstwo festynów sportowych (także na rzecz dzieci).
* Kilka razy współorganizował kolacje wigilijne dla dziennikarzy-emerytów, czy plebiscyt "Słowa Polskiego" na najlepszych sportowców i trenerów Dolnego Śląska. Współorganizował też bale kończące taki plebiscyt.