Mateusz Kędzierski: Wrocławianie byli piekielnie szybcy na tym torze, zwłaszcza Tai Woffinden. Uciekli wam w końcówce i ostatecznie wygrali 52:38. Co poszło nie tak?
Leon Madsen: Nie wiem. Ostatnie dwa wyścigi były niezwykle szybkie. Przegraliśmy różnicą 14 punktów, ale myślę, że u siebie jesteśmy w stanie zdobyć punkt bonusowy. Będziemy musieli się mocno postarać, ale jest on w naszym zasięgu.
[ad=rectangle]
Początek spotkania był naprawdę dobry w twoim wykonaniu. Później było nieco gorzej. Zdobyłeś 8 punktów i 2 bonusy, a w ostatnim swoim biegu zanotowałeś defekt.
- Jeśli chodzi o mój występ, to uważam, że początek był udany. Podczas pierwszych wyścigów byłem szybki, a później straciłem trochę na mocy. W ostatnim wyścigu wybuchł mi silnik. Jestem pewien, że gdyby nie to, zdobyłbym w tym biegu dwa lub trzy punkty, bo po starcie miałem niewielką stratę do Maćka (Janowskiego) i Michaela (Jepsena Jensena). Czułem, że jestem w stanie ich pokonać, ale niestety przytrafił mi się defekt. To już siódmy silnik, który mi wybuchł w tym sezonie! To chore.
Da się coś z nim jeszcze zrobić, czy nadaje się do wyrzucenia?
- Wyrzucę go do kosza. Być może poszukam nowego tunera, który będzie w stanie przygotować dobre silniki.
Rozmawialiśmy na temat twojego sprzętu po pierwszym spotkaniu ligowym w Tarnowie. Wtedy narzekałeś na swoje motocykle i krytykowałeś silniki. Jak ta sprawa wygląda teraz? Wspomniałeś o siedmiu zniszczonych silnikach, ale jednak przywozisz punkty. Czy poprawa w sprzęcie jest widoczna?
- Tak, na torze jestem szybszy. Podczas meczu we Wrocławiu używałem nowego silnika i jest zdecydowanie lepiej. Korzystałem z niego także podczas spotkania w Grudziądzu. Jest on naprawdę szybki. Z drugiej strony, nie jest dobrze, gdy wybuchają ci silniki, więc wraz z teamem muszę się zastanowić, czy nie poszukamy jakichś nowych rozwiązań.
Wygraliście wyjazdowe spotkanie w Grudziądzu i wielu dawało wam spore szanse na zwycięstwo również we Wrocławiu. Ostatecznie przegraliście z wrocławianami. Spotkanie bez punktów zakończył Artur Mroczka, nie popisali się również juniorzy. Czy to było powodem porażki?
- Nie jestem odpowiednią osobą, by odpowiadać na to pytanie. Powinieneś zapytać trenera. Wszyscy zawodnicy muszą zdobywać punkty, by myśleć o zwycięstwie. Niezwykle ciężkie spotkania są co niedzielę. Jeśli dwóch, trzech zawodników jedzie słabo, jest o wiele trudniej. Ja nie chcę nikogo winić, bo wiem, że każdy dał z siebie wszystko. Być może chłopaki mieli problemy ze sprzętem. Nie wiem. Niestety taki czasami jest ten sport. Wszyscy jesteśmy rozczarowani po meczu we Wrocławiu i będziemy chcieli wygrać w Rzeszowie.
We Wrocławiu startowałeś w latach 2008-2010, a trenerem drużyny był wówczas Marek Cieślak. Jak wspominasz ten czas? Lubisz Wrocław?
- Przydarzyło mi się zbyt wiele wstrząśnień mózgu, by pamiętać rok 2008 (śmiech). Oczywiście żartuję. To był dobry czas. W niedzielę również czułem się dobrze na tym torze. Na początku spotkania byłem szybki. W moim trzecim wyścigu spaliłem sprzęgło, więc musieliśmy je później wymienić. Jeśli chodzi o sprzęt, to mam pecha i wierzę, że gdy dojdziemy z nim do ładu, to będę zdobywał o dwa, trzy punkty więcej. Jadę obecnie na dobrym poziomie. Słabsze spotkanie zaliczyłem w Lesznie, ale jeśli utrzymam ten poziom, czyli będę punktował w okolicach 10 „oczek”, to będzie dobrze. Jestem pewien, że gdy silniki zaczną dobrze pracować, to będzie znacznie lepiej. Sprawy układają się dobrze. Na ten moment nie wygramy ligi, ale w październiku jesteśmy w stanie tego dokonać.
Jak pamiętasz starty w barwach wrocławskiej drużyny? Czy jazda w tym klubie sprawiała ci frajdę?
- Śmieszne pytanie. Nie wiem co powiedzieć (śmiech). Oczywiście to była dobra zabawa. We Wrocławiu są świetni ludzie, mam tutaj wielu znajomych. To fajne miasto, bardzo je lubię.
[b]
W niedzielę w Rzeszowie odbędzie się niezwykle ważne spotkanie. Czas na derby Polski południowej. Wasi rywale - PGE Stal - mają w składzie znakomitych liderów w postaci Grega Hancocka i Petera Kildemanda. Czeka was ciężki mecz, ale nie jesteście bez szans. [/b]
- Zgadza się, ale Unia Tarnów ma w składzie Martina Vaculika, Kennetha Bjerre, Leona Madsena, Janusza Kołodzieja, więc…
Więc macie szanse na dobry wynik w Rzeszowie.
- Oczywiście. Uważam, że jesteśmy jednym z najmocniejszych zespołów w całej lidze. Przegraliśmy mecz we Wrocławiu, ale nie straciliśmy szans na zdobycie tytułu Drużynowego Mistrza Polski.
Czy ten derbowy pojedynek będzie dla ciebie szczególny, czy może potraktujesz go jak każdy inny?
- Zdecydowanie to będzie wyjątkowy mecz. To są derby, a fani traktują je priorytetowo. Musimy wygrać ten mecz i wierzę, że wszyscy podejdziemy do tego spotkania zmotywowani i damy z siebie wszystko.
W Rzeszowie z pewnością głośno - mam tu na myśli doping kibiców obu drużyn. Czy będzie to miało wpływ na wasz występ?
- Zdecydowanie tak. Liczę, że do Rzeszowa przyjedzie sporo kibiców z Tarnowa. Im więcej fanów zawita na stadion, tym większa presja będzie na nas ciążyć, bo przecież nikogo nie chcemy rozczarować. Chcemy pojechać na 100 proc. i wygrać. Dla nas kibice są jak ósmy zawodnik w drużynie. Oni zawsze motywują nas do dobrej jazdy.
a po meczu z Apatorem 5 silników ponoć kupił