- Wynik wysoki, choć wyścigi były ciekawe i emocjonujące. Chyba na tym speedway powinien polegać - mówił po spotkaniu Stanisław Chomski.
Rzeczywiście trochę się działo na torze przy Śląskiej, ale tylko gospodarze potrafili wykorzystać te dobre ścieżki. Tak wysoka wygrana nie wszystkich musi jednak radować. - Nie wiem czy prezes się cieszy, bo trzeba sięgnąć do kieszeni. Ostatnio były przegrane, ale z wynikiem, który przysparzał kosztów. Wynik jednak kosztuje i trzeba za niego płacić - powiedział pół żartem, pół serio trener MONEYmakesMONEY.pl Stali Gorzów.
[ad=rectangle]
Gorzowianie nie dali praktycznie żadnych szans Jaskółkom, które w trakcie całego meczu zdołały odnieść tylko jedno biegowe zwycięstwo. Takiego rezultatu mało kto się spodziewał. - Okazaliśmy się zdecydowanie lepsi. Od początku meczu cały czas budowaliśmy przewagę, mimo że był to trudniejszy - moim zdaniem - rywal niż Rzeszów. Tam przewaga była budowana bardzo powoli i przełom nastąpił dopiero po jedenastym wyścigu. Cieszy mnie to, że końcówka znowu była piorunująca i udana, zwłaszcza dwunasty bieg, kiedy Bartek z trzeciej pozycji przedarł się na pierwszą, czy piętnasty, gdzie Niels tak samo się przebijał. To oznacza, że zawodnicy zaczynają rozumieć ten tor, który udaje mi się mozolnie z toromistrzem przygotowywać. Mimo zagrożenia, jakie narzuciła Ekstraliga, z powodu złych prognoz pogody, udało się ten tor przygotować, żeby w pewnym momencie zaczęły "chodzić" ścieżki - tłumaczył szkoleniowiec.
Żółto-niebiescy nie popadają jednak w hurraoptymizm, bo wciąż nie wszystko jest jeszcze tak, jak być powinno. Nie da się jednak zaprzeczyć temu, że w najważniejszych momentach gospodarze nie zawodzili. - Jeszcze dużo jest do poprawienia. Na pewno nie ustrzegliśmy się błędów. Cieszy wyścig ósmy, bo to mógłby być taki moment zwrotny. Tarnowianie rzucili rezerwę taktyczną, ale z 1:5 zrobiło się 2:4. Kasprzak przedzielił parę gości. Do tego wyścig dziewiąty, w którym Sundstroem wraz z Nielsem ograli Vaculika i Bjerre. Te dwa biegi mogły przynieść niekorzystny dla nas przełom, a okazało się, że to był wiatr w plecy. Znowu było mozolne budowanie przewagi i bronienie pozycji - analizował Chomski.
Niektórzy zastanawiali się, dlaczego więcej szans nie dostali słabsi zawodnicy w momencie, gdy wynik był już pewny. - Chciałoby się puścić zawodników, którzy najbardziej potrzebują jazdy. Adrian, Kasprzak i Świderski na pewno są w takiej sytuacji, ale to jest sport zawodowy. Żużlowcy muszą wiedzieć, że mam jakieś zasady. Jeżeli wycofuję Świderskiego, to nie mogę sprawić komuś prezentu. Nikt nie płaci tutaj za to, że mecz wygrywa się kolektywnie, tylko punkty zbiera się na torze. Mam nadzieję, że jest zrozumienie tej sytuacji. Ci, którzy odstają, muszą się wziąć do pracy. Chciałbym zawsze mieć taki kłopot jak teraz, że nie tylko czwórka zawodników kandydowała do biegów nominowanych - wyjaśnił opiekun gorzowskiej ekipy.
Szczególnie większe oczekiwania są wobec Krzysztofa Kasprzaka, który jest przecież kapitanem. Spore szanse na lepszy dorobek miał z kolei Piotr Świderski. - Kasprzak sam się więcej po sobie spodziewa. Były niezłe starty, ale motocykl nie spisywał się najlepiej na trasie. Starty poprawił Piotrek Świderski, ale na trasie to nie było to - stwierdził trener Stali.
Gorzowianom miała nie sprzyjać pogoda, ale ostatecznie pojawiły się jedynie drobne opady. W dniu meczu takowe przeszły rano, a potem pięknie się wypogodziło. Niemniej jednak mecz był zagrożony i pieczę nad nawierzchnią sprawował komisarz Józef Piekarski. - Tor różnił się trochę od tego, jaki był przygotowany na mecz z Rzeszowem, ale takie były wymogi komisarza i trzeba było tak zadziałać, aby wilk był syty i owca cała - zakończył Stanisław Chomski.
[b]Skrót meczu MONEYmakesMONEY.pl Stal Gorzów - Unia Tarnów
[/b]