Kinga Taisner: Mecz w Gorzowie możecie zaliczyć raczej do średnio udanych. Jakbyś ocenił postawę MRGARDEN GKMu Grudziądz?
Krzysztof Buczkowski: Ten mecz nie był średni w naszym wykonaniu, tylko bardzo słaby. Odstawaliśmy od samego początku do samego końca. Nikt tak naprawdę nie potrafił znaleźć złotego środka na ten tor i dostaliśmy baty do dwudziestu siedmiu, więc tu już się zabawa niestety kończy.
[ad=rectangle]
Mówisz o zakończonej zabawie? Czyżby Gorzów wybił wam z głowy żużel i poddajecie się już w walce o utrzymanie w PGE Ekstralidze?
- Gorzów pokazał nam nasze miejsce w szeregu, ale na pewno się nie poddajemy. Mamy jeszcze pięć meczów, w tym trzy na wyjeździe i myślę, że dużo jeszcze może się zdarzyć. Trzeba nam lepszej postawy na wyjazdach.
Przyjeżdżaliście do Gorzowa z nadzieją na walkę o bonus? A może tylko dlatego, że trzeba było to spotkanie odjechać?
- Oczywiście, chcieliśmy walczyć, bo jeśli byśmy nie chcieli, to po co tu w ogóle przyjeżdżać? Ale gospodarze pięknie nas wypunktowali. Juniorzy w Stali pojechali świetnie, cała seniorska formacja też. Tam nie było słabych punktów, a niestety żaden z nas nie postawił się znacząco ekipie z Gorzowa. Nie mogliśmy się do nich nawet zbliżyć.
Tor na Stadionie im. Edwarda Jancarza zazwyczaj odpowiadał Krzysztofowi Buczkowskiemu, tym razem jednak nie do końca wyszło...
- To nie jest tak, że tor w Gorzowie mi zawsze odpowiada. Lubię tutaj jeździć, ale nikt nie ma patentu na tor i nie zawsze jak przyjedzie, będzie jeździł dobrze.
W czym upatrujesz powodów twoich problemów na tym torze w niedzielę?
- Starałem się w tym meczu jak mogłem, ale ewidentnie nie szły mi starty, a później było różnie. Naciułałem te 9 punktów, ale to naprawdę jest kropla w morzu tego, czego bym od siebie oczekiwał. Tak naprawdę na nas, liderach opiera się wynik, a punktujemy niekoniecznie dobrze. Ale cóż, to już było, trzeba wyciągnąć wnioski i jechać dalej.
A czy powodem mógł być fakt dość mocnego nasączenia toru wodą?
- Czy ja wiem? Czy był nasączony mocno wodą… kurzyło się, więc nie było aż tak źle z tą wodą. Wiem, że tutaj padało, ale jak na takie warunki tor był naprawdę świetnie przygotowany, więc myślę, że organizatorzy nie mają sobie nic do zarzucenia i nie ma jakichś niedomówień w stosunku do toru. Mogliśmy się bezpiecznie ścigać.
Przed tobą kolejne zawody w Gorzowie - tym razem będzie to finał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Nie potraktowałeś przypadkiem tego meczu trochę jak treningu przed batalią o tytuł mistrzowski?
- Nie, nie traktowałem tego meczu, jako treningu. Spotkanie za tydzień w Gorzowie to zupełnie inny rozdział, zawody indywidualne, gdzie każdy jedzie na swój wynik. Mam nadzieję, że w przyszłą niedzielę będę o wiele skuteczniejszy i pokuszę się o coś więcej niż jakaś tam pierwsza ósemka. Celuję w tym roku w medal i myślę, że to mi się uda.
W Gorzowie wystąpi sporo miejscowych zawodników. Jak widzisz własne szanse? Kogo upatrujesz jako głównego rywala?
- Na pewno będzie trudno. Rywale to na przykład Bartek Zmarzlik, który świetnie czuje się na tym torze i nawet po przegranym starcie wie, gdzie jechać. Nie będzie jednak liczyć się tylko on, bo przyjedzie tutaj najlepsza szesnastka zawodników Polski. Ściganie będzie fajne, a wygra najlepszy zawodnik. Zobaczymy w niedzielę.
Rozmawiała: Kinga Taisner