Przed Bartoszem Zmarzlikiem nadludzki wysiłek. Finał IMŚJ w Lonigo odbędzie się w sobotę o godzinie 21:00. O 12:45 następnego dnia junior MONEYmakesMONEY.pl Stali Gorzów ma być już w Lesznie, gdzie odbędzie się kontrola techniczna przed finałem MIMP. Zawody wystartują o 15:00. Jeszcze tego samego dnia (o 19:30) wicemistrz Polski wraz z Krzysztofem Kasprzakiem ma walczyć w MPPK. - Oznacza to, że Bartek odjedzie trzy imprezy w ciągu 24 godzin. Co o tym myślę? Komuś znowu zabrakło wyobraźni - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Ireneusz Maciej Zmora.
[ad=rectangle]
- Wcale się nie dziwię, że ktoś martwi się o zdrowie Bartka. Tyle imprez w takim czasie to już przesada. Przyznam szczerze, że nie rozumiem tej sytuacji, bo termin finału IMŚJ był znany wcześniej i można było pozostałe imprezy, o których mowa, zdecydowanie rozsądniej poukładać - komentuje ekspert portalu SportoweFakty.pl Marian Maślanka. Warto również dodać, że duży wysiłek czeka także Pawła Przedpełskiego. Jego sytuacja jest jednak o tyle lepsza, że KS Toruń nie startuje w finale MPPK.
W całej sprawie z pewnością trudno dziwić się postawie gorzowian, którzy zgłaszają zastrzeżenia do ułożenia żużlowego kalendarza. Przed Stalą już wkrótce kluczowe spotkania w PGE Ekstralidze, które zdecydują o tym, czy drużyna prowadzona przez trenera Stanisława Chomskiego awansuje do fazy play-off. - Stal jest głównym pracodawcą Bartka, on jest ważny dla drużyny, a awans do czwórki może mieć wpływ na wynik finansowy klubu. Obawy gorzowian są uzasadnione. Na miejscu Stali podjąłbym decyzję, żeby Zmarzlik we wszystkich tych imprezach jednak nie jechał. Kalendarza już nie zmienimy. Jest na to zdecydowanie zbyt późno. Działania na tym polu można było podejmować, ale znacznie wcześniej. Inna sprawa, że Bartek jest ambitnym sportowcem i na pewno chce jechać we wszystkich zawodach. Trudno się dziwić, że ma takie podejście, bo to normalne - wyjaśnia Marian Maślanka.
Dużą liczbę imprez w krótkim czasie najczęściej tłumaczy się brakiem możliwości innego ułożenia kalendarza. Ten argument nie przemawia jednak w omawianym przypadku do gorzowian. - Przy odrobinie dobrej woli rzeczywiście dało się to zrobić inaczej i uniknąć problemów - dodaje były prezes częstochowskiego Włókniarza.
- Największym problemem jest hipokryzja. Mówimy o bezpieczeństwie zawodników, a układamy kalendarz sposób wysoce nieprzemyślany. Przez to narażamy zawodników na zmęczenie, a w konsekwencji na kontuzje. Żużlowcy mogą oczywiście zrezygnować z ważnych dla siebie imprez, ale przecież nie o to powinno chodzić w sporcie. To również pokazuje, że ktoś nie ma szacunku dla klubów, których zawodnicy żyją przede wszystkim z ich kontraktów. To za te pieniądze żużlowcy reprezentują później nasz kraj na arenie międzynarodowej. A inny wolny termin w kalendarzu w tym przypadku na pewno dało się znaleźć. Chodziło jednak o wygodę organizatora. Rozumiem ten argument, ale bezpieczeństwo zawodników to jednak większa wartość - tłumaczy prezes mistrzów Polski Ireneusz Maciej Zmora.