Piotr Walkowiak: Bardzo dobry występ w niedzielę w twoim wykonaniu - 11 punktów oraz dwa bonusy. Do tego wygrana twojej drużyny z PGE Stalą Rzeszów 57:32. Jak możesz podsumować to spotkanie?
Grzegorz Zengota: Wysokie zwycięstwo to jedna rzecz, która cieszy. Druga, to mój wynik indywidualny. Straciłem jedynie dwa punkty.
[ad=rectangle]
W Lesznie w okolicach godziny 16:00 padał deszcz. Ostatecznie szybko jednak przyszło rozpogodzenie i mecz został bez większych problemów rozegrany.
- Pogoda przygotowała dobry tor, który był do walki. Odsypywał się i można było walczyć na całej jego długości i szerokości. Mogliśmy wynosić się, robić przycinki, atakować "piką", więc co do widowiska, to myślę, że spotkanie było rewelacyjne. Ci kibice, którzy przyszli na to spotkanie wyszli na pewno z niego zadowoleni. Mimo że rywal na papierze nie wyglądał obiecująco i na takiego, który mógłby mógłby nam zagrozić, ale jechali naprawdę dobrze i w niektórych biegach krwi nam napsuli. Nie było lekko, ale ostatecznie to my zwyciężyliśmy.
Dużo upadków zanotowano w tym meczu. Jak myślisz, czy to tor mógł w pewien sposób się do nich przyczynić?
- Tor był na tyle dobrze przygotowany, że nikt nie chciał odpuszczać. Trzeba jednak zauważyć, że niektórzy nie do końca panują nad swoimi motocyklami i czasem po prostu przeszarżują. Przez to mieliśmy aż tyle upadków. Do tego doszły taśmy i różne wykluczenia, czego efektem były przedłużające się zawody.
W swoim drugim starcie z pierwszego pola bardzo szeroko wyniósł się Nicki Pedersen. Peter Kildemand musiał przez to poszerzyć swój tor jazdy, w czego efekcie znalazłeś się blisko bandy i upadłeś. Nie było szans na utrzymanie się na motocyklu?
- Nicki wywoził Petera i to próbowałem też wykorzystać. Byłem za kołem i jechaliśmy wszyscy w miarę w kontakcie. Poszedł efekt domina i zabrakło dla nas miejsca. Z dwojga złego może i dobrze się stało, bo w powtórce byłem znacznie szybszy.
W powtórce tej gonitwy przez pewien czas jechał przed tobą Artur Czaja. Atakiem w pierwszym wirażu pod łokieć wyprzedziłeś jednak rzeszowianina, który po chwili się przewrócił.
- Kontaktu tam nie było. Nie czułem, żebym go dotknął. Jak zobaczyłem wolne miejsce, to starałem się to wykorzystać. Wiadomo, że każdy atak trzeba przeprowadzać tak, by nie doprowadzać do kontaktu i nie wybijać przeciwnika z rytmu. Artur w tej sytuacji sam się wywrócił i dlatego sędzia jego wykluczył.
Również w ostatnim biegu doszło do upadku. Musiałeś zachować czujność, bowiem tuż przed twoim nosem upadł Karol Baran.
- Przede mną upadł Karol, ale na szczęście udało mi się go ominąć. Potem wstał o własnych siłach i mogliśmy powtórzyć ten wyścig. Miałem czwarte pole, które pod koniec zawodów jest po prostu jednym z gorszych pól, gdyż każdy podczas wyścigu dojeżdża do bandy, przez co jest wyjeżdżone. Wiedziałem, że będzie ciężko z niego wystartować, ale byłem szybki na dystansie i w tym właśnie aspekcie starałem się szukać swojej szansy.
Za tydzień w Lesznie kolejny mecz ligowy. Tym razem przyjeżdża gorzowska Stal. Przeciwnik wydaje być się zatem trudniejszy.
- Na papierze wyglądają lepiej i też widać to w tabeli, że wiedzie im się lepiej, aniżeli rzeszowianom. My też jednak jesteśmy silni . Jak podejdziemy do tego spotkania skoncentrowani, to myślę, że jesteśmy w stanie obronić te punkty na naszym torze. Ja przyjadę do Leszna w piątek i będę wtedy sprawdzał ustawienia na mecz.