PGE Ekstraliga ucieka Grudziądzowi. Buczkowski: Wciąż mamy nadzieję, że możemy się uratować

Jednym z głównych fundamentów, by ekipa MRGARDEN GKM-u Grudziądz mogła myśleć o sukcesie w Tarnowie miała być postawa Krzysztofa Buczkowskiego. Były zawodnik Jaskółek jednak zawiódł.

Zdobył tylko sześć oczek, a jego zespół tylko do połowy spotkania utrzymywał kontakt z Jaskółkami, ostatecznie przegrywając 35:55. Ważnym czynnikiem jednego z najsłabszych w wykonaniu "Buczka" meczów okazał się upadek w czwartym biegu. Zawodnik przyjezdnych sczepił się w nim motocyklem z Ernestem Kozą. Obaj wylądowali na torze, ale to tarnowski junior nie był w stanie dalej uczestniczyć w tej batalii. - Najgorsze, że kierownica wbiła mi się między ochraniacz i dostałem w żebra. Trochę się poobijałem. To wydarzenie miało na pewno jakieś reperkusje na moje dalsze losy. Mogłem co prawda jechać dalej jechać, ale zdobyłem tyle punktów, na ile było mnie potem stać. Nie rozpaczam, bo taki jest sport - wyjaśniał.
[ad=rectangle]
29-latek spędził w Jaskółczym Gnieździe poprzedni rok, ale ani on, ani Tomasz Gollob (również w przeszłości reprezentant małopolskiego klubu) nie zamienili tego w atut. Tak naprawdę szybko połapał się tylko ten trzeci - Artiom Łaguta. - Ciężkie zawody z kilku stron. Zaczęło się od problemów z pogodą, nastąpiło oczekiwanie co dalej. Następnie jeszcze ten wypadek. Na szczęście udało się ruszyć z zawodami. Nie zmienia to faktu, że tarnowski tor jest niezwykle ciężki dla gości nawet jak ktoś miał z nim kiedyś dłuższą styczność. Artiom spędził tu dwa lata, a mimo wszystko w pierwszym wyścigu się pogubił. Potem jechał już wyśmienicie - komentował.

Nie pomogło nawet wyciągnięcie starych zeszytów z zapiskami, które zawodnicy przeglądają pod kątem przyjazdów na konkretne obiekty. A niewątpliwie za jeden dość udany sezon Buczkowski mógł wynotować wiele uwag. - Starałem się gonić po trasie. Byłem dosyć szybki, próbowałem walczyć, ale nie potrafiłem wyjść dobrze spod taśmy. To był zasadniczy kłopot - zauważył.

Skrót meczu Unia Tarnów - MRGARDEN GKM Grudziądz

{"id":"","title":""}

Źródło: x-news/PGE Ekstraliga

Owal po opadach w dość szybkim tempie doprowadzono do stanu używalności. Dowodem na jego świetny stan były kapitalne czasy okraszone nowym rekordem toru Janusza Kołodzieja. Podopieczni Roberta Kempińskiego także nie mieli zastrzeżeń, a liczyli wręcz, że na tak podmokłej nawierzchni gospodarze nie będą się czuć tak komfortowo jak zazwyczaj. - Chcieliśmy jechać. Raz, że Tarnów nie miał wolnych terminów, a dwa tor nie był zły nawet po opadach. Nie przeszkodziło to jednak gospodarzom, aby nas pokonać. Dodatkowo widzieliśmy w kilku gonitwach fajne ściganie i kibice powinni być zadowoleni - twierdził.

Z każdą kolejną przegraną batalią maleją szanse na utrzymanie grudziądzan w PGE Ekstralidze. - Mamy nadzieję, że nam się uda uratować. Wszystko zależy od nas. Widać, że coś drgnęło. Długo trzymaliśmy się tarnowian. To wciąż okazało się za mało więc wciąż musimy pracować - starał się dostrzegać pozytywy.

Źródło artykułu: