PGE Stal Rzeszów po zwycięstwie z KS Toruń praktycznie zapewniła sobie utrzymanie w PGE Ekstralidze. W meczu tym na pierwszy plan wysunęła się głównie praca sędziego Piotra Lisa, który podjął kilka kontrowersyjnych moim zdaniem decyzji.
[ad=rectangle]
Z pierwszą kontrowersją mieliśmy do czynienia już w pierwszym biegu. Nieatakowany przez nikogo Mirosław Jabłoński zaliczył upadek. Sędzia Lis uznał, że był to upadek taktyczny i wykluczył zawodnika do końca meczu. Trudno ocenić, czy był to upadek taktyczny, bo każdy z łuków w początkowej fazie zawodów sprawiał zawodnikom trudności. Powtórki wykazały jednak, że Jabłoński mógł zaraz po upadku opuścić tor, gdyż sprawnie wydostał się spod bandy. O tym przekonany był również menedżer Stali Janusz Ślączka, który w rozmowie z redaktorem NC+ przyznał, że ocenił tę sytuację tak samo. Tę decyzję sędziego należy uznać zatem za prawidłową pod warunkiem, że upadek Jabłońskiego był celowy.
Drugi ważny moment meczu nastąpił w biegu czwartym. Para Stali prowadziła 5:1. Wówczas po walce na łokcie z kolegą z pary upadł Oskar Fajfer. Winą za ten upadek można obarczyć Jasona Doyle'a. Z całą jednak pewnością nie był on taktyczny. Sędzia Lis zakwalifikował tę sytuację tak samo, jak w przypadku Jabłońskiego i wykluczył toruńskiego młodzieżowca do końca zawodów.
Obie sytuacje od siebie się różniły. Sędzia chciał wykazać się konsekwencją. Uważam jednak, że w drugim przypadku nie powinniśmy mieć miejsca z wykluczeniem do końca zawodów. Jeszcze innego zdania są władze Speedway Ekstraligi. Prezes Wojciech Stępniewski uznał, że obie sytuacje były dyskusyjne i zapowiedział skierowanie sprawy do GKSŻ.
Biorąc pod uwagę "straty" jakie w wyniku obu decyzji poniosły zespoły, można uznać, że żaden z nich nie został skrzywdzony. O wiele bardziej niż decyzje odnośnie kartek raziła mnie niekonsekwencja w ocenie pracy maszyny startowej. Po interwencji toruńskiej ekipy sędzia Lis obejrzał powtórki biegu czwartego z udziałem Doyle'a i Petera Kildemanda. Uznał, że choć maszyna poszła w górę nierówno, to nie miało to wpływu na wynik biegu. Innego zdania był w biegu dziesiątym. Tutaj zarządził powtórkę po kolejnej interwencji toruńskiej ekipy. I była to decyzja bardzo niekonsekwentna, bo skoro uznał, że wcześniej nie miało to wpływu na wynik biegu, to dlaczego miało to w biegu dziesiątym?
W naprawę maszyny startowej zaangażował się komisarz toru. Mimo, że powtórki startów wykazywały, iż nadal nie pracuje ona równo, to nie zdecydowano się na powtórki, czy zmianę sposobu startu. I była to kolejna niekonsekwencja sędziego.
Warto również wspomnieć o kontrowersyjnym wykluczeniu Grigorija Łaguty w biegu piętnastym. Równie dobrze można uznać, że Kenni Larsen upadł sam. Ta decyzja nie miała wpływu na końcowy wynik spotkania, ale na punkt bonusowy już tak.
Powstaje pytanie, czy ten mecz powinien się odbyć. Przedstawiciele toruńskiego klubu twierdzili, że nie. Sędzia uznał inaczej. I choć w początkowej fazie meczu tor sprawiał zawodnikom trudność, to decyzja o rozpoczęciu spotkania była słuszna. Powstaje tylko pytanie, dlaczego pozwolono gospodarzom na "samowolkę" w zakresie polewania toru.
Generalnie nie można ocenić sędziego Piotra Lisa o to, że wypaczył wynik spotkania, bo w nim całkowicie zasłużenie triumfowali gospodarze. Praca arbitra, zwłaszcza w zakresie działania maszyny startowej, pozostawiała wiele do życzenia.
Zobacz kontrowersyjne upadki w Rzeszowie:
KIBIC