Nie trzeba mieć mocnego składu na papierze, by wygrywać - rozmowa z Gregiem Hancockiem, zawodnikiem PGE Stali

PGE Stal Rzeszów po istnym thrillerze pokonała u siebie KS Toruń 49:40. - Udowodniliśmy, że nie trzeba mieć mocnego składu na papierze, by wygrywać - powiedział Greg Hancock.

Mateusz Kędzierski: Za nami kolejny zacięty pojedynek ligowy na torze w Rzeszowie. Ostatecznie udało wam się pokonać KS Toruń 49:40. Zaliczyłeś dobry występ (11 punktów), choć początek nie był najlepszy. Czy było to spowodowane złym dopasowaniem sprzętu pod ten wymagający tor?

Greg Hancock: Nie mogę powiedzieć, że ustawienia motocykli aż tak bardzo wpłynęły na moją jazdę w pierwszych wyścigach. Po prostu odnalezienie się na tym torze zajęło mi trochę czasu. Musieliśmy się także przyzwyczaić do interesujących decyzji sędziego (śmiech). To sprawiło, że temu spotkaniu towarzyszyła jedna wielka dyskusja. Początek był szalony, a niektóre sytuacje do tej pory są dla nas nie do końca zrozumiałe.
[ad=rectangle]
Ze względu na upadki oraz taśmę startową, która szła w górę nierówno byliśmy świadkami wielu przerw w meczu. Czy nie uważasz, że torunianie dzięki temu mieli sporo czasu na dopasowanie się? Mimo wszystko chyba nie do końca im to wyszło.

- Zgadza się. Mogli poszukać lepszych ustawień w sprzęcie, ale przede wszystkim otrzymali drugą szansę w jednym z biegów. Uważam, że dobre ustawienia w motocyklach czasami nie wystarczą. Wszyscy w zespole z Torunia są szybcy i doskonale wiedzą co robić, by przywozić punkty. Zyskali kolejną szansę na odebranie nam punktów. My po wyścigu 10. cieszyliśmy się, że wróciliśmy z powrotem do gry. Doszło jednak do powtórki i nazwałbym to po prostu pechem.

[b]

Jak oceniasz nawierzchnię podczas tego meczu? Ze względu na obfite opady deszczu była ona bardzo wymagająca. Pod koniec zaczęły się pojawiać dziury i zawodnicy mieli problemy z jazdą.
[/b]

- Tor był wyboisty. W tym sezonie był prawdopodobnie najcięższy, na jakim przyszło nam jeździć. Ostatecznie wszyscy stwierdzili, że można na nim startować. To dobrze dla nas, bo przecież doskonale znamy tą nawierzchnię. Zaliczyliśmy bardzo ważne zwycięstwo i wywalczyliśmy punkt bonusowy. Jesteśmy usatysfakcjonowani.

Czy odczuwasz ulgę po tym meczu? Pokonaliście jedną z mocniejszych drużyn w tym roku.

- To prawda. Startowaliśmy na swoim domowym torze i zwyciężyliśmy. Udowodniliśmy, że nie trzeba mieć mocnego składu na papierze, by wygrywać. Pokazaliśmy, że wystarczy mieć solidnie spisujący się zespół na swoim torze.

W spotkaniu znakomicie pojechał Kenni Larsen, który dopiero co wrócił do ścigania po kontuzji nogi. Po raz kolejny świetne zawody zaliczył Peter Kildemand, który w wyścigu 8. w wyśmienitym stylu wyprzedził po zewnętrznej Chrisa Holdera. Obaj wywalczyli 26 punktów i 3 bonusy. Jak skomentujesz występy Duńczyków?

- Peter jest niesamowity. To wielka frajda móc oglądać jego jazdę na tym torze. Jeździ agresywnie i obiera ciekawe ścieżki. Możesz się wiele nauczyć obserwując jego jazdę. Czapki z głów dla Kenniego Larsena. Odkąd złamał nogę minęły cztery tygodnie, a on jest z nami z powrotem. Znów ściga się na motocyklu i wywalczył dla nas mnóstwo punktów. Był kluczową postacią w naszym zespole i to dzięki niemu wygraliśmy.

Istotne jest również to, że wstał o własnych siłach po upadku w wyścigu 15.

- To było niezwykle ważne. Ten upadek sprawi, że Kenni będzie pewniejszy siebie. Będzie wiedział, że nawet jak przydarzy mu się kraksa, to jego noga jest już mocna i to wytrzyma.

Skrót meczu PGE Stal Rzeszów - KS Toruń

Źródło: PGE Ekstraliga/x-news

9 sierpnia czeka was najważniejsze pojedynek ligowy w tym sezonie - podejmiecie zespół z Grudziądza. By uciec z ostatniego miejsca w tabeli musicie wygrać to spotkanie, a może to nie być wcale tak łatwe zadanie.

[b]

[/b]- Ten mecz będzie dla nas niezwykle istotny. Walczymy o uniknięcie spadku, więc przegrana nie byłaby dla nas dobra. Byliśmy naprawdę bardzo blisko wygranej w Grudziądzu. Z pewnością mamy przewagę przed tym meczem, ale obecnie nie można lekceważyć żadnego rywala.

Jak oceniasz swój występ w sobotniej rundzie Grand Prix w Malilli? Początek był naprawdę niezły w twoim wykonaniu, ale w drugiej części zawodów przyjeżdżałeś do mety z tyłu. Czym było to spowodowane?

- To był interesujący wieczór. Kibice byli świadkami emocjonujących wyścigów, jednak dla mnie były to ciężkie i niezbyt udane zawody. Przewidywałem znacznie lepszą zdobycz punktową i liczyłem na zwycięstwo, ponieważ wszystko pracowało jak należy. Pozostali zawodnicy pokazali, że są szybcy, a mi w decydujących wyścigach czegoś zabrakło.

W Malilli najlepszy okazał się Nicki Pedersen i nie ma w tym niespodzianki, bo przecież startuje on tam na co dzień w spotkaniach ligi szwedzkiej.

- Tak. To jego domowy tor i mógł mieć podczas tych zawodów nieznaczną przewagę. Z drugiej strony, w Malilli sporo padało i tor nie był taki sam, jak zwykle. Z powodu deszczu była to otwarta gra. Jednakże to Nicki najlepiej wszystko sobie poukładał.

[b]Rozmawiał Mateusz Kędzierski

[/b]

Źródło artykułu: