- Patrząc na obsadę zawodów, prezentuje się ona lepiej niż Grand Prix. Na torze może być jeszcze ciekawiej - mówił przed turniejem prezes Fogo Unii, Piotr Rusiecki. Jego słowa się sprawdziły, gdyż na torze oglądano szereg pasjonujących wyścigów, którymi można by obdarować kilka turniejów o Indywidualne Mistrzostwo Świata. - Lubię przyjeżdżać do Leszna i znów było tu kapitalne ściganie - mówił końcowy triumfator - Grigorij Łaguta, który efektownym atakiem przy bandzie na Emilu Sajfutdinowie zapewnił sobie miejsce w finale. Zgodził się z nim Greg Hancock, dodając: - Takich zawodów nie powstydziłby się żaden żużlowy obiekt na świecie.
[ad=rectangle]
Organizatorzy przygotowali w niedzielę bezpieczny, umożliwiający liczne mijanki tor. Zastrzeżeń nie można mieć także do oprawy zawodów, obfitującej w atrakcje dla kibiców i zwieńczonej pokazem sztucznych ogni. Zmartwieniem była jednak frekwencja na trybunach, na których zasiadło w granicach czterech tysięcy kibiców. Biorąc pod uwagę, że na kluczowe mecze Fogo Unii przychodzi po dwanaście tysięcy widzów, wynik ten jest dużym rozczarowaniem. Kluczowy wpływ mogły mieć na to ceny biletów na te zawody. Wejściówki normalne rozpoczynały się bowiem od pięćdziesięciu złotych. "Sensowne miejsca były po 70-80 złotych. To trzykrotnie za wysoko jak na ten moment" - napisał na Twitterze przedstawiciel firmy One Sport, Jan Konikiewicz.
Obecny na niedzielnych zawodach menedżer KS Toruń, Jacek Gajewski zaznacza jednak, że z problemem frekwencji boryka się cały sport żużlowy. - Zgadzam się z tym, że oglądaliśmy wiele dobrego ścigania. Frekwencja jest jednak czymś, co może naprawdę niepokoić. Wszyscy, którzy kierują żużlem powinni się nad tym zastanowić, bo najwyraźniej jest jakiś problem. Liczba kibiców na trybunach zaczyna się robić dramatycznie niska i nie dotyczy to jedynie zawodów w Lesznie, ale i niektórych meczów w lidze czy turniejów Grand Prix. Cóż z tego, że zawody stały na wysokim poziomie, skoro kibice nie dopisali. A bez nich ten sport traci swój sens - ocenił.
Przyczyną niskiej frekwencji mogą być zatem nie tylko ceny, ale i przesyt imprez żużlowych. - Liczba kibiców na trybunach w stosunku do poprzednich lat wyraźnie spada. Mamy bardzo wiele imprez pozaligowych i trzeba się zastanowić czy jest to coś, czego kibice oczekują. Przesyt różnego rodzaju zawodów tej dyscyplinie najwyraźniej nie służy. Inna sprawa, że bez względu na nazwę czy rangę turnieju, obracamy się cały czas wokół dwudziestu-trzydziestu zawodników. To też jest na pewno problem - zaznaczył Gajewski.
Wysoki poziom sportowy tegorocznych PGE IMME potwierdza, że zmagania te mają rację bytu. Jednak przed przyszłorocznym turniejem wszyscy muszą wyciągnąć wnioski. Z jednej strony Speedway Ekstraliga - zapewniając pulę tańszych biletów, a z drugiej sami kibice, którzy - jak widać po frekwencji na trybunach - nie traktują na razie tych zmagań z uwagą, na jaką zasługują.