Konrad Mazur: Trzecie miejsce i jedenaście punktów, to twój wynik podczas 2. Finału IMŚJ w Lublinie. Jak ocenisz swoją postawę w trakcie tych zawodów?
Andrzej Lebiediew: Wydawało mi się, że pierwsze dwa wyścigi jechałem na lepszym silniku. Po drugim moim starcie zdecydowałem się zmienić motocykl. Na szczęście okazał się dobry, byłem szybki na trasie. Udało mi się zająć trzecie miejsce i nadal jestem w grze.
[ad=rectangle]
Można powiedzieć, że zrehabilitowałeś się za słaby występ w Lonigo, gdzie wywalczyłeś tylko pięć oczek. Teraz awansowałeś na siódme miejsce w klasyfikacji generalnej. Masz pięć punktów straty do trzeciego Andersa Thomsena.
- Staram się nie liczyć punktów, ale w Lonigo mój występ mógł być lepszy. Straciłem swój pierwszy silnik, a ten na pewno lepiej jechał niż ten drugi. Jechałem na rezerwowym motocyklu i nie potrafiłem szybko wyjechać ze startu. Po prostu trzeba dalej walczyć. Jedziemy dalej, po trzeciej rundzie będzie widać, na co było mnie stać, czy będzie medal. Przede mną jeszcze wiele zawodów, będzie co robić.
Byłeś jednym z niewielu zawodników, którzy mieli okazję ścigać się w przeszłości w Lublinie. Odjechałeś tu kilka meczów ze swoim macierzystym Lokomotivem. Ta wiedza jakoś pomogła ci w uzyskanym wyniku?
- Zawsze mi się podobało w Lublinie. Geometria toru jest bardzo fajna, tylko jak zawsze trochę dziurawy. Nie wykorzystałem tutaj ani jednego silnika, na którym startowałem dotychczas w Lublinie. Nie wiem w jakim stopniu poprzednie starty pomogły mi w dopasowaniu motocykli do tego toru. Po prostu lubię tu jeździć. Fajny tor, do walki, trzeba tylko trochę załatać te dziury i powinien być perfekcyjny.
Ostatni finał IMŚJ odbędzie się w Pardubicach. Czy masz jakieś doświadczenia związane z tym obiektem? Co potrafisz o nim powiedzieć?
- Tak, miałem okazję tam jeździć. Udało mi się nawet wygrać kwalifikacje do mistrzostw Europy juniorów. Właśnie w Pardubicach awansowałem do finałów IMŚJ. Staram się nie przejmować tym jak będzie przygotowany ten tor. Trzeba jechać, tam zdecyduje dyspozycja dnia. W rozmowie, czy w teorii zawsze jest łatwiej, niż w praktyce.
Twój zespół, Lokomotiv Daugavpils bardzo dobrze radzi sobie w Nice PLŻ. Jesteście w czołowej trójce ligi. Jak oceniłbyś szanse swojej ekipy w walce o PGE Ekstraligę?
- Myślę, że jeszcze za wcześnie by to oceniać, choć runda zasadnicza powoli dobiega końca. Jak na razie nie było u nas jeszcze postawionych celów na play-off. Chcielibyśmy zająć jak najlepszą pozycję wyjściową przed rundą finałową. A dalej zdecyduje kierownictwo klubu. Jeśli mamy walczyć o awans, to tak będzie i postaramy się o to z całych sił. Jeszcze nie wiemy czego chce zarząd. Przed sezonem zakładano, abyśmy awansowali do play-off.
Zupełnie inaczej niż w lidze radziliście sobie w tym roku jako reprezentacja Łotwy. Startowaliście w DPŚ w Kings Lynn, gdzie zdobyliście raptem dziewięć punktów, z czego ty pięć. Był rok, w którym awansowaliście do barażu w Pradze i byliście blisko jazdy w finale. Co tym razem się wydarzyło?
- Cóż, na pewno były problemy sprzętowe. Przez pierwsze cztery biegi próbowałem szukać prędkości. Mieliśmy spore problemy, nie mogłem w żaden sposób nawiązać walki. Trudno. Okazało się później, że miałem kłopot z moim gaźnikiem, potem jak wziąłem drugi silnik na ostatni bieg, to było widać różnicę. Gdybym widział ten problem po pierwszym biegu, na pewno zareagowałbym szybciej i mój wynik mógłby być lepszy. Po prostu byliśmy słabsi tego dnia. Dla mnie angielskie tory nie są nowością, jeździłem tam kiedyś. Moi koledzy pierwszy raz ścigali się w Anglii, to są specyficzne tory. Nie znaleźliśmy recepty na tę nawierzchnię. Musimy nabrać doświadczenia, aby zrobić lepszy wynik. To jest inna szkoła i inny styl jazdy.
W przeszłości jeździłeś jako dzika karta podczas Grand Prix Łotwy. Nie było ci dane doczekać tego w tym sezonie. Działacze postawili tym razem na Kjastasa Puodżuksa, który spisał się bardzo słabo. Czy jesteś rozgroczony, że nie dostałeś szansy startu?
- Organizatorzy zdecydowali się postawić na Kostię, a nie na mnie. Nie jestem rozczarowany, że nie pojechałem z dziką kartą, to nie jest dla mnie priorytet w tym sezonie. Jestem juniorem, trzeba wozić punkty, a marzenia może kiedyś się spełnią i powalczę w cyklu Grand Prix. Może dostanę dziką kartę u nas w domu w przyszłym roku. Moim marzeniem, a myślę, że i każdego zawodnika jest startować w cyklu i walczyć tam cały sezon.
Sezon 2015 jest twoim ostatnim w gronie juniorów. Myślisz już trochę jak poradzisz sobie w dorosłym speedway’u?
- Tak jak nie lubię patrzeć na wynik, tak nie lubię patrzeć w przyszłość. Jest jeszcze dużo zawodów przede mną. Po sezonie będę się zastanawiał co udało mi się osiągnąć, co zrobiłem źle i wyciągnę z tego wnioski. Teraz skupiam się aby dobrze zakończyć ten sezon.
W przyszłym sezonie działacze i trener Lokomotivu będą musieli znaleźć zawodnika, który zastąpi cię na pozycji juniora. Czy jest jakiś młodzieżowiec, który może okazać się godnym następcą?
- Jest chłopak, który kończy w tym roku szesnaście lat i myślę, że może być dobrym zawodnikiem. Może nie będzie tego widać od razu, ale musi objeździć się w zawodach i na różnych torach. Zaczyna szukać możliwości jazdy. Na razie nie wygląda to źle. Uważam, że nabierze wprawy, doświadczenia i będzie woził cenne punkty dla naszej drużyny.
Na koniec rozmowy powiedz co słychać w Rydze. To drugi po Daugavpils ośrodek żużla na Łotwie. W tamtym roku miała się tam odbyć runda GP. Czy w przyszłym roku cykl może zawitać tam ponownie?
- Jeszcze nie wiem, czy będzie tam Grand Prix, czy SEC. Na pewno będzie tam mocna impreza. Nie wiem na co zdecydują się działacze. Stadion jest perfekcyjnie przygotowany, tor jest już odpowiednio wyposażony, co nie miało miejsca rok temu. Ponadto otworzyła się tam szkółka żużlowa i pomalutku, małymi kroczkami idą do przodu. Może za pięć lat przyjdzie jakiś chłopak, który wesprze naszą reprezentację i nie będzie tylko z Daugavpils, tak jak jest to teraz.