Już choćby przez wzgląd na owe sześć tytułów światowego czempionatu wywalczonych przez Polaków warto o historii rozgrywek DMŚ opowiadać, przypominać ją i do niej wracać. Sprawa godna jest rozpowszechniania również z uwagi na fakt, iż to z naszego kraju przed blisko sześćdziesięcioma laty wyszedł impuls, by w ogóle mistrzostwa drużyn narodowych żużlowego świata organizować.
[ad=rectangle]
Ukazała się książka, której tytuł mówi wszystko "Drużynowe Mistrzostwa Świata (1959-1978)". Dzięki trudowi niepokonanego przez kryzysy (aż dziw bierze skąd ten człowiek czerpie swe niespożyte siły) Wiesława Dobruszka doczekaliśmy chwili, że kolejna biała plama, dotycząca dumnej historii czarnego sportu, wzięła i... zniknęła. Jest jeszcze niezupełnie wypełniona treścią, gdyż tom pierwszy nowego cyklu zatytułowanego "Z historii speedwaya" na swoich blisko 250 obficie wypełnionych treścią (tekstową i fotograficzną) stronach obejmuje pierwsze dwadzieścia lat rozgrywek, zatem zaledwie trzecią część całości. Jest to część najstarsza, a więc dla mnie - takie prywatne moje zboczenie - najciekawsza. Znając autora jestem pewien rychłej kontynuacji ze wszech miar godnej polecania serii.
Czytamy w książce o trudnych początkach, o rodzeniu się w bólu samej idei mistrzostw, o pięknej wizji rybnickich działaczy, pochwyconej przez redakcję "Motoru" i najbardziej wpływowych ludzi z PZM, wśród których Władysław Pietrzak stanowił ważne ogniwo również światowej federacji. Wracając do paryskiego kongresu i jego postanowień z lat kolejnych 1956-1959, inż. Pietrzak mógł z początkiem lat 90. ub. wieku na łamach "Tygodnika Żużlowego" napisać; "...w ten sposób po raz pierwszy znalazłem się w dostojnym gronie motocyklowych prawodawców" - TŻ felieton z cyklu "Wejście w łuk" pt. To już 35 lat... Przypomnieć przy tym warto, że warszawski patriota inż. Pietrzak mocno związany był ze śląskim środowiskiem żużlowym, ponieważ po wojnie z nakazem pracy wylądował w Katowicach.
Prezesem sekcji żużlowej Górnika Rybnik od roku 1955 był Tadeusz Trawiński, prawdziwy wizjoner. To on i jego nieodłączny towarzysz, klubowy skryba Antoni Fic, po zdobyciu tytułu DMP z pozycji beniaminka ligi w 1956 roku, stali za całym pomysłem. Gdy w 1957 roku górnicy swoje złoto DMP obronili, to wówczas oficjalnie wypłynął i zaczął swoją "wędrówkę" pomysł europejskich rozgrywek klubowych, płynący wpierw z Górnego Śląska do Warszawy via media (telewizja raczkowała, ale był rewelacyjny tygodnik motoryzacyjny "Motor", który ufundował wspaniały puchar), stamtąd do Europy, gdzie opadały pierwsze dojrzałe owoce paryskiego kongresu FIM z 1955 roku, zebrane i przekazane światu już na kolejnym kongresie w Barcelonie. Pisał o tym również ceniony w Europie, mieszkający w Niemczech, autor wielu książek sportowych, red. Jerzy Szczygielski, sięgający do samych źródeł, czyli relacji bezpośrednich Trawińskiego i Fica. Chronologia zdarzeń nie kłamie. Forsowany z uporem rybnicki zamysł klubowego pucharu Europy mistrzów krajowych uzmysłowił wszystkim, że międzynarodowy sport żużlowy jeszcze bardziej niż pucharu klubowego potrzebuje swojego "mundialu". Wtedy światowa federacja, z Władysławem Pietrzakiem w swoim składzie, zarządziła początek drużynowych mistrzostw świata reprezentacji narodowych. No i zaczęło się!
Żeby być do końca w zgodzie z faktami, zacytujmy samego Władysława Pietrzaka (członka podkomisji FIM Standing Sub-Committee on Track Racing) z poczytnych stron TŻ sprzed ponad 20 lat: "SSCTR opracowała w formie załącznika do Kodeksu Sportowego FIM regulamin pt. "Mistrzostwa Świata w wyścigach na torach żużlowych", zatwierdzony na warszawskim kongresie w kwietniu 1958, a wchodzący w życie od 1 stycznia 1959. Jednym z pierwszych uzupełnień Załącznika "0" było przyjęcie propozycji działaczy Górnika Rybnik i red. Motoru wprowadzenia nowej konkurencji rozgrywek światowych, mianowicie DMŚ w formie czwórmeczów. W końcu powstała nowa wyspecjalizowana w speedwayu Komisja Wyścigów Torowych CCP…". Jej pierwszym prezydentem został Władysław Pietrzak, który również w innym miejscu pisze: "Później nieraz uzupełnialiśmy te pierwsze regulaminy. Najpierw z inicjatywy ROW-u Rybnik i redakcji Motoru pojawiły się w Załączniku 0 drużynowe mistrzostwa świata, później jeszcze trzeba było uzupełnić go mistrzostwami par…".
Pierwszy nieoficjalny czwórmecz "na próbę" zorganizowano we wrześniu 1959 roku w Oberhausen, w Niemczech Zachodnich, zwanych wówczas Niemiecką Republiką Federalną. Nie pojawili się zaproszeni, a jakże, Polacy, co chluby naszym władzom nie przysporzyło. Wygrali Szwedzi przed gospodarzami Niemcami, Anglikami i zastępującymi Polaków Norwegami. Krajów zainteresowanych nowymi rozgrywkami z początku było niewiele: Anglia, Australia, Austria, Czechosłowacja, Dania, Finlandia, Holandia, Norwegia, Nowa Zelandia, Polska, NRF, Szwecja (dziś to jest niestety jeszcze skromniejsza lista). Potem Brytyjczycy stworzyli jedną reprezentację Wielkiej Brytanii, złożoną z Australijczyków, Nowozelandczyków, Anglików, Szkotów, Walijczyków, doszły zaś inne kraje: Bułgaria, Węgry, Jugosławia, NRD, ZSRR, wreszcie Włochy i USA.
W pierwszym oficjalnym finale DMS’60 w Goeteborgu Polska wypadła słabo, zajęła czwarte, ostatnie miejsce, wyraźnie ustępując "brązowej" Czechosłowacji, nie mówiąc o "złotej" Szwecji i "srebrnej" Anglii. Na wrocławski finał roku 1961 wyczekiwano z obawami, pomimo imponującego zwycięstwa z kompletem 48 punktów (same zwycięstwa, po 12 punktów Kapały, Żyty, Pociejkowicza i Tkocza nad Rosjanami, Bułgarami i Niemcami Wschodnimi) w rybnickim półfinale kontynentalnym. A jednak to Polska w składzie: Marian Kaiser, Henryk Żyto, Florian Kapała, Mieczysław Połukard i Stanisław Tkocz po dramatycznej, widowiskowej i porywającej walce zdobyła swój pierwszy złoty laur DMŚ, jednym punktem wyprzedzając świetnych Szwedów z Fundinem na czele.
Potem jeszcze wiele razy Polacy brylowali w finałach światowych, zdobywając medale wszystkich odcieni. Szczególnie w drugiej połowie lat sześćdziesiątych dochodziło do prawdziwych złotem rozpromienionych koncertów biało-czerwonych, jak w niemieckim Kempten (1965), na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu (1966) i nad Rudą w Rybniku (1969). To wtedy szczególnie wyróżnili się Andrzej Pogorzelski, Andrzej Wyglenda - po trzy razy zdobywający złoto DMŚ i Antoni Woryna - dwukrotny mistrz świata z reprezentacją. Pozostali bohaterowie tamtych dni to: Zbigniew Podlecki, Paweł Waloszek, Marian Rose, Edmund Migoś, Edward Jancarz, Henryk Glucklich i Stanisław Tkocz (powtórzył swój wyczyn sprzed ośmiu lat). Pod koniec ubiegłego wieku za sprawą fenomenu Tomasza Golloba wróciły złote czasy polskiego żużla. O tym przeczytamy w kolejnych wydaniach serii.
Pierwszy tom o DMŚ obejmuje okres do roku 1978, czyli sięga czasów Zenona Plecha, Jerzego Rembasa, Bolesława Procha, Bogusława Nowaka, Marka Cieślaka, a także dziś już śp. herosów Eddiego Jancarza, Janka Muchy i Henia Glucklicha oraz, mającego się wciąż świetnie, wczesnego Andrzeja Huszczy. Wtedy złoto, niestety, pobrzękiwało już tylko w sferze cichych marzeń Polaków. Nastały czasy kryzysu, ale woli walki o tytuł Polakom nigdy nie brakowało. To wszystko pięknie - i, jak zwykle, z podziwu godną rzetelnością - opisuje w swoim efektownym tomie dobroduszny Dobruszek.
Z przyjemnością pozdrawiam autora, dziękuję i dołączam się do zewsząd płynących szczerych gratulacji składanych na ręce red. Wiesława. Dzięki takim dziełom nasz stary żużel żyje.
Stefan Smołka