Niedziela miała być świętem żużla w Częstochowie. Jeszcze rok temu kibice Włókniarza regularnie podziwiali z trybun zmagania w najlepszej lidze świata. W tym sezonie Lwy nie startują w żadnej lidze i dla fanów czarnego sportu pod Jasną Górą niedzielny mecz był długo oczekiwanym wydarzeniem. Dopisało niemal wszystko: na trybunach zasiadło ponad 11 tysięcy kibiców, odpowiednio przygotowano nawierzchnię. Zawiodła tylko pogoda, ale na nią organizatorzy nie mieli najmniejszego wpływu.
Stadion w Częstochowie zaczął się zapełniać kibicami już po godzinie 15:00. Z niepokojem patrzyli oni w stronę coraz bardziej zachmurzonego nieba. Tuż przed godziną 16:00 zaczął padać deszcz, lecz opady po kilkunastu minutach były słabsze i zgodnie z planem odbyła się próba toru. - W ogóle nie zaczynałbym tych zawodów. Moim zdaniem należało zaczekać 20-30 minut i zobaczyć, jak się sytuacja rozwinie. Skoro padał deszcz na próbie toru i od pierwszego biegu to był szalony pomysł - stwierdził Sławomir Drabik.
Przed godziną 17:00 ponownie dała o sobie znać pogoda. Deszcz był coraz bardziej obfity, a z biegu na bieg żużlowcy mieli coraz większe problemy z płynną jazdą. Nawierzchnia była dobrze przygotowana i wchłaniała wodę, ale opady nie ustawały, przez co warunki były coraz trudniejsze. Najdobitniej przekonali się o tym uczestnicy szóstego wyścigu. W pierwszym podejściu upadki zanotowali Damian Dróżdż i Kenneth Bjerre, a w powtórce Leon Madsen już na pierwszym łuku zanotował defekt i zrezygnował z jazdy.
W spacerowym tempie do mety dojechał Maciej Janowski, który uzyskał czas 71,75 sek. Warto dodać, że w czwartym biegu Maksym Drabik cztery okrążenia przejechał w czasie 62,58 sek, co byłoby nowym rekordem toru. Ten jednak nie zostanie uznany, gdyż wyniki nie zostały zaliczone. Powtórka spotkania ma się odbyć w czwartek. Prognozy pogody na najbliższe dni dla Częstochowy nie są zbyt optymistyczne, gdyż właśnie do czwartku możliwe są kolejne opady deszczu.
Decyzja Krzysztofa Meyze o odwołaniu spotkania była jak najbardziej słuszna. Co prawda biorąc pod uwagę dyskusję o bezpieczeństwie mogła zostać podjęta nieco wcześniej niż po szóstym biegu, ale na szczęście żadnemu z zawodników nic się nie stało. - Nie będę oceniać tego. Ciężko jest powiedzieć, każdy chciał dobrze, ale pogoda wygrała - przyznał po zawodach Martin Vaculik.
Zarówno tarnowianie, jak i wrocławianie byli zgodni co do odwołania spotkania. - Mecz się zaczął i dobrze, że się skończył w takich, a nie innych okolicznościach. Nie doszło do większych problemów i upadków. Trudno, pogoda zwyciężyła. Sędzia robił co mógł, żeby wszystko odbyło się w sportowej i czystej realizacji. Jednak doszliśmy wszyscy do wniosku, że nie da się dalej "ciągnąć" spotkania - powiedział Mirosław Cierniak.
Punktacja do momentu przerwania rywalizacji:
Unia Tarnów - 13
1. Martin Vaculik - 6 (3,3)
2. Artur Mroczka - 1 (0,1)
3. Kenneth Bjerre - 2 (2,u)
4. Leon Madsen - 0 (0,d)
5. Janusz Kołodziej - 2 (2)
6. Ernest Koza - 2 (2)
7. Arkadiusz Madej - 0 (t,0)
Betard Sparta Wrocław - 20
9. Tai Woffinden - 2 (2)
10. Vaclav Milik - 1+1 (1*)
11. Tomasz Jędrzejak - 1 (1,0)
12. Michael Jepsen Jensen - 5 (3,2)
13. Maciej Janowski - 4 (1,3)
14. Damian Dróżdż - 1 (1,w)
15. Maksym Drabik - 6 (3,3)
Bieg po biegu:
1. (63,14) Vaculik, Woffinden, Milik, Mroczka 3:3
2. (63,12) Drabik, Koza, Dróżdż, Madej (t) 4:2 (7:5)
3. (64,02) Jepsen Jensen, Bjerre, Jędrzejak, Madsen 4:2 (11:7)
4. (62,58) Drabik, Kołodziej, Janowski, Madej 4:2 (15:9)
5. (63,35) Vaculik, Jepsen Jensen, Mroczka, Jędrzejak 2:4 (17:13)
6. (71,75) Janowski, Madsen (d/s), Dróżdż (w/u), Bjerre (u) 3:0 (20:13)
Łukasz Witczyk z Częstochowy