WP SportoweFakty: Zazwyczaj jak się spotykaliśmy to rozmawialiśmy na temat ciebie i twojej kariery. Teraz chciałbym porozmawiać na temat Maksa…
Sławomir Drabik: No to chyba musiałbyś z nim się spotkać, nie ze mną (śmiech).
Mam jednak wrażenie, że więcej opowiesz ty, bo Maks chyba podchodzi do tego co się wokół niego dzieje jak ty za swojej młodości. Mam na myśli to, że całkowicie skupia się na pasji, jaką jest dla niego żużel.
- On ma swój styl. Jak ktoś kogoś naśladuje to źle wychodzi. Każdy powinien być sobą i to jest bardzo ważne. On jest sobą i tego się trzymajmy. To się przewinęło nawet w Warszawie na gali Ekstraligi. Też podkręcali ten temat. Już widziałem takie akcje, że ktoś kogoś próbował kopiować, ale to źle wygląda.
Czyli to nie jest kopia ciebie?
- Absolutnie.
Podobieństwa są jednak duże.
- Na pewno coś jest. Jest sobą i tego powinien się trzymać. Nie powinien mnie, czy kogokolwiek naśladować, bo to nie o to chodzi.
Wspomniałeś o gali w Warszawie. Tam już Filip Adamus z nc+ próbował was obu wyciągnąć przed kamerę. Nie doszło do tego. Dlaczego?
- Powiedziałem, że to jest jego impreza i dlaczego ja mam się w to mieszać? Zresztą sam nie chciałem tego robić. To była Maksa impreza. Niech się szkoli, miał fajny trening przed kamerami. I głównie o to chodzi.
Podczas tego wydarzenia twój syn otrzymał nagrodę za "Debiut roku" w PGE Ekstralidze. To chyba najlepsza cenzurka dla niego za ten sezon.
- W skrócie to bym ci powiedział, że zrobił kawał dobrej roboty. To mu się należało, bo osiągane przez niego wyniki to nie był przypadek.
No właśnie, mówiłeś przed sezonem, że jeśli chce się rozwijać to powinien jeździć w Ekstralidze. Wrócę jeszcze do jego stopniowego rozwoju. Na początku można było odnieść wrażenie, że trzymasz go pod kloszem, ale krok po kroku realizował kolejne założenia. Taki był twój plan?
- W wieku 16 lat rzucić go nie wiadomo gdzie byłoby bezsensowne. Trzeba było rozpocząć delikatnie. Najpierw była pierwsza liga, później druga. Chodziło o sam początek, żeby się poruszać. Wówczas nie znasz torów, właściwie wszystkiego i najpierw trzeba wykorzystać moment, by się poślizgać, poruszać. Dopiero po roku można było myśleć o czymś poważnym. Najlepiej jest w Ekstralidze, tam możesz uczyć się od najlepszych.
Przyznałeś, że zrobił niesamowity postęp. Tak szczerze, spodziewałeś się, że jego potencjał i talent wystrzelą już w tym sezonie? Że obok Taia Woffindena i Macieja Janowskiego będzie ciągnąć wynik Betard Sparty?
- Chyba nikt nie myślał o czymś takim, że będzie w trójce liderów. Z kim bym nie gadał, to każdy mówił coś takiego: "Gdzie Ekstraliga? Ty, Drabik, jak on ci zrobi 1 punkt to będzie wszystko. Pokaż mi w ogóle zespół, na którym on ten punkt zdobędzie. Jedzie do Gorzowa, z kim on tam ma wygrać? Jedzie do Tarnowa, kogo tam ma pokonać? W domu może jakieś oczko urwie." Jak tego posłuchałem, to pomyślałem sobie: "Kurczę, co wy do mnie gadacie? A co on jest z czegoś innego zrobiony? Nie." Znam Maksa doskonale i wiem na co go stać. Nie robi już jakichś dużych błędów. Potrafi ze startu wyjechać, co jest bardzo ważne. On nie jeździ jak pijany zając, gdzie tak było naprawdę na samych początkach. Jego stać na wygrywanie z najlepszymi. Udowodnił to nawet na treningu, kiedy jeszcze nie miał licencji. Przyjechał Janusz Kołodziej, stanęli przed taśmą i jak Maks się urwał ze startu to wygrywał. To był już sygnał, że może sobie poradzić, dlatego nie obawiałem się w tym sezonie tej Ekstraligi. Było jednak wielu prezesów, wiceprezesów, co mieli podejście takie, jak mówiłem.
Wspomniałeś o momencie startowym. Maks zrobił kolosalny postęp jeśli chodzi o ten element żużlowego rzemiosła. Na samym początku to był jego mankament, natomiast teraz jest jednym z lepszych startowców. Jakoś specjalnie ćwiczył w tym zakresie?
- Nie, nie było jakichś dodatkowych treningów odnośnie startów. Wiesz, to przychodzi samo i samo zaczyna w końcu wychodzić. Potrzebne są do tego tylko chęci.
Pamiętasz moment, gdy Maks przyszedł do ciebie i powiedział: "Tato, chcę jeździć na żużlu."?
- Tak naprawdę już za dzieciaka go to kręciło. Czy to na jakimś czterokołowcu, czy innym motorku, jakieś kółka na podwórku kręcił. Albo np. stałem na podium, a on się wbijał mając zaledwie 5 lat razem ze mną. Było: "tato, na podiuma chcę wejść!" Mamy nawet takie wspólne zdjęcia. Jego to cały czas kręciło, tak że w końcu przyszedł moment, że wymyślił jakiś minitor i musiałem wszystko zrobić, żeby kupić furę. Czekał do oporu. Wracałem do domu o 2 czy 3 w nocy, a on czekał w drzwiach z pytaniem, czy już jest dla niego motocykl. W końcu powiedziałem mu, że jest, ale pojeździ rano. Poradziłem, by sobie w nocy odpuścił (śmiech). Cały czas widział się w tej branży.
Na samym początku powiedziałeś, że Maks cię nie kopiuje, jeśli chodzi o styl bycia. Jak się jednak spogląda na niego na torze to jest taki mały powrót do przeszłości, bo niekiedy trudno byłoby was odróżnić. Masz też takie wrażenie, czy nie? Bo Maks powiedział mi kiedyś, że nie, że na motocyklu macie inną sylwetkę.
- Wiesz, przede wszystkim jest różnica wzrostu. Na pewno trochę inaczej siedziałem na motocyklu, ale rzeczywiście są takie foty, że można zastanawiać się, kto to jest na zdjęciu. Jednak zgodzę się z Maksem, że to nie jest takie ksero. Owszem, jak zrobi jakieś niektóre gięcia na motocyklu to mnie przypomina, ale to nie o to tutaj chodzi. Ma swój styl i musi się z tym czuć dobrze, a nie jeździć tylko po to żeby się pokazać trybunom. Najważniejsze, by dobrze czuł się na motorze i by dobrze to wyglądało.
Wspomniałeś o wzroście Maksyma. To nie był w pewnym momencie problem? No, bo wiadomo, że na żużlu raczej niewskazane być za wysokim. Czy on jeszcze rośnie?
- Jest wyższy, bo jest, ale czy jeszcze śmignie do góry, czy już taki zostanie to trudno mi powiedzieć. Jest w takim wieku, że jeszcze może coś skoczyć. Ale jak możesz zatrzymać naturę?
A prawdą jest, że ćwiczenia na siłowni mogą wpłynąć na wzrost?
- Nie słyszałem o czymś takim. Chyba, że robiłbyś przysiady z 200 kilogramowym obciążeniem, żeby cię wbiło w podłogę (śmiech).
Sprzęt. Zdradzisz, kto przygotowuje Maksowi silniki? Czy tak jak w twoim przypadku jest to babka z POM-u?
- Ważne, by "Torres" to czuł i potwierdzał, że jest z tego zadowolony…
Wiadomo, że w żużlu sprzęt to bardzo dużo.
- Pewnie, że tak. To musi być komplet, a nie że mam sprzęt, ale nie mam talentu lub odwrotnie. Całość musi być zgrana. Na temat sprzętu na razie nie powinien dyskutować, czy to jest złe, czy dobre. Trzeba się dopasowywać i się ścigać. Z obecnych motocykli jest zadowolony, wynik też jakiś tam jest.
A ile kompletnych fur macie?
- Szału z motocyklami nie ma. Co my tam mamy? 4 silniki i 3 podwozia.
Dalsza część wywiadu na następnej stronie
[nextpage]
Słyszałem, że w trakcie sezonu pojawił się temat jazdy w lidze angielskiej. Rzeczywiście było coś na rzeczy?
- Tak, pojawiły się telefony, ale to nie ten moment, nie ten etap kariery.
No właśnie, na własnej skórze przekonałeś się, co znaczą starty w Elite League. Kiedyś rozmawialiśmy i powiedziałeś, że najbardziej wykańczające były podróże.
- I to jest całe zło. Tutaj się zgadzam, może cię to rzeczywiście przewrócić. Dzwonili do nas w sprawie play-offów ze Swindon Robins.
Ale w przyszłości sądzicie, że byłoby to dobre rozwiązanie? Bo mówi się, że w lidze angielskiej można dużo się nauczyć ze względu na krótkie, techniczne tory.
- Na pewno, to jest zaj...... szkoła i nie ma o czym dyskutować. Jak chcesz się dodatkowo czegoś nauczyć, to jedynie tam. Geometrie, nawierzchnie. Ale niestety coraz mniej przy tych torach pracują. Kiedyś to wyglądało trochę inaczej. Dzisiaj widzę, że robią tak, byleby zawody poleciały. Zdarza się, że jeden bieg powtarzają 4 razy.
Nawiązujesz do tego, że czasem tory są bardziej crossowe niż żużlowe?
- No tak z rozmów z ludźmi, którzy tam się teraz ścigają wnioskuję, że mało czasu poświęcają żeby zrobić tor. Tu jest cały problem. Nie wiem, czym to jest podyktowane w Anglii, ale widzisz, jak to wygląda teraz. W Szwecji jest jakiś poziom, porównywalny do naszej Ekstraligi, natomiast Elite League się obniżyło. Jednak jako szkoła żużla nadal jest bardzo dobra. Przejeżdżony sezon na Wyspach Brytyjskich może bardzo dużo nauczyć.
Jednak chyba trzeba być bardzo dobrze przygotowanym mentalnie, fizycznie i logistycznie.
- Oczywiście, całość trzeba zgrać. Najlepiej w Anglii jest mieć swoją jedną bazę i w Polsce drugą. Tak to jest trudno to ogarnąć. Pamiętam tylko Marka Lorama, że cały czas jeździł na kołach. Jak on to zrobił, do dzisiaj tego nie wiem…
To chodziło o to, że on obawiał się podróżować samolotem?
- No z tego co mówił, to nie lubił latać, dlatego jeździł busem. Ale to naprawdę, podziwiam gościa. Jednak nie wiem, czy pamiętasz, ale z co najmniej raz to w Częstochowie "odjechał". Maska na twarz, brakło mu prądu, zjechał z toru i w parku maszyn po prostu zasłabł. Organizmu nie oszukasz. Kilka zawodów w różnych częściach Europy w tygodniu to jest oranie. Nawet jak lecisz samolotem. Na lotnisko też trzeba dojechać itd. Przy natłoku lig można się "ściorać". Lepiej to wziąć na spokojnie. Bardziej myślimy o Szwecji, jesteśmy blisko. Co do Anglii, póki co przerwa.
Elitserien, czy Allsvenskan?
- Ekstraklasa.
Zdradzisz coś więcej?
- Jak nie ma kontraktu to po co gadać. Jednak jesteśmy blisko podpisania umowy z jednym z tamtejszych klubów.
Ty najmocniej przestrzegasz przed hurraoptymizmem, ale coraz więcej mówi się, że Maks może osiągnąć więcej od ciebie. Tobie na pewno na tym mocno zależy. Czy myślisz, że pomoże mu twoja wiedza, doświadczenie, wyciągnięcie wniosków z pewnych sytuacji i unikanie błędów, które być może kiedyś ty zrobiłeś?
- Trudno na takie pytanie jest odpowiedzieć. Obecnie jest młody, rozwija się, na dzień dzisiejszy rzeczywiście dobrze to wygląda. To jest kwestia czasu. Żeby była sprawa jasna, na pewno stać go na dużo. Pokazał, że potrafi wygrywać, a zobaczymy jak się wyklaruje przyszłość.
W połowie roku pisałem artykuł, w którym stwierdziłem, że jeśli Maks będzie się tak rozwijać, jak do tej pory, to na pewno polski żużel będzie miał z niego pociechę. Nie spodziewałem się jednak, że tak szybko trafi on do młodzieżowej reprezentacji Polski…
- Pokazał to na torze, że powinien tam być. Taka jest prawda. Jednak sport jakikolwiek działa tak, że pojawiają się kryzysy. Zdarzają się spadki formy, czy tak jak w żużlu kłopoty ze sprzętem. I to z takich sytuacji trzeba umieć wyjść. To jest ważne. Trzeba potrafić pozbierać się z czegoś, jak coś nie wychodzi. Jak jest dobrze to inaczej funkcjonujesz, inaczej działa to na głowę. Jednak gdy jest porażka, nie ma sukcesu, zwycięstwo polega na tym, żeby umieć się dźwignąć. Trzeba umieć przegrywać. Każdy może wpaść w dołek, ale sukces jest wtedy, gdy potrafisz się z niego wydostać. To tak a propos przyszłości. Maksa na pewno stać na dużo, to go kręci, to go bawi i super. Nie można jednak zapominać o tym, co poruszyliśmy - trzeba umieć przegrywać. Nie jeździć z tyłu jak pijany zając, tylko panować nad furą. W emocjach robi się błędy.
Spadek formy czy problemy ze sprzętem chyba dotknęły każdego zawodnika…
- To tak jak w życiu. Jak z kobietą - ma zły dzień i jest awantura (śmiech).
Można powiedzieć, że przed nim wyprawa na koniec świata, do Australii. Przedsięwzięcie na pewno ogromne.
- Długi lot to chyba jedyny minus tej całej zabawy. Zawody natomiast, jak zawody. Maks będzie musiał się zaaklimatyzować, jeszcze tego na sobie nie przerabiał.
Przed wywiadem mówiliśmy o tych ograniczeniach związanych np. z ciężarem bagażu. Musieliście z czegoś zrezygnować?
- No jest to mały problem, bo nie możesz wziąć więcej niż 2 silniki. A przecież nie wiesz, jaki będzie tor. W Polsce, Danii, czy Szwecji zabierasz trzy, czy 4 silniki, wychodzisz na tor i sobie wybierasz furę. Niestety tutaj trochę uderzamy w ciemno.
Naprawdę nie lecisz do Australii z synem?
- Po co, na co? Ja już tam byłem (śmiech). Leci z nim mechanik.*
Jakieś mini wakacje są tam przewidziane, czy nie będzie na to czasu? Sam byłeś na Antypodach, więc wiesz, jak to wygląda.
- Ja miałem tego czasu wolnego aż za dużo. Tutaj jest go dużo mniej, w między czasie Grand Prix, później ich impreza docelowa, czyli finał DMŚJ. Na pewno parę minut dla siebie znajdą i podejrzewam, że coś ciekawego zobaczą.
Rozmawiał Mateusz Makuch
* Po zakończonej rozmowie Sławomir Drabik przyznał, że oczywiście wybiera się do Australii wraz z Maksymem.