Przygoda Vaculika z Grand Prix rozpoczęła się w 2012 roku. Jako rezerwowy cyklu zastępował on kontuzjowanego Jarosława Hampela i już w swojej pierwszej rundzie w Gorzowie sensacyjnie wygrał. Kilka miesięcy później organizatorzy nagrodzili Słowaka stałą dziką kartą na kolejny sezon. Nie wykorzystał on jednak swojej szansy i zakończył przygodę z cyklem na 14. miejscu.
Teraz Vaculik chce wrócić do walki o tytuł mistrza świata i po tym jak został pominięty przy przyznawaniu stałych "dzikusów", ma zamiar wziąć sprawy w swoje ręce. - Takie jest życie. Czasami dzieją się rzeczy, których nie potrafisz zrozumieć, ale nic nie jesteś w stanie zrobić - powiedział Słowak w rozmowie z oficjalną stroną Grand Prix.
25-latek zwrócił uwagę na to, że zmarnował swoją szansę w tegorocznych eliminacjach, gdy dość nieoczekiwanie odpadł z rywalizacji w półfinale w Terenzano. - To nie jest problem. Będę miał kolejną okazję w przyszłym roku i postaram się ją wykorzystać. Wszystko co mogę zrobić, to pojechać najlepiej jak tylko potrafię i dzięki wygrywaniu wyścigów awansować do cyklu - zaznaczył Vaculik.
Dobrą wiadomością dla Słowaka jest fakt, że finał przyszłorocznego challenge'u zostanie rozegrany w Vetlandzie. - Znam tamtejszy tor bardzo dobrze, bo jeździłem w drużynie Elit przez pięć sezonów. Jeśli uda mi się awansować do finału, to myślę, że będę w stanie znaleźć się w czołowej trójce. Będę na to przygotowany - zapowiedział żużlowiec.
- W 2011 roku zająłem w Vetlandzie czwarte miejsce, dzięki czemu rok później zostałem rezerwowym. Na tym torze w 90 proc. przypadków chodzi o start. W tym akurat jestem całkiem niezły, więc nie powinienem mieć problemu. Przede mną jednak długa droga aby awansować do challenge'u. W tym sezonie mi się nie udało, ale mam nadzieję, że za rok będzie lepiej - zakończył Martin Vaculik.