Drużyna z Rzeszowa zrezygnowała z występów w PGE Ekstralidze z powodu zadłużenia, które sięga dwóch milionów złotych. Działacze walczą teraz, żeby żużel nie zniknął z ich miasta. Rozwiązaniem mają być występy w Nice Polskiej Lidze Żużlowej. Najpierw klub musi zawrzeć jednak ugody z żużlowcami. To zadanie dla zarządu klubu.
- Jeśli nie będzie porozumienia z zawodnikami, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że spółka ogłosi upadłość. To graniczy niemal z pewnością - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty była prezes klubu.
Półtorak nie zamierza jednak uczestniczyć w spłacie zobowiązań. Jak przekonuje, z tym tematem musi uporać się prezes Andrzej Łabudzki. - Jazda w pierwszej lidze może się udać. Uważam, że z tych problemów da się wyjść. Trzeba jednak współpracować z wierzycielami. Oni musieliby umożliwić spółce spłatę zobowiązań, które mogłyby zostać przykładowo rozłożone na raty - komentuje Marta Półtorak.
- Chcę jednak podkreślić, że to zadanie dla zarządu. Ja w rozmowach z zawodnikami uczestniczyć nie będę. Sportowa spółka akcyjna działa na takich samych zasadach jak spółki prawa handlowego, ale jest stworzona trochę do innych celów. Nie jest nim osiąganie zysku, ale prowadzenie działalności sportowej. Jestem jednym z akcjonariuszy, ale rok temu definitywnie się wycofałam. Wszystko, co się działo, było na rachunek osób, które zarządzały spółką. Nie chcę prowadzić teraz żadnych działań, bo nie robiłam tego od początku. Nie podpisywałam kontraktów, nie wiedziałam na co są wydawane pieniądze. Słuchałam tylko zapewnień, że finanse są pod kontrolą, a budżet jest realizowany. Zarząd musi rozmawiać z wierzycielami sam - tłumaczy Półtorak.