WP SportoweFakty: W tym roku zaliczyłeś kilka groźnych upadków. Jak twoje zdrowie?
Rafał Trojanowski: Każdy mnie o to pyta. Normalnie przygotowuję się do sezonu i nie ma z tym żadnego problemu.
Mówiłeś, że główny powód twojego odejścia z Wandy to popsute relacje z klubem. Czego dotyczyły?
- Atmosfera w drużynie się popsuła. To jest główny powód. Nikt z klubu nie rozmawiał z nami o kolejnym sezonie, więc podjęliśmy z Krzysztofem z KIM GROUP i GONET CRM decyzję, że odchodzimy. Nie da się pracować tam, gdzie nie jesteś mile widziany.
[b]
Zdecydowałeś się na Włókniarz Częstochowa. Trudno szukać dla ciebie innej roli niż lidera zespołu.
[/b]
- Nie czuję się nim, na to trzeba sobie zapracować na torze. Wiem, że kibice i działacze liczą na moje dobre występy. Ale nie muszę sobie nakładać presji. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że upadki biorą się z mojej woli walki i ambicji. Choć po tylu latach powinno się trochę nad tym panować, to wyjeżdżając na tor zawsze chce się wygrywać. Tak będzie w kolejnym sezonie. Jestem dobrze przygotowany, mam szybki sprzęt. Będę chciał to wykorzystać. Jeżeli będę liderem, to będzie super. Chcemy, żeby powrót Częstochowy do ligi sprawiał radość kibicom. Mam nadzieję, że mecze będą ciekawe i na torze będzie się działo. Wiem już teraz, że jeśli wszystko będzie układało się tak jak do tej pory, to będę zadowolony z przenosin do Częstochowy.
Większość osób jest zdania, że w Częstochowie panuje dobry klimat do odbudowy żużla. To czuć?
- Tak. Jest to drużyna, która lata spędziła w Ekstralidze. Jako zawodnik ligowy jeszcze nie miałem okazji startować na tak okazałym stadionie, jaki ma Włókniarz. Bardzo fajny obiekt, mnóstwo fanów żużla, gorący doping. Byłem na meczach finałowych Ekstraligi. Tam nie ma żadnego podziału na strefy kibiców i ludzi, którzy w spokoju oglądają zawody. Tam każdy dopinguje. Mimo tego, że ostatnio nie jeździła tam miejscowa drużyna, to ludzie krzyczeli "Włókniarz". Atmosfera była bardzo fajna. Liczę na to, że uda mi się przeżyć coś podobnego będąc na torze.
Miałeś 17. wynik pod względem średniej biegowej w Nice PLŻ. Druga liga nie będzie krokiem w tył?
- Nie ma to dla mnie znaczenia. W drugiej lidze czasami nawet trudniej jest się odnaleźć. Są długie tory, takie jak w Krośnie czy Poznaniu, ale są też krótkie, jak w Opolu czy Rawiczu. Jest duża rozbieżność, jeśli chodzi o geometrię. Starty w drugiej lidze też mnie czegoś nauczyły i nie jest to dla mnie problem. Na pewno fajnie jest, jak przychodząc do drugiej ligi twoja drużyna aspiruje do awansu. Jak to się uda zrobić, zyskujesz szacunek kibiców. Wtedy to byłby super sezon i przyjemna zima.
Liczysz na to, że Włókniarz dostanie szansę na jazdę w Nice PLŻ lub na połączenie lig?
- Liczę na połączenie lig. Z tego co słyszymy, tych drużyn może być mniej niż do tej pory. Najgorszą opcją byłoby to, żeby druga liga liczyła cztery lub pięć drużyn. To byłaby katastrofa. Mam nadzieję, że centrala zrobi tak, żeby sezon nie kończył się w sierpniu i kibice mogli oglądać zawody przynajmniej do października, bez tych przerw miesięcznych. To nie służy niczemu dobremu. Przez to ten sport upada.
Co robisz aktualnie?
- Nie robię sobie przerw między sezonami. Przygotowuję się do sezonu od listopada.
Teren czy sala?
- Różnie. Teren, sala, basen. Bardzo dużo pracuję też w domu, mam do tego warunki. Często biegam. Wszystkiego po trochu, bo jest też squash. Pracuję nad szyją i kręgosłupem, bo miałem kontuzję w tamtym roku i staram się wzmacniać plecy. To jest mój główny cel.
Masz do takiej aktywności partnerów wśród żużlowców?
- Tak, gramy w squasha lub piłkę nożną. Uczestniczymy w tym razem, ale każdy ma swoje odrębne plany treningowe.[nextpage]
Czy w 2016 roku nadal będziesz dysponował silnikami zakupionymi od Taia Woffindena?
- Nadal będę je miał. Będę miał sprzęt z poprzedniego sezonu i coś nowego. Nie będę gorzej przygotowany sprzętowo. Wiem, jak te silniki chodzą. Mam też silnik od pana Ryszarda Kowalskiego, który też bardzo dobrze się sprawował. Mój sponsor czuwa nad tym bacznie, więc ze sprzętem nie będzie żadnego problemu.
Co czujesz jako wychowanek Stali Rzeszów, obserwując to, co się aktualnie dzieje w tym klubie?
- To duże zaskoczenie. Na początku wydawało mi się to nierealne, że Stal może nie wystartować. Po jednym sezonie, po którym odeszła pani Marta Półtorak, nie przypuszczałem, że wszystko tak szybko się posypie. Wiedziałem, że będzie trudniej, bo pozyskać sponsorów jest trudno. Liczę na to, że to uda się jakoś rozwiązać. Naprawdę byłoby szkoda, jeśli Rzeszów straciłby drużynę żużlową. To bardzo niemiła sprawa.
[b]
Jak odbierasz to, co się dzieje w sprawie licencji i systemu ligowego?
[/b]
- To jest sprawa, która nie dotyka nas po raz pierwszy w tym roku. Powinno się nad tym myśleć wcześniej. Jest to problem dla wszystkich: działaczy, klubów, zawodników, sponsorów i telewizji. Procesy licencyjne powinny się kończyć szybciej, żeby było wiadomo, co dany klub ma robić. Część nadal nie wie, w której lidze będzie jeździła. Najbardziej martwi mnie to, że prezesi robią długi. Przykładowo - dług w Ostrowie Wielkopolskim to jest rzecz niepojęta. Nie wiem, na jakich komputerach lub kalkulatorach liczono tam pieniądze. Niemożliwe, żeby po tak dobrym sezonie, mając w składzie zawodników wcale nie najdroższych w Nice PLŻ, zrobić aż takie długi. Kontrakty tych zawodników nie powinny spowodować aż takich zaległości. A tam był jeszcze bardzo udany turniej SEC, który pewnie przyniósł duże korzyści. Co byłoby, gdyby Ostrovia miała jakieś wpadki u siebie i kibice odwróciliby się od drużyny? To jest bardzo dziwne. Podobnie jest w Rzeszowie. Niby wszystko jest fajnie, ale na koniec jest 2 miliony złotych w plecy. Trudno przeoczyć takie rzeczy. Rozumiem, że można się ślizgnąć na 100 czy 200 tysięcy złotych, ale nie aż na takie kwoty. Klub z Lublina też ma duże problemy finansowe, a właściwie w tym sezonie jechał o nic. To nie była drużyna budowana na awans. KMŻ został z długami. Według mnie liczenie jest dosyć proste, a kontrakty są czytelne. Frekwencję na trybunach też można jakoś określić. To wszystko można ze sobą zestawić.
Jedna z propozycji do Regulaminu Sportu Żużlowego jest następująca: "W zawodach o DMP w przypadku przegrania podwójnie biegu (1:5) przez zawodników drużyny gościa lub gospodarza, klub nie ma prawa płacić za punkt zawodnika, który przyjechał na trzeciej pozycji". Jak to oceniasz?
- Nie wiem, dlaczego jeszcze nikt nie protestuje przeciwko temu. To jest bardzo kontrowersyjny pomysł. To jest ingerencja w zasady sportu. Nie będziemy płacić za 1:5, za chwilę za 2:4. A może w ogóle zrezygnujemy za płacenie za trójki, bo to są największe koszty? To jest bzdura. Zawodnik przywozi jeden czy zero nie dla swojej przyjemności! On wyjeżdża na tor i wykonuje swoją pracę. Wiadomo, że w sporcie jest tak, że ktoś zawsze musi być ostatni. Zawodnik może nie zarobić, a traci w biegu oponę, olej, zużywany jest silnik. On wyjeżdża na tor i ma same koszty. Właściwie to jest obraza dla wszystkich zawodników. To jest coś takiego, jakby powiedzieć: "on przyjechał trzeci, jest to spowodowane brakiem chęci do rywalizacji z przeciwnikami o dwa punkty".
Dużo mówi się teraz o poprawie bezpieczeństwa na torze. Mówi się o ostrej jeździe, wykluczeniach, upadkach, o tym, że ma być coraz więcej czerwonych kartek, żużel zrobił się bardziej niebezpieczny. A teraz ktoś proponuje przepis, który spowoduje jeszcze większą agresję na torze. Jestem pewien, że przez to będą upadki. To jest przepis, który naraża zdrowie i życie zawodników. I nie chodzi tu o pieniądze. Po prostu masz w głowie, że dostajesz karę za to, że będziesz trzeci. Oprócz tego będzie sytuacja, gdzie zawodnik pojedzie jako rezerwa taktyczna na dwóch najlepszych żużlowców u przeciwnika. Może się zdarzyć, że po walce przyjedzie on trzeci i dostaje za to karę. Jedziesz bieg po biegu, a sprzęt zużywa się jeszcze bardziej.
Czyli z czterech zawodników, dwóch pojedzie za darmo.
- Czwarty jest na minus, więc pewnie część zawodników będzie zjeżdżać z toru. Trzeci może wyjdzie na zero.
Myślisz, że do tego może dochodzić?
- Tak tylko obrazuję sytuację, ale może tak być. Jakie to są oszczędności dla klubu w skali roku? Ten przepis jest bezmyślny! Aż się boję, co ci ludzie wymyślą za rok. To jest coś takiego, jakby nie płacić Lewandowskiemu za mecz, bo nie strzeli bramki, a bramkarzowi za to, że puści gola. To wszystko wykracza poza granice sportu. Na rynku nie ma już zawodników, którzy wyjeżdżają na tor tylko po to, żeby sobie pojeździć. Do tego jest żużel amatorski. Przez ostrą jazdę mamy coraz więcej kontuzji, a teraz wprowadzamy jeszcze większą agresję na torze, w postaci zabierania pieniędzy za trzecie miejsce. To nie są żadne oszczędności, każdy zawodnik ma już odpowiednie drabinki punktowe. Im mniej punktów w meczu, tym każdy punkt jest tańszy .
Masz jakąś alternatywę dla tego pomysłu?
- Należy podpisywać umowy w oparciu o budżet i takie stawki za punkt na jakie klub stać.
Korzystając z okazji chciałbym życzyć dużo zdrowia i spełnienia marzeń w nowym roku wszystkim fanom żużla.
Rozmawiał Mateusz Lampart