WP SportoweFakty: Mamy kilka istotnych zmian w Regulaminie Przynależności Klubowej i w zbiorze zasad regulujących stosunki pomiędzy klubem a zawodnikiem. Żużlowcy muszą liczyć się z tym, że dostaną "po kieszeni". Będą protestować?
Krzysztof Cegielski: Tych zmian jest sporo i nie chciałbym, żeby zaraz powstało wrażenie, że one tylko uderzają zawodników. Tak wcale nie jest. Od kilku lat udaje się doprowadzać powoli do równowagi w relacjach klub - zawodnik. Kilka lat wstecz na żużlowców nikt nie zwracał uwagi. Były podpisywane kontrakty, oni nie dostawali pieniędzy, powstawały nowe kluby i tyle. Wielkiej troski nie było. Żużlowcy musieli działać sami i wstępować na drogę sądową, co oczywiście było skazane na porażkę. Te czasy na szczęście już minęły. Z zawodnikami trzeba się liczyć. Chroni ich coraz więcej regulacji. Teraz kilka pozytywnych rzeczy również udało się załatwić. Jest jednak coś, czego żużlowcy nie są w stanie zaakceptować.
Co dokładnie?
- Prezesi klubów ekstraligowych wymyślili nowy model płatności za biegi, które są przegrane 1:5. To 25 proc. stawki za trzecie miejsce w takim wyścigu. Czy ten jeden punkt jest mniej ważny od innych 89, które zdobywają drużyny? Czy punkty z przegranych 1;5 będą brane do ogólnego wyniku drużyny również tylko w 25 proc.? Te pomysły przeczą podstawowej zasadzie, której znaczenie wszyscy podkreślają od lat - żużlowcy powinni zarabiać przede wszystkim na torze. Niech więc zarabiają, a ten pomysł stoi w sprzeczności z drogą dochodzącą do zarabiania na torze. Jeśli kwoty na przygotowanie do sezonu zmniejszą się jeszcze bardziej i będą odpowiadały poziomowi potrzebnemu na przygotowanie do sezonu i jazdy na poziomie, który oczekuje się od zawodników, to zawodnicy nie będą mieli argumentów, by protestować. Niech te stawki spadają do poziomów takich na jakie kluby stać. Tak zresztą już się dzieje w niektórych klubach. Nie można jednak wymyślać mechanizmów, które są zupełnie niesprawiedliwe, a co najważniejsze bardzo niebezpieczne i będą wpływać na jeszcze więcej kontuzji.
Mówi pan, że to pomysł prezesów. Jak zatem odbiera pan ich działania?
- To pomysł ośmiu prezesów klubów ekstraligowych. To oni się na to zgodzili, bo chcą ująć coś zawodnikom. Szkoda tylko, że próbują to robić nie z tej strony co trzeba. Zamierzają karać zawodników za przegrane 1:5 i robią to rękami innych ludzi wrzucając to do regulaminów. Najłatwiej namówić na coś Speedway Ekstraligę czy GKSŻ, jeśli samemu nie potrafi się wynegocjować z żużlowcami ustępstw. Trzeba się jednak zastanowić, którzy zawodnicy na tym rzeczywiście stracą.
Jakie są pana przewidywania?
- Na pewno nie będą to ci najlepsi. Oni w dalszym ciągu podpisują kontrakty i podstawia im się przy tym dodatkowych sponsorów lub oferuje inne umowy. Słyszę o umowach z firmami z rajów podatkowych lub nawet o umowach bezpośrednich z miastami. To właśnie tacy zawodnicy są przyczyną tworzenia kolejnych zapisów w regulaminie, a wcale oni na nich tak nie tracą jak inni.
Kto zatem straci?
- Ci, którzy i tak z roku na rok coraz gorzej sobie radzą. Decyzja ośmiu prezesów ekstraligowych uderzy rykoszetem w inne zespoły z niższych lig, bo te regulacje zostały przyjęte dla pierwszej ligi również. Tam problem będzie znacznie większy.
Co zamierza pan w tej sprawie zrobić?
- Przysłuchuję się reakcjom zawodników. W najbliższym czasie się spotkamy i porozmawiamy. Wysłucham ich argumentów i dowiem się, jak wygląda sytuacja w danym klubie. My teraz możemy o tym porozmawiać, ale pierwsze działania w tym czasie powinni podejmować już sami żużlowcy. Każdy z nich na miejscu w swoim klubie. Mają przecież relacje z prezesami, są z nimi w kontakcie. Warto już teraz zacząć to wyjaśniać i nie udawać, że wszystko jest w porządku. Na końcu będzie tak, że wszyscy zgłoszą się do mnie i będą chcieli, żeby coś z tym zrobić. Ja oczywiście działania podejmuję, ale apeluję do żużlowców, żeby już teraz rozmawiali ze swoimi prezesami. Ja dyskutuję już o tych tematach z przewodniczącym Szymańskim czy prezesem Stępniewskim. Ciężko mi sobie wyobrazić, że taki system zostanie utrzymany, zwłaszcza w niższej lidze. Mam wrażenie, że niektóre zapisy nie zostały w ogóle przemyślane. Nie chodzi tu nawet o ten dotyczący płatności za 1:5. Jest inna regulacja, z której za chwilę będziemy się wycofywać.
Co ma pan na myśli?
- Przeszła zasada płatności 25 proc. stawki za punkt w meczach barażowych. To jest zupełnie nielogiczne. Rozumiem, że można ukarać w ten sposób tych, którzy zawalili sezon w PGE Ekstralidze i mają przed sobą mecz barażowy ze słabszą drużyną i prawdopodobnie zdobędą wiele punktów. Dlaczego jednak mają oberwać pierwszoligowcy, którzy jechali dobrze i zajęli czołową lokatę w rozgrywkach? Oni, zgodnie z tą zasadą, mają dostać zdecydowanie najmniej pieniędzy za najtrudniejszy mecz w roku przeciwko silnej drużynie z Ekstraligi. Na szczęście już to wyjaśniłem z GKSŻ. Ten zapis ma wkrótce zniknąć. Ta sytuacja pokazuje jednak, że wiele regulacji powstaje ad hoc. Ktoś rzuca pomysł, ktoś go w natłoku wielu spraw zapisuje,a później dopiero okazuje się, że jest to zupełnie nielogiczne i szkodliwe. Dla zawodników, którzy nie mają jeszcze kontraktów, mam dobrą radę, żeby czytali uważnie wszystkie zapisy umów i regulaminów. Jeśli się z czymś nie zgadzają, to niech to wyjaśniają już podczas takich spotkań.
Czy mniejsze płatności za 1:5 wpłyną też na bezpieczeństwo na torze?
- Oczywiście, że tak. To jest bardzo niebezpieczny przepis, a przecież głośno mówiliśmy, że w tym temacie mamy wiele do zrobienia. Wszyscy zgodnie podkreślali, że żużlowcy jeżdżą zbyt ostro. Teraz będą stosować zdecydowanie bardziej radykalne metody, żeby zająć drugą lokatę. W mojej ocenie zawodników nie trzeba już dodatkowo motywować. Jest raczej odwrotnie, częściej powinniśmy studzić ich zapały. Tego typu zapisami idziemy jednak w odwrotnym kierunku. To wszystko się w ogóle nie trzyma kupy. Zachęcamy sędziów, by częściej sięgali po kartki. Są komisarze, a dokładamy do tego przepis, który kompletnie z tym nie koresponduje. Nie mam nic przeciwko, żeby prezesi cięli żużlowcom kontrakty, ale niech nie robią tego w najgorszy możliwy sposób. Uważam zresztą, że ostatnie pomysły działaczy to dobra okazja do próby wypracowania nowego rozwiązania, które chciałbym teraz zaproponować. Jest nim stworzenie funduszu gwarancyjno - ochronnego.
Na czym miałby on polegać?
- To rozwiązanie miałoby pomagać zawodnikom w niewypłacalnych klubach lub tym, których spotka poważna kontuzja. To dobry czas, żeby o tym porozmawiać i choć w pewnym stopniu pomóc tym w trudnej sytuacji zdrowotnej i finansowej. Skąd pieniądze? Trzeba wypracować najlepszy sposób, ale myślę, że jeśli z każdego punktu zarobionego na torze zawodnicy i kluby wspólnie odprowadzaliby jakiś ustalony niewielki procent na taki fundusz to zebralibyśmy środki potrzebne w tych trudnych chwilach. Rozwiązalibyśmy w ten sposób wiele problemów. Słyszymy bardzo dużo pięknych słów, kiedy zawodnicy doznają poważnych kontuzji. Wtedy wszyscy mają pełne usta frazesów, że to bardzo niebezpieczny sport. Każdy jest skory do pomocy. Tak samo jest w sytuacji, kiedy bankrutują kluby, a żużlowcy zostają z niczym lub prawie niczym. Wtedy znowu rusza dyskusja, jak im pomóc. Teraz mamy względny spokój i dlatego warto proponować w tym czasie pewne rozwiązania. Ja właśnie teraz to robię za pośrednictwem pana portalu. Mam nadzieję, że temat zostanie podjęty i wspólnie uda się wypracować skuteczny system. Myślę,że taki fundusz mógłby funkcjonować i być zarządzany przez PZM.
Są jednak prezesi, którzy płacą na czas. Oni mogą powiedzieć, że nie chcą takiego funduszu, bo na co dzień są przecież wiarygodni. Co im pan odpowie?
- W Polsce dla przykładu funkcjonuje bankowy fundusz gwarancyjny i głównie te banki, które mają dobrą sytuację składają się na klientów banków, które radzą sobie już znacznie gorzej. Na tym polega solidarność z tymi, którzy są w nieodpowiedniej akurat instytucji. To nie jest ich wina i warto im w jakimś stopniu pomóc. W naszym środowisku może warto zastanowić się jaką odpowiedzialność mają ci, którzy często z pełną premedytacją zadłużają kluby i zostawiają z dużymi problemami zawodników. A oni mają swoje firmy i rodziny na utrzymaniu. Myślę więc, że fundusz gwarancyjno - ochronny może zabezpieczyć i pomóc w trudnej sytuacji zdrowotnej czy finansowej.
Rozmawiał Jarosław Galewski