Przed laty
Dwudziestotysięczna widownia podczas spotkań, dobrze prosperująca młodzież, w składzie pierwszej drużyny obiecujący, młody, australijski gwiazdor oraz wielokrotny mistrz świata na żużlu. Gdzie można znaleźć taki żużel? W Lublinie... na początku lat dziewięćdziesiątych.
Środowisko żużlowe w Lublinie wciąż musi żyć chwilami, które miały miejsce w ostatniej dekadzie dwudziestego wieku. Osoby Hansa Nielsena i Leigh Adamsa są do tej pory najbardziej barwnymi w historii lubelskiego żużla. Srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski 1991, a także brązowy krążek lubelskiej młodzieży w 1990 roku kończą dorobek medalowy Motoru Lublin. W 1995 roku lubelski zespół zadłużony, zmagający się także z problemami natury organizacyjnej opuścił szeregi najwyższej klasy rozgrywkowej i od tego momentu nie potrafi do niej powrócić.
Od tamtego wydarzenia minęło już dwadzieścia lat. W Lublinie wiele osób próbowało coś zrobić z kiepską kondycją speedwaya. Kolejne twory, a więc Lubelski Klub Żużlowy, Towarzystwo Żużlowe oraz Klub Motorowo-Żużlowy powstawały i egzystowały kilka lat, a następnie przechodziły agonię. Nie można jednak stwierdzić, że przez te dwadzieścia sezonów nic pozytywnego w lubelskim żużlu się nie stało.
Były i dobre chwile. W 2002 roku TŻ Sipma Lublin awansował na zaplecze Ekstraligi, by w następnych dwóch sezonach znajdować się w czołowej czwórce ligi, a nawet wziąć udział w barażach przeciwko ŻKŻ Quick-Mix Zielona Góra. Właśnie w 2004 roku klub z Lublina był najbliżej osiągnięcia swojego celu, czyli powrotu do elity. Lublinianie mając czternastopunktową zaliczkę mogli liczyć na happy end w Zielonej Górze, ale nie udało się. Koziołki pogrzebały swoją wielką szansę, chyba największą w tym dwudziestoletnim okresie i przegrały 31:59. Marzenia o Ekstralidze trzeba było odłożyć na kolejne lata.
Rok 2005 o mało nie zakończył się spadkiem do drugiej ligi. Bez wątpienia na życie TŻ Sipmy Lublin miał rok 2006. Kierownictwo klubu uzgodniło, że należy ponownie walczyć o Ekstraligę. Zatrudniono bardzo doświadczonych zawodników takich jak Piotr Świst, Jacek Rempała czy Chris Louis. Funkcję menadżera, jak i dyrektora przejął człowiek z Tarnowa, Bogusław Kasiński, który mając doświadczenie pracy z Tonym Rickardssonem i braćmi Gollobami miał wspomóc lubelski żużel. Eksperymentalny skład nie sprostał wyzwaniu i zaczął szybko ponosić porażki. Zamiast walki o awans, lubelski klub nie dostał się nawet do czołowej czwórki.
TŻ Sipma Lublin utrzymał się w lidze, ale wiadomo było, że bez zmian i lepszego zaplecza finansowego nie będzie faworytem do pozostania w niej na kolejny rok. Powrócono do korzeni. Lublinianie postawili na własnych wychowanków, a więc Dariusza Śledzia, Daniela Jeleniewskiego, Dawida Stachyrę, Tomasza Piszcza oraz Sebastiana Trumińskiego. Wiele osób wróżyło lubelskiemu klubowi pewny spadek. A tymczasem drużyna zbudowana z rodzimych kawałków zaczęła stawiać opór. Co ciekawe to właśnie TŻ Lublin jest ostatnim zespołem, zbudowanym z wychowanków, który wygrał ligowe spotkanie. Podopieczni trenera Janusza Stachyry odnieśli kilka triumfów, ale na wyjazdach doznawali tzw. pięknych porażek. Lublinianie spotkali się w fazie play-off z GTŻ Grudziądz, ale nie potrafili sprostać temu zespołowi i przegrali 2:1 (w trzech spotkaniach). Po zwycięskiej jeździe w kolejnej rundzie ze Startem Gniezno lublinian czekała rywalizacja z Lokomotivem Daugavpils. Wielu uważało, że Łotysze poniosą srogą porażkę w starciu z lubelskim klubem. Ku zaskoczeniu kibiców, na Łotwie ekipa z Lublina była bezradna. Porażka 68:24 spowodowała rozpacz wśród klubu i fanów. Takiej straty nie dało się odrobić, a przecież miało być tak łatwo. To właśnie dzięki TŻ Sipmie do dziś na zapleczu Ekstraligi ściga się Lokomotiv Daugavpils.
[nextpage]Roczna przerwa i szybki powrót
Spadek do drugiej ligi, długi, brak stabilności finansowej, to były czynniki, które przyczyniły się do upadku TŻ Lublin. Klub nie uporał się z należnościami i nie wystawił drużyny w 2008 roku. To była historyczna chwila, bowiem regularny ligowy żużel trwał nieprzerwanie w Kozim Grodzie od 1962 roku.
Na szczęście przerwa nie okazała się zbyt długa. Rok 2008 stał pod znakiem rozgrywek ligi nieprofesjonalnej. Dzięki startom AKŻ Zdzichtex Lublin pewna namiastka speedwaya została podtrzymana, przez co sympatykom żużla nad Bystrzycą łatwiej było znieść rozbrat z żużlem.
Zbigniew Wojciechowski, który za czasów TŻ Lublin pełnił funkcję prezesa honorowego, postanowił wspólnie z kolejną grupą osób odbudować żużel w Lublinie. Na początku 2009 roku klub ogłosił, że wystartuje w lidze pod nazwą Klub Motorowo-Żużlowy. Działacze nie zamierzali kotwiczyć w drugiej lidze w nieskończoność. Postawiono jasny cel. Trzeba się jak najszybciej wydostać z ligowego dna i wrócić do miejsca, gdzie się było kilka lat temu. Ówczesny prezes KMŻ przyznawał, że Lublin zasługuje przynajmniej na pierwszą ligę. Jednak inauguracyjne podejście spaliło na panewce. Żużlowcy startujący z koziołkiem na plastronie zakończyli rozgrywki na czwartym miejscu. Jak widać lublinianie nie byli jeszcze gotowi by dopiąć swojego celu.
Wielka szansa stanęła przed KMŻ Lublin w roku 2010. Początek wskazywał, że ten sezon będzie niewiele różnił się od poprzedniego. Sytuację zmieniła konferencja prasowa, na której ogłoszono, że klub pozyskał możnego sponsora, którym była kopalnia węgla kamiennego Bogdanka. Dzięki pieniądzom uzyskanym od sponsora można było jeszcze w trakcie rozgrywek wzmocnić skład, który wywalczyłby awans do pierwszej ligi. Usilne starania doprowadziły do tego, że o promocji decydował ostatni mecz, w którym Koziołki spotkały się z Orłem Łódź. Lublinianie tamtą konfrontację przegrali i na pocieszenie pozostała im jazda w barażach. Dotychczasowa historia klubu znad Bystrzycy w meczach barażowych nie napawała optymizmem, gdyż jeszcze nigdy nie udało się przez nie pomyślnie przebrnąć. Tak było i tym razem. Koziołki mimo wygranej na własnym torze nie sprostały rybniczanom na ich torze.
Do trzech razy sztuka, jak mówi przysłowie. To co nie udało się w sezonach 2009 i 2010 dokonano w kolejnym. Lublinianie po ciężkich rozgrywkach zajęli drugie miejsce za Stokłosą Polonią Piła. Zwycięski skład tworzyli m.in. Karol Baran, Mariusz Puszakowski, Paweł Miesiąc czy Cameron Woodward. Wróżono, że idą lepsze czasy dla żużla w Lublinie.
[nextpage] Powrót z wielką pompą, który odbił się czkawką
Przed sezonem 2012 wielu lubelskich kibiców uważnie obserwowało poczynania działaczy na rynku transferowym. W drużynie oprócz Barana, Miesiąca i Woodwarda znaleźli się wyczekiwani wychowankowie Daniel Jeleniewski i Dawid Stachyra. Wisienką na torcie było sprowadzenie IMŚJ z 2004 roku, Roberta Miśkowiaka.
Niekorzystny terminarz i kilka porażek wyjazdowych na początku roku spowodowało, że lublinianie okupowali dolne rejony tabeli. Dokonano pewnych roszad, w tym szkoleniowca. Zmiana trenera po czterech spotkaniach wyjazdowych dobrze wpłynęła na lubelski zespół. Marian Wardzała tchnął ducha w drużynę, która wydostała się z dna i znalazła się na drugim miejscu w tabeli. Świetna jazda Koziołków na własnym torze doprowadziła do sytuacji, że faworyci, a więc Start Gniezno oraz GTŻ Grudziądz zyskali poważnego konkurenta. Po kosmicznej wygranej przy Alejach Zygmuntowskich nad grudziądzanami podopieczni Wardzały mogli w pierwszym sezonie po awansie przejść bezpośrednio do najwyższej klasy rozgrywkowej. Ambitna postawa i tzw. jazda bez presji miały w tym jeszcze bardziej pomóc. Faworyt jednak nie zawiódł i Start Gniezno nie pozwolił Koziołkom znaleźć się w 2013 roku w Ekstralidze.
Fantastyczny sezon 2012 rozbudził apetyty fanów w Lublinie na jeszcze lepszy wynik w sezonie 2013. Dariusz Sprawka, prezes Lubelskiego Węgla KMŻ Lublin oświadczył, że jazda do końca w minionym roku przysporzyła klubowi sporego długu. Pół miliona złotych to spory bagaż jak dla zespołu, który miałby rywalizować o awans do Ekstraligi. Zarząd swoimi decyzjami mocno rozczarował środowisko żużlowe w Lublinie. Z klubem pożegnali się liderzy, Miśkowiak oraz Stachyra, a w ich miejsce zakontraktowano m.in. Macieja Kuciapę.
Lubelski klub początek sezonu miał dość podobny do poprzedniego. Punkty zaczął zdobywać po kilku porażkach. Kolejne spotkania nie były łatwe, punkty przychodziły ciężko, a do pierwszej czwórki udało się awansować rzutem na taśmę. Kibice przyjęli ten fakt z dużą radością, nie wiedzieli jednak jak wielkie przyjdzie rozczarowanie.
Prezes Sprawka zagrał va banque. Decydując się na próbę redukcji długu w jeden sezon postanowił wspólnie z zarządem, że obniży kontrakty zawodnikom Lubelskiego Węgla. Słysząc propozycje obniżki stawek za punkty zawodnicy poczuli wściekłość i oszukanie. Do historii przeszła sławetna konferencja prasowa, na której to zawodnicy wyrazili swoje niezadowolenie i zniesmaczenie z podjętych decyzji. Zespół w optymalnym składzie pojechał tylko mecze u siebie, a zamiast walki o awans była... no właśnie, co?
Sezony 2014 i 2015 przeszły kibicom obojętnie. Najpierw spadek do drugiej ligi, a następnie walka w kadłubowej lidze na pewno nie pomogły w zbudowaniu marki klubu. Nic nie dał powrót do historycznej nazwy. Kibice zjawiali się w mniejszej liczbie, niż to miało miejsce w sezonach 2012 i 2013. Dużym niepowodzeniem zakończyły się też imprezy organizowane przez lubelski klub (finał Złotego Kasku oraz finał IMŚJ). Środki uzyskane z organizacji miały zniwelować dziurę budżetową, która powstała w szczególności po sezonie 2014.
[nextpage]Lublin wraca do punktu wyjścia
Historia znów zatacza koło. Po kilku latach funkcjonowania stowarzyszenia lubelski klub popadł w długi i znalazł się na początku swojej drogi, jakim jest druga liga. Strata Bogdanki była bez wątpienia jednym z największych ciosów, którego doznali działacze KMŻ. Trudno było uporać się z wyrwą, która powstała po odejściu sponsora strategicznego. Zorientowani w temacie wiedzą, że zdobycie środków finansowych w regionie lubelskim nie należy do łatwych. Inną sprawą jest, że klub po rundzie finałowej sezonu 2013 mocno nadszarpnął zaufania zawodników, kibiców oraz sponsorów. Załatwienie tego na oczach mediów nie wpłynęło dobrze na wizerunek klubu.
Wiele poświęcono uwagi na temat przekształcenia stowarzyszenia w spółkę akcyjną. Mając przy boku Bogdankę oraz przychylność prezydenta Krzysztofa Żuka uważano, że jest to najlepszy moment na profesjonalizację działalności i istnienia żużla w mieście. Dobrze powiedziane ''uważano'', bowiem od słów do czynów nigdy nie udało się przejść.
W Lublinie zapotrzebowanie na wielki żużel było, jest i będzie zawsze. Pokazały to dwa świetnie zorganizowane spotkania towarzyskie, w których wzięli udział mistrzowie świata oraz reprezentanci Polski. Nadkomplet kibiców w 2013 roku pokazał jak wygłodniali światowej czołówki są lubelscy kibice.
Co dalej? Lubelski żużel wchodzi w drugi wiraż, a czy wyjdzie z niego bez szwanku? Tego nie wiemy. Miejmy nadzieję, że deklaracje, które padły na spotkaniu prezydenta Żuka o nowym rozdaniu w Lublinie od sezonu 2017 zostaną wypełnione. Odpowiedzialnym za żużel w mieście nad Bystrzycą ma być lokalny przedsiębiorca Jacek Bury. Nowi działacze nie będą mogli popełnić starych błędów, potrzebna będzie przejrzystość organizacyjna (powołanie spółki), a przede wszystkim doprowadzenie do sytuacji, w której to kibice będą utożsamiać się z wychowankami. Szanse na to będą duże, bowiem szkolenie młodzieży zaczął odbudowywać Piotr Więckowski, a pieczę nad młodymi adeptami trzyma były żużlowiec Motoru, Robert Jucha.
Środowisko żużlowe ma nadzieję, że to jeszcze nie koniec i przerwa ligowa potrwa podobnie jak po 2007 roku jeden sezon i najważniejsze ściganie powróci do Lublina, a tym samym nie upadnie kolejny ośrodek czarnego sportu w Polsce.
Konrad Mazur
A Lublin wyjdzie jeszcze z dołka i zacznie ustawiac kluby w Polsce :)
Mysle ze moje marzenie sie kiedyś spełni :)
Jeżeli znajdą się chętni (do tego z odpowiednimi pieniędzmi), to Motor ruszy znowu z miejsca.
Głowa do góry.