W styczniu 2006 roku podjęto decyzję o odebraniu licencji dla Wybrzeża Gdańsk. Wolne miejsce w Ekstralidze przypadło trzeciej ekipie I ligi. Był nią RKM Rybnik, który wygrał wówczas rywalizację ze Stalą Gorzów. Rybniccy działacze zdecydowali się na start w Ekstralidze mimo że jak się później okazało, nie byli do tego przygotowani. Zespół oparty w dużej mierze na wychowankach, uzupełniony o obcokrajowców, którzy wywalczyli trzecie miejsce w I lidze, był zbyt słaby na najwyższą klasę rozgrywkową. Dodatkowo w trakcie sezonu odszedł Łukasz Romanek, co było ogromnym ciosem dla całego środowiska żużlowego. W całym sezonie RKM zdobył zaledwie dwa punkty i z hukiem spadł do I ligi. W sezonie 2007, czyli rok później zespół w praktycznie niezmienionym składzie zajął 4. miejsce na zapleczu Ekstraligi i było to odzwierciedlenie tego, na co było wówczas stać RKM.
Jeżeli popatrzymy na to, w jaki sposób ROW Rybnik uzyskał "awans" do PGE Ekstraligi, to śmiało możemy powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Ponownie rybnicki klub znalazł się w gronie najsilniejszych drużyn żużlowych w Polsce w związku z problemami finansowymi innego uczestnika rozgrywek. Ale to póki co jedyna analogia.
W przeciwieństwie do sezonu 2006 działacze dokonali roszad kadrowych. Do zespołu dołączyli Grigorij Łaguta, Andreas Jonsson i Rune Holta. Problem w tym, że te nazwiska budziły wielkie emocje kilka lat temu. W tej chwili Jonsson i Holta nie należą już do czołówki, a mają w założeniu pełnić funkcję zawodników, którzy wezmą na siebie ciężar zdobywania punktów. O ile Łagutę na to stać, o tyle z dwójką nabytków może być problem. Problemem może być również dość lekceważący stosunek Rosjanina do pracodawców. Stawkę seniorów uzupełnia Damian Baliński, który rok temu przeszedł do rybnickiego klubu, gdyż... nie mieścił się w składzie Unii Leszno. To pokazuje, że choć w składzie ROW-u mamy zawodników doświadczonych, to nie gwarantują oni dobrego wyniku sportowego. Z naszego zestawienia wynika, że rybniczanie biorąc pod uwagę wyniki uzyskane w zeszłym sezonie, są w tej chwili szóstą siłą Ekstraligi. Takie zresztą zadanie przed drużyną postawił prezes rybnickiego klubu. Pamiętajmy jednak, że GKM Grudziądz dokonał wzmocnień, a Unia Tarnów ma w składzie równie doświadczonych zawodników, jednak dających nadzieję na lepszy wynik. Prezes Krzysztof Mrozek bierze jednak pełną odpowiedzialność za ten skład. Nasuwa się pytanie: blefuje, czy dokonał chłodnej kalkulacji?
Nie jest wykluczone, że mamy do czynienia z sytuacją pośrednią. Działacze ROW-u z prezesem na czele muszą sobie zdawać sprawę z tego, że ich zespół stać co najwyżej na dobrą jazdę przed własną publicznością i chyba z takim zamiarem był on kompletowany. Ma dać miejscowym kibicom radość, a przy odrobinie szczęścia może uda się zapewnić utrzymanie. A nawet jeżeli tak się nie stanie, to... nie jest wykluczone, że za rok ponownie zobaczymy ROW w Ekstralidze. Jak to możliwe? Ano tak, że w Rybniku potrafią liczyć. Widać to po składzie, który nie będzie kosztował fortuny. Potrafią zapewne liczyć nie tylko pieniądze, ale również kluby, które obecnie są zainteresowane jazdą w Ekstralidze. A tych jest jak na lekarstwo. Chce łotewski Lokomotiv, ale nie może. Inni być może też by chcieli, ale ich na to nie stać. Wiele wskazuje zatem na to, że w Rybniku dokonano chłodnej kalkulacji i obliczenia dały jednoznaczny rezultat. Nawet jeżeli zespół zaliczy spadek, to i tak nie znajdzie się inny, który będzie w stanie udźwignąć finansowo rozgrywki Ekstraligi.
W tej taktyce jest metoda i co najważniejsze - może przynieść spodziewany efekt. Może jednak okazać się zawodna, jeżeli wśród zespołów I ligi pojawią się te, chcące walczyć o awans do elity. Wówczas kalkulacje ROW-u mogą się nie sprawdzić.