Do całego zdarzenia doszło w lipcu 2012 podczas turnieju młodzieżowego. U Andrzeja Gonerskiego, którego trafił kamień z toru, stwierdzono przecięcie rogówki, tęczówki i ranę źrenicy. Dzięki szybkiej reakcji lekarzy oko udało się uratować, ale kibic cierpi na wadę wzroku.
Andrzej Gonerski wraz z ojcem bezskutecznie walczyli jak dotąd o odszkodowanie. Ubezpieczyciel Stali Gorzów, firma Gothaer, nie poczuwała się do wypłacenia im żadnych pieniędzy. Kibic poszedł z tą sprawą do sądu, ale jego powództwo w pierwszej instancji zostało odrzucone. - Powiedziano nam, że na żużlu się kurzy i taki już urok tego sportu, że lecą kamienie - wspomina ojciec kibica, Krzysztof Gonerski.
Rodzina poszkodowanego nie poddała się jednak tak łatwo. Gonerski odwołał się od decyzji, argumentując, że Stal Gorzów odpowiada za wszystkie zdarzenia na swoim stadionie. Ogłoszenie prawomocnego wyroku zaplanowano na 9 lutego. Cała sprawa przeciągnęła się o kilka miesięcy, ponieważ sąd zdecydował się o powołaniu biegłego z zakresu okulistyki.
- Liczymy na to, że werdykt będzie po naszej stronie. Biegły z zakresu okulistyki rzeczywiście potwierdził, że syn doznał uszczerbku na zdrowiu - tłumaczy nam ojciec poszkodowanego kibica. Gonerscy oczekują zadośćuczynienia w wysokości około 50 tysięcy złotych. - Bardzo nas boli to, że ani Stal Gorzów, ani ubezpieczyciel nie poczuwają się w obowiązku, by udzielić wsparcia i wypłacić odszkodowanie. Mogliśmy już dawno zawrzeć w tej sprawie ugodę, ale się na to nie zgodzono - dodaje.
O stanowisko w tej sprawie zapytaliśmy także Stal Gorzów. - Nim sprawa trafiła do sądu, podjęliśmy próbę zawarcia ugody - przyznaje prezes Ireneusz Maciej Zmora. - Była ona niestety nieskuteczna, ponieważ były zbyt duże rozbieżności między nami a kibicem. Niemniej oczekiwaliśmy wypłaty odszkodowania przez firmę ubezpieczeniową. Ta uznała jednak, że klub zrobił wszystko tak jak powinien. Impreza żużlowa była odpowiednio zabezpieczona i wszystko odbyło się zgodnie z wszelkimi regulaminami i prawem. Firma uznała, że nie może wypłacić odszkodowania, ponieważ był to po prostu nieszczęśliwy wypadek. Sprawa trafiła ostatecznie do sądu pierwszej instancji, który także stwierdził, że nie ma winy po stronie Stali Gorzów. W tym przypadku kibicowi nie przysługuje odszkodowanie, choć my stoimy na stanowisku, że wypłata powinna mieć miejsce przez wspomnianego ubezpieczyciela. Jaka będzie decyzja sądu drugiej instancji? Tego nie wiemy. Liczymy na to, że sąd na zasadach słuszności zasądzi pewne odszkodowanie na koszt ubezpieczyciela. Winnego w tej sprawie w każdym razie nie ma - dodaje prezes klubu.
Ojciec kibica zaznacza, że nie walczy ze Stalą Gorzów. Zależy mu na sprawiedliwości. - Po niekorzystnym dla nas wyroku pierwszej instancji przeczytałem w mediach, że "żużel wygrał w sądzie". Było mi naprawdę przykro, gdy to zobaczyłem. Prawda jest taka, że to kibic żużlowy przegrał w sądzie. Pech, który spotkał mojego syna, może przytrafić się każdemu, kto przychodzi oglądać zawody żużlowe. Sam jestem kibicem Stali i tą pasją do żużla zaraziłem też syna. Z prezesem Zmorą mówimy sobie po imieniu. Na samym początku sam deklarował, że dostaniemy odszkodowanie. Później okazało się jednak, że ubezpieczyciel klubu nie wypłaci nam pieniędzy. W lipcu miną już cztery lata od całego zdarzenia. Wiem, że wiele osób na naszym miejscu machnęłaby ręką i już by się poddało. Wierzymy jednak w sprawiedliwość i w to, że 9 lutego werdykt będzie po naszej stronie - podkreśla ojciec kibica.
PiS obiecuje kasę na żużel
Ktoś dał tutaj przykład idącego chodnikiem na którego coś tam spadnie i c Czytaj całość