Damian Gapiński: Rażący brak konsekwencji

WP SportoweFakty / Tomasz Kordys
WP SportoweFakty / Tomasz Kordys

Komisja Licencyjna, a tym samym Polski Związek Motorowy, nie dopuszczając do rozgrywek Startu Gniezno stracił szansę na potwierdzenie słuszności swojej polityki względem klubów.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdyby restrykcyjnie podchodzono do przepisów licencyjnych, to już od lat praktycznie po zakończeniu każdego sezonu, wśród ligowców znalazłby się klub, który ze względu na zadłużenie skazany byłby na odstrzał. Komisja Licencyjna czy też Zespół Licencyjny Polskiego Związku Motorowego konsekwentnie przepychał jednak tych dłużników stosując różne rozwiązania. Głównie były to licencje warunkowe. Kiedy jednak zadłużenie niektórych klubów było naprawdę spore jak na polskie warunki, to wprowadzono licencję nadzorowaną, która miała być ratunkiem dla podmiotów ledwo wiążących koniec z końcem.

Ten przepis wprowadzono z myślą oczyszczenia finansów najbardziej zadłużonych klubów. Jednocześnie prezes Andrzej Witkowski zapowiedział jeszcze w październiku 2014 roku, że wymagania licencyjne względem klubów będą zaostrzone, a w listopadzie 2014 roku, że sezon 2015 będzie swoistym czyśćcem dla dłużników i żaden z nich nie uniknie konsekwencji. Koncepcja uzdrowienia finansów klubów była słuszna. Zapowiedź, że dłużnicy nie będą mogli liczyć na ulgi również. Musiał bowiem nastąpić moment, w którym PZM da jasny sygnał, że dłużej nie można akceptować stałego zadłużania klubów. O taką decyzję prosiło się już wcześniej. Każdego roku przymykano jednak oko na zadłużenie klubów w obawie o oskarżenia, że właśnie zespół "x" spisano na straty i ma on być przykładem dla innych.

W sprawie tolerancji dla zadłużonych klubów PZM zachował się podwójnie niekonsekwentnie. Pierwszy raz wprowadzając odstępstwa od reguły, przyznając licencje warunkowe lub nadzorowane. Skoro bowiem stworzono przepisy, w których jednym z podstawowych kryterium były przejrzyste finanse, to dlaczego postanowiono od tego odstąpić? Po raz drugi niekonsekwentnie zachowano się w przypadku Startu Gniezno, odbierając mu możliwość startu w lidze i jednocześnie spłaty zadłużenia względem zawodników, rozłożonej na trzy sezony. To wręcz rażący brak konsekwencji. Klub z Gniezna przez rok był przykładem słuszności przyjętej przez żużlowe władze koncepcji stopniowego ratowania finansów klubów. Jako jedyny realizował przelewy dla swoich dłużników. Tak było w sezonie 2014. Problemy pojawiły się rok później. Działacze z Gniezna prosili o prolongatę spłaty zadłużenia. Dlaczego nie zrobiono tego, skoro wcześniej na wyjątkowe traktowanie mógł liczyć KMŻ Lublin? Pozostanie to tajemnicą PZM. Władze GKSŻ wyjaśniały, że problem leżał nie tylko w braku spłaty zadłużenia, ale błędach formalnych, które mogły rodzić kolejne komplikacje prawne.

Rację ma Marta Półtorak twierdząc, że władze polskiego żużla są współwinne sytuacji w Gnieźnie. To one przyzwoliły na spłatę zadłużenia w ratach rozłożonych na trzy lata. To one tym samym dawały gwarancję, że ten układ się powiedzie i wierzyciele otrzymają zarobione pieniądze.

Zespół Licencyjny uśmiercił swoje własne dziecko. Dziecko, które od początku nie było doskonałe, siedziało w poprawczaku, ale miało szansę wyjść na prostą. Potrzebna była pomoc wychowawców. Od początku miałem wątpliwości, czy spłata tak dużego zadłużenia będzie możliwa zwłaszcza w sezonie 2016, w którym trzeba było jeszcze opłacić drużynę startującą w lidze. Pojawiła się jednak wyjątkowa okazja, aby w świetle połączenia lig, oszczędnościowym składem odjechać sezon, z którego zadowoleni byliby wszyscy. Kibice, bo nadal mieliby szansę oglądać swoich ulubieńców. Wierzyciele, bo zachowaliby szansę na otrzymanie zaległości. Wreszcie polski żużel, bo kolejny ośrodek mający problemy, utrzymałby się na żużlowej mapie Polski. Decyzja Komisji Licencyjnej jest podwójnie niezrozumiała. Stracono niepowtarzalną szansę, aby zamknąć usta krytykom pobłażliwej polityki PZM. Tym, którzy od początku twierdzili, że licencje nadzorowane to nic innego, jak reanimacja trupa.

Od zawsze głównym moim zarzutem w stronę władz polskiego żużla jest brak przewidywania konsekwencji swoich decyzji. W tym przypadku nie przewidziano konsekwencji... niekonsekwencji. Stracono kolejny ośrodek. Zawodnicy nie zobaczą zarobionych pieniędzy, a PZM sam zanegował wprowadzone przez siebie przepisy.

Zobacz więcej tekstów Damiana Gapińskiego ->

Komentarze (46)
avatar
PRZEM 312
13.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Od dawna mówię że tych panów przy korycie należy zmienić myślałem że przy nowych władzach państwa minister sportu wezmie się za tych panów i raz na zawsze odsunie ich od tego sportu Co chwila Czytaj całość
AMON
12.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
avatar
AMBROS
12.02.2016
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
„Gniezno to nie Częstochowa o licencję wystąpiło Towarzstwo Żużlowe które jest właścicielem spółki czyli de facto jeden podmiot dlatego pan Gapinski ma rację ! ” Czytaj całość
siber
12.02.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
No i pan Gapiński zaczyna jątrzyć w żużlu. Pańskie artykuły coraz bardziej wprawiają w osłupienie kibiców.
"" gacek 3 h 58 min temu 2 0
""Panie Damianie dziwie sie pana interpretacji ,bo przeci
Czytaj całość
AMON
12.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gniezno to nie Częstochowa o licencję wystąpiłoTowarzstw Żużlowe które jest właścicielem spółki czyli de facto jeden podmiot dlatego pan Gapinski ma rację !