WP SportoweFakty: Marta Półtorak i Witold Skrzydlewski zarzucają GKSŻ niewłaściwy nadzór nad klubami w poprzednich sezonach, a wielu kibiców przyznaje im rację. Jak może pan odpowiedzieć na ich krytykę?
Zbigniew Fiałkowski: Zanim na nią odpowiem, chciałbym zacząć od innej kwestii. To nie GKSŻ sprawuje nadzór finansowy nad klubami, tylko Zespół do spraw Licencji. A dopiero kiedy wprowadzone zostały licencje nadzorowane, to zostały określone także mechanizmy kontrolne. To w dużej mierze zdało egzamin, bo Gniezno przez półtora roku spłacało skutecznie swoje zobowiązania. Wiele osób nie zauważa też jednej bardzo istotnej rzeczy. Problemy finansowe miały przede wszystkim spółki. W stowarzyszeniach w ostatnich latach aż takich kłopotów nie było. Wyjątkiem jest w zasadzie Ostrów Wielkopolski, ale przed rokiem nikomu nawet do głowy nie przyszło, że taki będzie finał działania tego klubu.
I do jakiego wniosku to prowadzi?
- Moim zdaniem w stowarzyszeniach rzeczywiście odpowiadają za wszystko prezesi. W spółkach, a mówimy tu o spółkach akcyjnych, wygląda już to zupełnie inaczej, bo te sprawy reguluje kodeks spółek handlowych. W ostatnich latach kłopoty dotknęły klubowe spółki z Gniezna, Częstochowy i Gdańska, chociaż w tym ostatnim przypadku na wysokości zadania stanął pan Tadeusz Zdunek. Większość zobowiązań już uregulował, a reszta idzie zgodnie z planem. Gniezno radziło sobie do momentu, kiedy miało odpowiednią frekwencję na trybunach. W sezonie 2015 zapłacili jednak marcową i czerwcową ratę układu. Ale wracając do spółek, tam istnieją dwa organy: zarząd i rada nadzorcza. Członków zarządu powołuje i odwołuje rada nadzorcza i to jest sedno sprawy. To ona powinna sprawować nadzór nad członkami zarządu we wszystkich kluczowych dziedzinach i podejmować decyzje, z zawieszeniem zarządu włącznie. Jej zadaniem jest zresztą bieżący nadzór nad spółką. Ma dostęp do wszystkich dokumentów, rachunków, umów i jest najbliżej sprawy. To jest pierwsze ogniwo, które powinno zauważyć, że prezes sobie nie radzi. Wtedy można go zawiesić lub nawet zmienić. Tymczasem za wszystko obwinia się GKSŻ.
A jakie działanie może podjąć GKSŻ?
- Są one bardzo mocno ograniczone. Kompetencje w tym zakresie ma w zasadzie dopiero od niedawna inne ciało PZM: Zespół ds. Licencji. Niezależnie od tego proszę pamiętać, że sezon trwa tylko pół roku. To bardzo krótki okres i zanim spłyną do nas niezbędne dokumenty, złożone zostaną wyjaśnienia, to mija kilka miesięcy. Jeśli klub zacznie słabnąć podczas sezonu, to jakieś decyzje można podjąć już w zasadzie gdy przysłowiowe mleko się rozleje. Jesteśmy za wiele rzeczy bezpodstawnie obwiniani.
Ale to władze polskiego żużla tworzą regulaminy. Możecie wprowadzić zmiany i sprawić, że nadzór będzie bardziej regularny i przede wszystkim skuteczniejszy.
- Pierwszy etap zmian za nami. W ubiegłych dwóch latach stworzono podstawowe instrumenty dla Komisji ds. Licencji. Ale ma pan rację. Należy kontynuować ten wątek i już na ten temat rozmawiamy. Chcemy wprowadzić zmiany na sezon 2017, ale w tej chwili sprawdzamy, czy są one zgodne z prawem i czy mogą zostać wpisane do regulaminu. Raz jeszcze chciałbym jednak podkreślić, że kontrola w spółkach musi rozpoczynać się od zarządów i rad nadzorczych. Tam prezesi nie odpowiadają swoim własnym majątkiem. Zarzuca się nam, że nadzoru nie ma lub on kuluje. A mówią to często ludzie, którzy w pierwszej kolejności powinni się nim zajmować.
Rozumiem, że nawiązuje pan teraz do Marty Półtorak i Stali Rzeszów?
- Pani Marta rzeczywiście była w radzie nadzorczej rzeszowskiej spółki. Nie chodzi jednak tylko o jedną osobę, bo było ich tam więcej. Jednak z całą pewnością była pani prezes powinna spojrzeć na swoje podwórko. Widzi winę u GKSŻ, ale powinna zacząć od siebie, bo możemy zapytać, dlaczego rada nadzorcza w Rzeszowie nie reagowała w ubiegłym sezonie. I naprawdę tłumaczenie, że ktoś nie chciał się mieszać w działalność prezesa ma się nijak do zapisów w kodeksie spółek handlowych. Obowiązkiem rady jest właśnie takie "mieszanie się". Pani Marta nie powinna się wykręcać.
Faktem jest jednak, że rzeszowski klub ma podpisane ugody na trzy lata. W jaki sposób będzie kontrolowany ten temat?
- O naszych narzędziach mówi wprost regulamin licencyjny. Organy Licencyjne mogą w każdym momencie przeprowadzić samodzielną kontrolę działalności, zwłaszcza kontrolę sytuacji ekonomiczno-finansowej klubu. Możliwa jest też kontrola mająca na celu weryfikację spełnienia nałożonych na klub w decyzji licencyjnej nakazów lub zakazów, bądź zastosowanych środków nadzoru finansowego. Możemy między innymi ograniczyć możliwość kontraktowania zawodników, rozwiązać kontrakt żużlowca, określić limity finansowe na wypłaty dla zawodników lub zmusić klub do innych zachowań związanych z kwestiami finansowymi. Dodam jednak, że w tym przypadku bardzo ważna jest postawa zawodników.
To znaczy?
- Powinni się z nami kontaktować, jeśli mają problemy z realizacją zawartych umów. Wtedy możemy podejmować działania. Większość informacji spływa ze sporym opóźnieniem. Problemy pojawiają się przykładowo w maju. Później zawodnik niby układa się z klubem, wszyscy milczą, a my dowiadujemy się o wszystkim dopiero w sierpniu. Istotne jest jednak również to, żeby żużlowcy przedstawiali nam niezapłacone faktury, które są dla nas podstawą do rozpoczęcia procedur. Często bowiem bywa tak, że zawodnik mówi o problemach, ale jednocześnie informuje, że nie wystawił faktur, bo musiałby od nich zapłacić podatek. W takiej sytuacji nie mamy żadnej podstawy, by coś zrobić. Żużlowcy powinni to zrozumieć. Wtedy mogą szukać u nas wsparcia.
Rozmawiał: Jarosław Galewski