Witold Skrzydlewski stracił kilkaset tysięcy złotych! Okradli go... pracownicy

Ostatnie dni były bardzo trudne dla prezesa i głównego sponsora Orła Łódź. Witold Skrzydlewski dowiedział się, że przez ostatnie pięć lat okradli go pracownicy jego firmy. Straty szacuje na kilkaset tysięcy złotych.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Witold Skrzydlewski to prezes i główny sponsor Orła Łódź. Słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi, ale uchodzi również za jednego z najbardziej wiarygodnych działaczy w środowisku żużlowym. Jego klub rozlicza się z zawodnikami zawsze co do złotówki i nigdy nie ma problemów finansowych.

Skrzydlewski zajmuje się na co dzień prowadzeniem kwiaciarni i biznesem pogrzebowym. W ostatnich dniach musiał zmierzyć z druzgocącą informacją. Prezes Orła dowiedział się, że przez pięć lat był okradany przez pracowników swojej firmy. Z jego zakładu zniknęło w tym czasie około 190 trumien i 62 urny. - Co roku brakowało ich kilka lub kilkanaście. Wychodziłem z założenia, że to pomyłka. W pewnym momencie ta liczba zrobiła się zbyt duża, więc nakazałem powtórzenie remanentu. Robiliśmy go aż cztery razy i za każdym wynik był taki sam. Wiedziałem, że coś jest nie tak - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Witold Skrzydlewski. - Cenię złodziei, zwłaszcza tych inteligentnych. W tym przypadku właśnie tacy byli. Przechodziłem obok tego i nie byłem w stanie się zorientować, co jest grane. To zresztą moja wina, bo zabrakło kontroli z mojej strony. Raz, że miałem zaufanie, a po drugie myślałem, że ukraść i sprzedać trumnę to jak polecieć w kosmos - dodaje sponsor łódzkiego klubu.

Sprawa wyszła na jaw, bo produkty oferowane przez firmę Skrzydlewskiego zaczęły pojawiać się w ofercie innych podmiotów. - Takich wyrobów jak ja nie ma nikt w Polsce. Trumny i urny są robione na specjalne zamówienie mojej firmy. Mają po prostu znak szczególny. We wszystkim zorientowałem się, kiedy do Łodzi przyjechała moja "brygada" z Głowna. Mieli zorganizować pogrzeb. Wtedy dowiedziałem się, że inna firma korzystała z naszej trumny podczas pochówku. Poszedłem do tego zakładu wyjaśnić sprawę, ale był zamknięty. Odwiedziłem ich stronę internetową i zobaczyłem trumny naszej firmy. W końcu dostałem się do jednego zakładu i na 12 produktów 10 było moich. W drugim było sześć, a w trzecim dwie. Wszystko było kupowane od pracowników mojej firmy po zaniżonych cenach, a później sprzedawane w normalnych - tłumaczy Skrzydlewski.

Prezes Orła bardzo szybko zgłosił sprawę na policję. W swojej firmie zorganizował także spotkanie z pracownikami. Nie minęło wiele czasu i w całej sprawie pojawiły się nowe okoliczności. - W firmie zorganizowałem spotkanie z załogą i wyznaczyłem nagrodę dla kogoś, kto zdecyduje się opowiedzieć mi o całym procederze. Zapewniłem też anonimowość. Zgłosiła się do mnie jedna osoba, która o wszystkim opowiedziała. Pieniądze oczywiście wypłaciłem i wtedy wszystko ułożyło się w logiczną całość. Wiedziałem już wszystko, czyli kto ma trumny i w jaki sposób one tam trafiały. Moi pracownicy byli naprawdę pięknie zorganizowani. To ludzie, którzy pracowali tu 20, 15 i 5 lat - opowiada zdruzgotany sponsor łódzkiej ekipy. - Tragedia polega na tym, że wielu moich pracowników na pewno widziało, że w naszych trumnach ludzi chowają inne firmy pogrzebowe. Nikt się nie odezwał. Pytałem, dlaczego tak postępowali. Tłumaczyli, że nie chcieli być kapusiami. To bardzo głupie podejście do sprawy - dodaje.

Skrzydlewski nie ukrywa, że cała sprawa mocno nim wstrząsnęła, bo był oszukiwany przez ludzi, do których miał zaufanie przez wiele lat. Zawiodła go także reakcja niektórych internautów. - W internetowych wpisach niektórzy jeszcze twierdzą, że mi się należało, bo pewnie musiałem za mało płacić. Jestem załamany, że naród jest taki zawistny - kończy Skrzydlewski.




KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×