Cieślak wspomina rezygnację Golloba z kadry. "Pisali że potraktowałem go jak szczeniaka"

- Tomek to wielce zasłużony sportowiec, prawdziwy artysta speedwaya, i dałbym sobie za niego palec uciąć - pisze w swojej książce Marek Cieślak. Poniżej prezentujemy fragment o rezygnacji Golloba ze startu w DPŚ w 2013 roku.

W tym artykule dowiesz się o:

Tomek to wielce zasłużony sportowiec, prawdziwy artysta speedwaya, i dałbym sobie za niego palec uciąć. Tak było do 2013 roku i do półfinału DPŚ w Częstochowie, gdzie walczyliśmy o przepustki do Pragi. Tydzień przed turniejem kapitan zadzwonił, informując, że miał poważny wypadek na motocrossie, ale żebym się nie martwił, bo na czas wróci do zdrowia. Cierpiał jednak na bóle kręgosłupa i nie był całkowicie sprawny. Przezornie dowołałem więc do kadry Patryka Dudka i Przemka Pawlickiego, na wypadek gdyby Gollob uznał, że jednak nie da rady. Dzień zawodów, a w Częstochowie leje. Na torze breja, zawody odwołane, prognozy na dzień następny średnie. Widzę, jak Tomek chodzi po parkingu, a fizjoterapeuta Jurek Buczak obkleja go plastrami. Wziąłem kapitana do klubowego warsztatu Włókniarza, by usiąść i pogadać.

- Tomek, tor jest, jaki jest, a ty niesprawny, kręgosłup cię napiernicza. Może lepiej, gdyby Dudek pojechał, bo my i tak damy sobie radę, a ty pojedziesz mi za tydzień w finale, już zdrowy - zaproponowałem. Dodałem jednak, że może jutro pogoda się wyklaruje, że zrobimy ładny tor i o tej naszej rozmowie zapomnimy.

Tomek na to przystał. W końcu to ja byłem trenerem, a on zawodnikiem. Wróciłem więc na stadion, gdzie wciąż padało. Tymczasem w Częstochowie pojawił się pan Grzegorz Ślak, przyjaciel Tomka i autor książki o nim. Obaj siedzieli razem w kawiarni, rozmawiali. Dwie godziny później dostałem od Tomka telefon. Zdębiałem. Powiedział, że przemyślał sprawę. Że patrzył na tych smutnych zawodników przy stole, na Dudka i Przemka Pawlickiego, i uznał, że oddaje im swoje miejsce. Niech oni jeżdżą, młodzi.

- Tomek, o czym ty gadasz!? Przyjechałeś na Drużynowy Puchar Świata, żeby mi powiedzieć, że rezygnujesz z kadry? - zapytałem.

Odparł, że podjął taką decyzję po rozmowach z przyjaciółmi i z ojcem. I wyjechał z Częstochowy, nie rozmawiając w ogóle z zawodnikami. A był przecież kapitanem!
Media zaczęły spekulować, a Tomek mówił, że był gotowy, lecz ja z niego zrezygnowałem. Stawiał mnie w strasznym położeniu.

A tu zawody. Powiedziałem Dudkowi: - Jedziesz za Tomasza Golloba.

Chłopaki zaczęły przebąkiwać, że z jednego i tak będę musiał przed finałem zrezygnować, by zrobić miejsce Gollobowi. Zapewniłem ich jednak, że jeśli wszyscy pojadą dobrze, to do Tomka nie zadzwonię, i nie zamierzałem robić z gęby cholewy. Przecież on sam zrezygnował z kadry!

Powiedziałem mu wtedy, by wziął telefon i to samo, co zakomunikował mnie, przekazał Piotrkowi Szymańskiemu, przewodniczącemu GKSŻ. No i Tomek to przy mnie zrobił, a ja pretensji do tak zasłużonego zawodnika nie miałem. Uznałem, że nie będę dyskutował, choć czas i miejsce najlepsze na takie wyznania nie były...

Wszyscy reprezentanci pojechali w Częstochowie bardzo ładnie. Wygraliśmy, a Tomek przesłał mi gratulacje esemesem. W poniedziałek ja zadzwoniłem do niego, informując, że wszystkich tych chłopaków, którzy jechali w Częstochowie, zabieram na finał do Pragi. Gollob to przyjął, powiedział, bym zrobił, co uważam za stosowne. A ja inaczej postąpić nie mogłem. Dałem słowo.

Ten praski finał na Markécie przejdzie do historii, tak się ścieraliśmy
z Duńczykami.

- Albo wygrasz, albo przyjedziesz czwarty - wydałem dyrektywy Kasprzakowi przed 15. biegiem.

Krzysiek praktycznie od razu zamarkował defekt i zjechał z toru, gdy zobaczył, że prowadzi Kenneth Bjerre. Trochę mnie to zdenerwowało, bo co by było, gdyby i Duńczyk zdefektował? Należało nieco z tą awarią sprzętu poczekać. Dzięki temu jednak poszedł za chwilę joker, którego Jarek Hampel zamienił na maksymalne sześć oczek. Pokonał między innymi Pedersena, który jechał jako drugi, lecz kreski nie minął, bo zawiódł go sprzęt. Przed wyścigiem długo Jarkowi nie mówiłem, że jest jokerem, by zbyt dużo nie myślał. Dopiero gdy już wyjeżdżał na tor, stuknąłem go w kask:

- Pilnuj startu, bo jesteś jokerem.

Na koniec biegi nominowane. Czwarte pole najgorsze, kto je weźmie? Bohatersko zgłosił się Kasprzak.

- Jadę dziś najsłabiej, wezmę czwarte - zadeklarował.

Przed ostatnim biegiem remis, a tu... Golloba nie ma. Ale jest Jarek, który zwyciężył, przed Michaelem Jepsenem Jensenem. To był szał! Polska zdobyła Drużynowy Puchar Świata po raz pierwszy bez Tomka Golloba w składzie. Myślę, że chłopaki długo to będą pamiętać, a i kibice również…

Nie wiem, czemu takie gówno wyszło wtedy z Tomkiem. Nie wiem, z jakiego powodu podjął taką, a nie inną decyzję, stawiając mnie w położeniu najgorszym z możliwych. Jeśli taki mistrz mówi później, że był gotowy, lecz trener z niego zrezygnował, to stawia tego trenera, czyli mnie, przed plutonem egzekucyjnym.
Kiedy przegrywaliśmy, ludzie krzyczeli: - Gdzie jest Gollob!?

Na szczęście gdy zwyciężyliśmy, uspokoili się.

Nie tak powinna się kończyć współpraca po tylu pięknych chwilach i tylu wielkich sukcesach. Choć wierzę, że to nie koniec. Media żyły wówczas nie finałem, a tą sprawą. "Papa" Gollob mówił, że syn podjął słuszną decyzję, a za chwilę Tomek twierdził, że był gotowy do jazdy. Z kolei "Fakt" napisał, że potraktowałem Golloba jak szczeniaka: że najpierw miał jechać, a później go odsunąłem, by wsadzić do kadry swoich kolesi z Falubazu i tarnowskiej Unii, bo mamy tego samego sponsora.

Ta moja drużyna była wtedy tak nakręcona, że zawodnicy wychodzili ze skóry, aby wygrać finał. Media zrobiły sobie jazdę bez trzymanki, a po zawodach jeden z dziennikarzy "Tygodnika Żużlowego" napisał, że nie wiadomo, czy mamy się z tego sukcesu cieszyć, czy nie, bo pierwszy raz zwyciężyliśmy bez Golloba. W takich chwilach człowiekowi ręce opadają... Zamiast się cieszyć, że wygraliśmy tak młodym składem, niektórzy zaczęli rozpaczać.

***

Książka "Marek Cieślak. Pół wieku na czarno" dostępna jest już w przedsprzedaży na empik.com (kliknij TUTAJ). Znajdziecie ją w promocyjnej cenie 31,49 zł (21 proc. rabatu). Autobiografię można zamawiać również na www.labotiga.pl

O książce: "Żużel to nie liczby. Żużel to twarze. Czasem umorusane, a czasem upie***lone". Odkąd w 1966 roku po raz pierwszy usiadł na motorze, zakochał się w żużlu bez pamięci. Najpierw jako zawodnik, a później utytułowany trener poświęcił mu całe życie. Dziś trudno wyobrazić sobie czarny sport bez tak charyzmatycznej i barwnej postaci, jaką jest Marek Cieślak.

Dlaczego podczas DPŚ 2013 nie skorzystał z Tomasza Golloba? Kiedy stracił szacunek do Jerzego Szczakiela? Czy Greg Hancock celowo nie doleciał na finał DMP do Tarnowa? Który prezes chciał sam ustalać skład zespołu? Co naprawdę wydarzyło się w Ostrowie?

W tej książce trener reprezentacji Polski pozwala zajrzeć czytelnikom za kulisy wielkiego speedwaya i wyjaśnia, "kto jest kim" w żużlowym środowisku. Szczerze i bez lukrowania pisze o zawodnikach, prezesach i działaczach, ale też o wypadkach, przygotowywaniu toru i mediach.

Jeśli żużel masz w sercu, a metanol w żyłach, tej autobiografii nie możesz przegapić!

Autor: Marek Cieślak, Wojciech Koerber
Data wydania: 13 kwietnia 2016
Cena okładkowa: 39,90 zł (miękka okładka)
Format: 140 x 205 mm
Liczba stron: 352 (+8 wkładka zdjęciowa)
ISBN: 978-83-7924-557-4

Źródło artykułu: