Patryk Dudek: Chwilowo żużel mam wybity z głowy

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Patryk Dudek
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Patryk Dudek

Znakomicie w XIII Memoriale Edwarda Jancarza spisał się Patryk Dudek, wygrywając całe zawody. Triumf opłacił jednak sporym bólem, który wynikał z fatalnej kraksy w trzynastym biegu.

Zawodnik Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra już nie pierwszy raz pokazał, że dobrze czuje się na gorzowskim torze. - Lubię tu jeździć, pasuje mi - mówił po zawodach.

24-latek nie ukrywał, że w trakcie zawodów wciąż szukał odpowiednich ustawień sprzętowych. Efekt końcowy był jednak zadowalający. - Z biegu na bieg szukaliśmy lepszej prędkości. Udało się to znaleźć, mimo że pierwszy motocykl skasowaliśmy doszczętnie, bo się zatarł. Wsiadłem na drugi motor i czułem już dobrze ten tor, więc dopasowałem się bez problemu. Cieszę się z wyniku - stwierdził Patryk Dudek.

Zielonogórzanin do turnieju podszedł z nastawieniem zrobienia dobrego wyniku, ale przede wszystkim sprawdzenia swoich motocykli. - Troszkę testowałem jeden z silników i było w porządku. Cieszę się, że mam na czym jechać i w czym wybierać na niedzielę. Przy takiej stawce, mimo wypadku i zmiany motocykla, dalej wiedziałem, co wybrać, jak się przełożyć. Jestem z tego mega zadowolony. Sprzętowo czuję się bardzo dobrze, także fizycznie. Widać, że zima została dobrze przepracowana, bo przy tych upadkach obojczyk mógłby nie wytrzymać, ale jestem cały i będę się tydzień leczyć - przyznał.

Wspomniany wypadek miał miejsce w trzynastym wyścigu, kiedy "Duzersowi" zdefektował motocykl. Pech chciał, że w sytuacji nie odnalazł się Peter Kildemand, który wjechał w żużlowca Falubazu. - W żużlu tak jest, że nie zawsze wszystko widać. Szczególnie, gdy zawodnik jedzie ostatni, to nie patrzy na tego pierwszego. Czułem, że defektuje mi motocykl i nie chciałem zostać przy samym płocie na prostej, bo wiadomo, że każdy, przez siłę odśrodkową jedzie przy bandzie. Starałem się zostawić trochę miejsca, jechać jakby trzecim torem. Wyszło, jak wyszło. Nic się nie stało. Mam nadzieję, że Peter też jest cały, choć wycofał się z zawodów. Też miałem taką możliwość i tata mnie nakłaniał, ale chciałem sam siebie sprawdzić, zacisnąć zęby i cieszę się, że udało się odjechać całe zawody - powiedział nam w parku maszyn Dudek.

To już kolejny upadek młodego jeźdźca w przeciągu kilku dni, a już za niespełna tydzień rusza PGE Ekstraliga. Do tego czasu żużlowiec z Zielonej Góry zamierza odpoczywać. - Ogólnie bolą mnie obojczyki po dwóch stronach, bo w czwartek miałem nieprzyjemny wypadek w Bydgoszczy, gdzie też nie wyglądało to fajnie. W Gorzowie poprawiłem drugą stronę i chwilowo mam żużel wybity z głowy, ale cieszę się, że odpocznę i czekamy do niedzieli. Stawiam całą Zieloną Górę na nogi, niech mnie przyjmują, otwierają wszystkie zakłady rehabilitacyjne. Ratujcie mnie, składajcie do niedzieli - żartował sobie zielonogórzanin.

Na pytanie, jak sobie radził z bólem podczas jazdy, odpowiedział: - Szału nie było, ale adrenalina buzowała i czułem się dobrze na motocyklu. Przy samej jeździe ból nie był mocny. Bardziej odczuwalny jest, gdy ciało już stygnie. Poranek na pewno będzie straszny.

Cała sytuacja ze wspomnianego wyżej trzynastego biegu, odbiła się dość mocnym echem. Patryk Dudek nie wie dokładnie, jak doszło do wypadku, ale ze zdziwieniem wspomina późniejsze zamieszanie w parku maszyn. W wątpliwość poddawana jest decyzja sędziego Jerzego Najwera, który dopuścił do powtórki zawodnika Falubazu, mimo że maszyna odmówiła mu wcześniej posłuszeństwa i nieświadomy niczego Kildemand wpadł w niego z całym impetem na początku ostatniego okrążenia. - Nie mam pojęcia, co się stało. Było takie zamieszanie na parkingu... Bieg był zaliczony, a nagle kazali mi jechać, więc pojechałem i wygrałem w powtórce. Myślałem, że wyścig jest przerwany i zaliczyli nam punkty. Taka była pierwsza treść, ale później nam kazali wyjechać. Taki chaos powstał. Nie mam pojęcia, czy była to dobra decyzja, czy nie. Niech się wypowiadają fachowcy -skwitował żużlowiec.

Choć 24-latek pochodzi z południa województwa lubuskiego, to dobrze zdaje sobie sprawę, kim dla gorzowian był Edward Jancarz. - To prestiżowa impreza dla miasta Gorzów, a na pewno dla kibiców, bo Edward Jancarz był wybitnym zawodnikiem. Nie tylko Polski, ale i świata. Fajnie, że ten turniej powrócił w doborowej stawce i znakomicie było tutaj wygrać, pomimo bólów i tego wszystkiego. Taki jest sport i cieszę się niezmiernie, że dopisało mi szczęście. Zobaczymy, co przyniosą kolejne dni i co będzie za rok w tym samym miejscu - mówił triumfator niedzielnych zawodów.

Co więcej, zielonogórzanin pokonał w finale jednego z faworytów turnieju, ulubieńca gorzowskiej publiczności, niesamowitego Bartosza Zmarzlika. Zwycięzca XIII Memoriału Edwarda Jancarza nie zwracał jednak uwagi na związane z tym podteksty. - Dla mediów to na pewno smaczek, bo jestem z Zielonej Góry. Ja tak nie uważam. Czy to byłoby w Lesznie, we Wrocławiu, Krośnie czy Opolu - tak samo by smakowało. Do każdego biegu staram się przygotować dobrze sprzęt, puszczać sprzęgło i jechać z przodu. To było najważniejsze - zakończył Patryk Dudek.

Źródło artykułu: