Kapitan Byków był bardzo rozgoryczony swoim wykluczeniem po starciu z Mikkelem Michelsenem już w pierwszym wyścigu dnia. Po jego ataku doszło do kontaktu i Duńczyk wylądował na bandzie gdzie nie sięgają już dmuchane pneumatyczne. Za to przewinienie otrzymał żółtą kartkę. - Generalnie nie rozumiem tej decyzji . Na wyjściu z drugiego łuku, dodatkowo będąc z przodu, zostawiłem Michelsenowi miejsce. Wszyscy to widzieli i wydaje mi się, że nawet nagrania to pokażą. Mikkel najzwyczajniej w świecie położył się na mnie i wykorzystał moment do upadku. To była kalka sytuacji sprzed tygodnia i naszej potyczki ze Stalą Gorzów. Podobnie postąpił Michael Jepsen Jensen w rywalizacji z Nickim Pedersenem. Ciężko mi to więc w jakiś racjonalny sposób skomentować - opisywał Musielak.
- Chwilę później mieliśmy do czynienia z podobnym manewrem Piotra Świderskiego, który podciął Piotrka Pawlickiego. Znowu sędzia wyrzucił z powtórki zawodnika naszego zespołu. Nie umniejsza to oczywiście sukcesu gospodarzy, którym gratuluję wygranej - dodał.
Seria nieszczęść jeźdźca Fogo Unii zaczęła się od rzekomego ukradzenia startu również w inauguracyjnej gonitwie. Za tę próbę oszukania sędziego Musielak został ukarany ostrzeżeniem. - Po prostu tak niefortunnie te zawody się dla mnie potoczyły. Jeszcze to ostrzeżenie. To nie moja wina, że mam dobry refleks. Nie drgnąłem ani milimetra pod taśmą, a dostałem upomnienie. Po jakiego grzyba więc ćwiczę moment dobrego wyjścia ze startu, skoro już drugi raz w tych rozgrywkach jestem za to karcony? - zastanawiał się.
Aktualny drużynowy mistrz Polski nie zaprzątał sobie głowy myślą, by interweniować w swojej sprawie u sędziego. - Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś coś wskórał w rozmowach z arbitrem. Dlatego nawet nie próbowałem sięgać po telefon w parku maszyn - wyjaśnił.
Dopełnieniem pecha było przerwanie wyścigu, w którym Musielak znajdował się na prowadzeniu. W powtórce został wykluczony za dotknięcie taśmy. - Prowadziłem bieg i nagle coś stało się z motocyklem. Siodełko się urwało. Byłem strasznie tym podenerwowany. Pod start podjechałem bardzo późno. Sędzia jeszcze przytrzymał nas pod taśmą dość długo, a sprzęgła też się palą. Cóż… sędzia zrobił kiepską robotę - nie mógł się nadziwić.
Mimo zdobycia tylko jednego punktu 23-latek nie zraził się do owalu w Jaskółczym Gnieździe. - Zawsze lubiłem jeździć w Tarnowie i to się nie zmieniło. W niedzielę też jakoś szczególnie tor mnie nie zaskoczył. Po kolorze nawierzchni widać nawet, że został jakiś nowy materiał dosypany. Coś w rodzaju sjenitu. Sposób przygotowania nie uległ jednak zmianie. Wciąż jest twardo. Duże znaczenie ma również to, że jeździmy o różnych porach dnia, godzinach. Te owale czasami inaczej się zachowują - zdradził.
Minimalna porażka daje spore nadzieje na osiągnięcie punktu bonusowego za dwumecz. - Widzimy, że Tarnów prezentuje się solidnie. U nas będzie inna bajka. Ale też musimy zrobić coś z domową nawierzchnią ponieważ podczas meczu ze Stalą Gorzów widać było jak na dłoni, że tor niezbyt jest naszym sprzymierzeńcem. Ale to pokłosie tej przedłużającej się leszczyńskiej zimy. Od tego momentu musimy wrócić na zwycięski szlak gdyż dwie porażki na dzień dobry, to już śmiechu nie ma - zapowiedział.
nie bluźnijcie, bo te dwa punkty mogą wam dać utrzymanie w lidze,
Smiechu nie ma.
A w drodze dwie kolejne.
Z wykluczeniami zgodzili sie wszyscy tylko nie leszno.
W programie nc sedzia tez chyba przyznal racje sedziemu.
Jak nie idzie to sie szuka Czytaj całość