Obie drużyny zmierzyły się ze sobą już w tym sezonie. Na inaugurację rozgrywek w Lesznie lepsi okazali się gorzowianie. To spotkanie było pierwszym sygnałem, że mistrzowie Polski są dalecy od optymalnej formy. Ich problemy potwierdziły się w kolejnych meczach, między innymi z ROW-em Rybnik na własnym torze.
Żużlowy menedżer Jacek Frątczak nie ma jednak wątpliwości, że sytuacja Byków może odmienić się w każdej chwili. Bardzo pomogłaby w tym wyjazdowa wygrana. Jedna z szans pojawi się w najbliższą niedzielę z Gorzowie. Stal to jednak aktualnie najlepsza drużyna w PGE Ekstralidze, która jako jedyna nie przegrała jeszcze meczu. - Gościom daję w tym meczu 40 procent szans. Stal jedzie od początku bardzo dobrze. Na swoim torze rywalizacja z nimi jest bardzo trudna. Byki potrafiły tam wygrać w ubiegłym roku, ale to była wtedy zupełnie inna drużyna. Ta faza sezonu należy do gorzowian. Są faworytami, ale uważam, że kibice obejrzą interesujące widowisko. Wynik w granicach 50:40 nie będzie dla mnie większym zaskoczeniem - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Frątczak.
Były menedżer Falubazu Zielona Góra jest spokojny o postawę Nickiego Pedersena, Grzegorza Zengoty, Piotra Pawlickiego i Tobiasza Musielaka. W jego ocenie, kluczowa dla sukcesu Fogo Unii będzie dyspozycja Petera Kildemanda. - W Lesznie różni zawodnicy przechodzili różne fazy, ale uważam, że sytuacja się powoli stabilizuje. Spodziewam się, że dobry mecz może powtórzyć Nicki. Znakiem zapytania jest Kildemand. Od niego wszyscy wymagają, żeby wreszcie zaczął jechać na miarę oczekiwań, które towarzyszyły podpisywaniu przez niego kontraktu w Fogo Unii. W Grand Prix wygrał już jeden z turniejów, ale w lidze zawodzi na całej linii. On będzie kluczowy. Sądzę, że Pawlicki pojedzie solidny mecz, a szarpać będą Zengota i Musielak. Unia potrzebuje w Gorzowie mocy liderów. Muszą mieć trzech zawodników na poziomie dwucyfrowym. Jeśli będzie ich mniej, to pojawi się problem - przekonuje Frątczak.
Trener Byków Adam Skórnicki kolejny raz zdecydował się na zestawienie w jednej parze Nickiego Pedersena i Petera Kildemanda. Frątczak uważa, że ten eksperyment może w końcu dać dobry efekt. - Wszystko się sprawdza, kiedy zawodnicy punktują. Wtedy dopasowujemy teorię do wyniku. Na sytuację należy patrzeć całościowo. W zespole są trzy pary i zawodnik rezerwowy. Pawlicki z Musielakiem i Zengota z juniorami na torze w Lesznie współpracowali bardzo solidnie. Presja spoczywa teraz na Kildemandzie. Trener wsadził kij w mrowisko. U Nickiego efekty już widać, a drugiego Duńczyka należy cały czas pobudzać. Kierunek jest dobry, bo Kildemand może odpalić w każdej chwili. Myślę, że problemy zdrowotne są już za nim. Moim zdaniem wszystko rozbija się o sprzęt. Jeśli uporządkuje te tematy w Gorzowie, to możemy mieć w niedzielę bardzo zacięty mecz - twierdzi Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 39. Marek Cieślak: czułem się załatwiony i sponiewierany, ale to przetrzymałem [3/3]