- Głosowałem podobnie jak inni prezesi za przyjęciem uchwały o możliwości renegocjacji kontraktów. Zrobiłem to dlatego, że chcieliśmy, aby nasz głos na zewnątrz był jednakowy. Nie zmienia to faktu, że przyjęte przez nas rozwiązania nie są dla mnie zadowalające - powiedział dla SportoweFakty.pl Wojciech Stępniewski.
Prezes Unibaxu jest przeciwny likwidacji Ligi Juniorów. - W przypadku mojego klubu Liga juniorów kosztowała 60 tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę budżety klubów, tak kwota nie powala na kolana. Postanowiono jednak poszukać oszczędności właśnie w rozgrywkach juniorskich. Nasza wizja rozwoju klubu jest inna. Naszym zdaniem trzeba do tego tematu podejść bardziej kompleksowo. Juniorzy byli w Polsce otoczeni zbyt dużym parasolem. My oczywiście będziemy inwestować w takich zawodników jak Damian Celmer. Muszą się oni jednak nauczyć oglądać dwukrotnie każdą złotówkę, zanim zostanie ona wydana. Proszę zapytać Australijczyków, z czym przyjeżdżali do Europy jak rozpoczynali swoje kariery. W ich przypadku dużo większą rolę odgrywali rodzice i sponsorzy, którzy w większości pokrywali koszty ich rozwoju. W Polsce jest to raczej niemożliwe. Warto jednak inwestować w polskich juniorów, bo punkty zdobyte przez wychowanka cieszą podwójnie. Właśnie dlatego podjęliśmy decyzję, że w przyszłym sezonie w barwach Unibaxu będzie startował wychowanek czyli Robert Kościecha a nie Hans Andersen. Teraz wszyscy z tej decyzji jesteśmy zadowoleni - dodał prezes Unibaxu.
Stępniewski nie jest również zwolennikiem decyzji w sprawie renegocjacji kontraktów. - Uchwała o możliwości renegocjacji kontraktów nic nie zmienia. Dziwię się tylko, że największe parcie na zmiany mieli prezesi, którzy podpisywali największe kontrakty. Przecież prezes Maślanka kontrakt z Gregiem Hancockiem podpisywał w styczniu, kiedy euro kosztowało już niewiele mniej niż teraz. Przecież już wtedy wiedział ile będzie musiał wyłożyć na jego kontrakt. I dopiero teraz sobie uświadomił, że klub może mieć problemy? To jest dla mnie niezrozumiałe. W Toruniu nie będzie żadnych renegocjacji kontraktów. Jasne, że odczuwamy skutki kryzysu. Możemy mieć przecież sponsora, który zamiast zapłacić nam pieniądze, ogłosi upadłość. Nie wejdziemy wtedy do siedziby firmy z komornikiem i nie weźmiemy 15 komputerów. Ale to jest przykład na to, że nie mamy pewności, czy wszystkie deklarowane przez firmy kwoty, wpłyną do klubowej kasy. Wierzę jednak, że wszytko potoczy się po naszej myśli - zakończył Wojciech Stępniewski.