Niedźwiadki mogły podpatrywać Golloba

We wtorek 3 marca rozpoczęło się mini zgrupowanie Kolejarza Rawicz, jakie odbyło się w Szklarskiej Porębie. Trwało ono do czwartku, 5 marca, a udział wzięli w nim oprócz zawodników, trener oraz członkowie zarządu. Mimo tylko trzydniowego pobytu w Karkonoszach udało się osiągnąć główne założenie, jakim była integracja drużyny.

Zawodnicy, którzy wzięli udział w obozie to: Marcin Nowaczyk, Łukasz Loman, Robert Mikołajczak, Piotr Dziatkowiak, Kamil Popławski oraz nowy nabytek klubu, Emil Idziorek. O swoich wrażeniach z pobytu w górach zdecydował się opowiedzieć Nowaczyk: - Wyjazd mógł się podobać, jak to się mówi, było "git". Najpierw przez cztery godziny jeździliśmy na nartach, potem czekały nas zajęcia w sali. Celem obozu była integracja drużyny, ale tak naprawdę, to każdy z nas w zasadzie znał się z pozostałymi już wcześniej i problemów z dogadaniem się nie było. W sali wykonywaliśmy klasyczne ćwiczenia, jak na przykład pompki, czy brzuszki. Nie rozmawialiśmy jeszcze z trenerem na temat nowego sezonu. To, co mogę powiedzieć o sobie, to że dobrze przepracowałem zimę, będę się starał jak najlepiej pojechać w lidze i pokazać kibicom na co mnie stać.

Co ciekawe, w tym samym czasie w tym samym ośrodku przebywała kadra Stali Gorzów. Żużlowcy Kolejarza Rawicz mieli więc możliwość podpatrywania takich zawodników jak: Tomasz Gollob, Peter Karlsson, David Ruud czy Thomas H. Jonasson.

- Przyjechaliśmy do Szklarskiej Poręby we wtorek rano i od razu wybraliśmy się na stok. Chłopaki "śmigali" na nartach i na deskach. Cały wtorek spędziliśmy w zasadzie na stoku, następnie udaliśmy się na obiadokolację, a pod koniec dnia czekały nas zajęcia w sali. Tam graliśmy w siatkówkę i koszykówkę. Liczyła się przede wszystkim zabawa i widać było, że już pierwszego dnia zawodnicy się integrują. W środę oprócz jazdy na nartach oraz zajęć na sali wybraliśmy się na kręgielnię, gdzie najlepiej z żużlowców radził sobie Łukasz Loman. W czwartek natomiast żużlowcy obejrzeli, zakręt śmierci, wodospad Kamionka, a także "magiczną górkę", gdzie samochód stojący na niej, jechał w górę, zamiast w dół. Na koniec pojechaliśmy do Karpacza na tor saneczkowy. Można powiedzieć, że integracja udała się w stu procentach i wszyscy dobrze się bawili - relacjonuje członek zarządu Kolejarza, Bartosz Stankiewicz.

Komentarze (0)