Jeden z liderów Get Well Toruń w sezonie 2016 bardzo liczył na dobry występ na torze, na którym ściga się na co dzień w rozgrywkach PGE Ekstraligi. Ostatecznie zakończył zmagania na piątym miejscu, a jedenaście zdobytych punktów sprawia, że ma on sześć "oczek" straty do trzeciego w klasyfikacji generalnej Taia Woffindena. Ostatnia runda odbędzie się w Australii, ale w 2015 roku tor w Melbourne nie był zbyt łaskawy dla Chrisa Holdera i zdobył on tam zaledwie dwa punkty.
- Jestem nieco zawiedziony, że nie udało się awansować do finału w Toruniu, bo tam każdy chce być. Z początku czułem się bardzo dobrze, ale w dalszej fazie tor był troszkę inny, niż byłem do tego przyzwyczajony w ostatnich tygodniach. Nie dysponowałem odpowiednią szybkością, nie znalazłem w 100 proc. optymalnego ustawienia w motocyklach, lecz jedenaście punktów to wciąż niezły rezultat, dający mi szanse w Melbourne - podsumowuje Holder. - Fajnie będzie pojechać do domu i wystąpić przed australijską publicznością. Oczywiście ostatnio nie poszło mi tam za dobrze, ale miałem swoje problemy. Teraz jestem lepszym zawodnikiem, czuje się o wiele lepiej i mam nadzieję dobrze wykonać swoją pracę - dodaje.
W ostatnim tygodniu gorącym tematem były plany PZM, który pracuje nad reformą dotyczącą zawodników startujących w Ekstralidze. Przewidują one, że oprócz najlepszej ligi świata, każdy żużlowiec będzie mógł podpisać kontrakt jeszcze tylko w jednej.
- Bardzo jestem ciekaw, co tak naprawdę chcą zrobić. To jest bardzo trudny temat, bo przecież ścigamy się żeby zarabiać pieniądze, a oni chcą nas przed tym powstrzymać. Jeśli naprawdę taki jest pomysł, to w porządku, możemy jechać tylko w dwóch ligach, ale wtedy muszą płacić więcej. Wtedy nie będziemy musieli startować w innych rozgrywkach. My mamy płacone od meczu, a nie dostajemy normalnej pensji, jak przy normalnym zawodzie. Zobaczymy co z tego wyjdzie - komentuje Australijczyk.
Kibice w Toruniu nie wyobrażają sobie drużyny Aniołów bez Holdera. Sam zawodnik może zaliczyć rozgrywki ligowe do całkiem udanych. Szczególnie na Motoarenie był liderem z prawdziwego zdarzenia. - Zrobiłem wszystko dla klubu. W Toruniu czuję się jak w domu. Mam nadzieję, że zdołamy wszystko szybko załatwić. Nie jestem typem żużlowca, który co roku zmienia klub jak rękawiczkę. W Szwecji byłem do tego zmuszony, ponieważ drużyna, w której jeździłem zbankrutowała. Nie ma żadnego powodu, dla którego mógłbym chcieć zmiany - zapewnia "Chrispy".
ZOBACZ WIDEO: Robert Miśkowiak: Jestem wściekły. Nie mogę patrzeć na motocykle