Piotr Olkowicz: Ręka Bartka Zmarzlika zadrżeć nie powinna

Czy noc w Melbourne może być spokojna? Z pewnością nie dla wszystkich. Co roku ostatnia runda Speedway Grand Prix przynosi czyjeś szybsze bicie serca lub rozdygotane dłonie.

Nie ulega wątpliwości, że presję wytrzyma amerykański czempion i odbierze czwarty w życiu złoty krążek. Siłą spokoju rozpozna tor w pierwszej serii startów, ale po drugiej pójdzie w ruch karton pełen okolicznościowych koszulek. Pamiętam pierwsze zawody GP na australijskiej ziemi, kiedy frapował wszystkich pakunek w boksie Tony'ego Rickardssona. Dosyć szybko publiczność w Sydney mogła przekonać się jak wyglądają gustowne złote czapeczki szwedzkiego dominatora. W analogii do Jankesa, to było również czwarte mistrzostwo "Rickiego" wywalczone w formule GP, choć piąte w ogóle.

Szczerze mówiąc zastanawiam się jaki scenariusz organizatorzy mają w odwodzie, gdyby okazało się, że na podium kończące sezon, to z medalami, załapie się tragiczny bohater tego sezonu, Jason Doyle? Człowiekiem instytucją w australijskich kręgach żużlowych jest Jason Crump, który promuje imprezę jak może, rozsławia, zaprasza, zabawia zacnych gości, mając również przywilej wskoczenia w kewlar i zrobienia kilku treningowych kółek. Trzykrotny czempion medalu raczej nie da rady odebrać w zastępstwie, bo musi jeszcze te zawody na koniec skomentować. Nie zapominajmy, że na miejscu są również dwaj genialni zawodnicy, którym złota nie dane było posmakować… Leigh Adams i Darcy Ward. Mógłby to być wielce symboliczny i wzruszający moment.

Aby do takiej sytuacji w ogóle nie doszło swe wysiłki na torze będzie starała się zintensyfikować grupa pościgowa. Na jej czele Tai Woffinden, który mistrzowskie tytuły zamierza kolekcjonować w cyklu dwuletnim, więc ewentualne srebro albo brąz przyjmie z pokorą. Walkę o medal "za krzywdę" Doyle'a zapowiada Chris Holder. Jednak mając w pamięci rozstrzygnięcia z Etihad Stadium z roku ubiegłego, "Crispy" najwięcej energii włożył w wycieranie potu z czoła. Była to manifestacja bezsilności, bowiem pojechał wtedy najgorsze zawody w swojej karierze Grand Prix, zdobywając w beznadziejnym stylu tylko dwa "oczka". Warszawy nie liczę, bo to była inna konkurencja.

Gdzieś pomiędzy chłopakami wychowanymi na australijskiej ziemi, czai się nasz Bartek Zmarzlik. Medal w debiutanckim sezonie wydaje się na wyciągnięcie ręki, choć ta ręka raczej nie powinna zadrżeć. Na podstawie tegorocznych debiutów na jednorazowych nawierzchniach trudno mieć obawy, pamiętajmy jednak, że tor australijski usypany jest z innego towaru niż wszystkie nawierzchnie europejskie. Nie to jest jednak najważniejsze. Bardziej istotne, jak atak na mistrzowskie pudło wytrzyma "bartkowa" głowa. A ta wydaje się mocna. Wraz z doświadczeniami upływającego sezonu nawet jakby coraz mocniejsza.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik: Mógłbym znaleźć u siebie sporo błędów

Miałem okazję spędzić nie tak dawno, trochę czasu przed zawodami Grand Prix z naszą medalową nadzieją. W upalnym początkiem września Teterow odbyliśmy spotkanie relaksująco-zabijające czas oczekiwania na zawody. Mając niejakie doświadczenie na tym polu, starałem się wyreżyserować taki scenariusz, że porozmawialiśmy trochę o wszystkim i o niczym, temat zawodów odsuwając raczej dalej od terytorium busa. Trudno jednoznacznie stwierdzić co nasza "sesja" Bartkowi dała, czy jak poprowadziłaby ją Julia Chomska, niemniej jednak, żeby nie wyszło, że było to absolutnie odpschologizowane, uzyskałem na koniec, może nie deklarację, ale swobodne i naturalne wyeksplikowanie życzenia - chciałbym to dzisiaj wygrać. Powiedział to jak dzieciak oczekujący wymarzonej zabawki na urodziny, który jeśli nie dostanie jej natychmiast, zaczeka grzecznie na wizytę św. Mikołaja. Zawodnik jest gotowy do gry, pomyślałem kiedy nadeszła pora briefingu dla jeźdźców. Nie wygrał żadnego biegu, ale szykował się do wielkiego finału. Podszedłem do niego i zapytałem czy pamięta co chciał dzisiaj zrobić? W oczach za goglami znalazłem potwierdzenie. To mogło się udać, ale raczej nie tego dnia. Wygrany start, pierwszy wiraż, potem drobne błędy. Doyle - maszyna był tego dnia nie do zatrzymania. Niemniej był to najlepszy występ Bartka na wyjeździe, czyli poza Gorzowem.

Ciężar gatunkowy australijskiego finału jest jednak absolutnie inny. Wtedy były to kolejne zawody o punkty do bezpieczeństwa w ósemce. Teraz ostateczna rozgrywka. Wentyl bezpieczeństwa zawsze pozostaje - na medale jest jeszcze bardzo dużo czasu.

Z innym planem zawody będzie rozgrywał Maciek Janowski. Ma się utrzymać w stawce, ale wokół ciasno. Fredka Lindgren jedzie dla Kennetha Bjerre, ale czy ta historia tak dojedzie? W stawce potrzeba bardziej innych Duńczyków. Pewniakiem do dzikiej karty jest Nicki Pedersen, ale co dalej? Wobec ścisku w okolicach miejsc 7-10 załóżmy, że wszyscy zasługują i wszyscy dostaną. GP 2017 jednak bez Rosjan? Bez Andreasa Jonssona? No a "Bomber" Harris w każdym swoim wyścigu w Melbourne będzie machał. Na pożegnanie.

[b] Piotr Olkowicz

[/b]

Komentarze (13)
avatar
corey87
22.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Imho presja zrobi swoje i Bartosz będzie 4 :( 
avatar
undisputed
22.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
to co Bartek chciał osiągnąć w debiucie to już to zrobił i nikt mu tego nie odbierze mimo tego że medale ma w zasięgu. Sport ma swoje zasady. Jeden wymiotuje a drugi ma sraczkę. Poczekajmy... B Czytaj całość
avatar
Papcio
21.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Z całym szacunkiem dla Bartka,jego talentu-kibicuję Jemu-ale czuję się od pewnego czasu solidnie obrzygany "newsami"o Bartku które to na tym portalu się promuje.Mamy w tym cyklu jeszcze Macka,P Czytaj całość
avatar
davo
21.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
GP bez Rosjan....a co to Rosjanie???Mają zakaz jazdy w Chalenge?? 
avatar
AVE STAL
21.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
4
Odpowiedz
.............pamiętajmy jednak, że tor australijski usypany jest z innego towaru niż wszystkie nawierzchnie europejskie............ Olkowicz a jaki towar Ty brałeś???
ja myslałem ,ze na torach
Czytaj całość