Na liście startowej przyszłorocznej edycji Grand Prix widnieje jedenaście nazwisk, a wśród nich trójka reprezentantów Polski. Ostatnie cztery miejsca zajmą zawodnicy, których władze cyklu obdarują stałymi dzikimi kartami. Pełna stawka uczestników powinna być znana do końca października.
Zawodnicy pewni startu w Grand Prix 2017:
Greg Hancock (USA)
Tai Woffinden (Wielka Brytania)
Bartosz Zmarzlik (Polska)
Chris Holder (Australia)
Jason Doyle (Australia)
Piotr Pawlicki (Polska)
Antonio Lindbaeck (Szwecja)
Niels Kristian Iversen (Dania)
Patryk Dudek (Polska)
Martin Vaculik (Słowacja)
Fredrik Lindgren (Szwecja)
W Melbourne trwała ekscytująca batalia o zapewnienie sobie miejsca w najlepszej ósemce, premiowanej automatycznym awansem do kolejnej edycji. Ostatecznie z tego grona wypadł Maciej Janowski, który musi teraz liczyć na przychylność władz i jedno z zaproszeń. Spadek w klasyfikacji zanotował także Lindgren, ale był on już pewien startu w sezonie 2017, po tym jak zapewnił sobie awans z Grand Prix Challenge. Kosztem Polaka i Szweda, "nad kreską" znaleźli się Lindbaeck i Iversen.
Dużą niewiadomą jest sytuacja Janowskiego, który po słabej końcówce sezonu zakończył mistrzostwa dopiero na dziesiątym miejscu, choć przez cały sezon utrzymywał miejsce w górnej części klasyfikacji. Wyżej od wrocławianina uplasował się jeszcze Matej Zagar. Obaj uzbierali tyle samo punktów, ale Słoweniec przystępował w tym roku do jazdy z wyższym numerem startowym i dzięki temu został sklasyfikowany na miejscu dziewiątym.
ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow gotowy na powrót do SGP. Chce wjechać na szczyt
Obu zawodnikom zabrakło do ósmego Iversena zaledwie jednego punktu, dlatego też ich kandydatury wydają się być poważne. W przeciwieństwie do Janowskiego, na korzyść Zagara działa jednak fakt, że jest jedynym reprezentantem swojego kraju, w którym dodatkowo ma odbyć się jedna z rund przyszłorocznego cyklu. Nie można też zapominać, że od kilku sezonów Zagar utrzymuje przyzwoity poziom.
Janowski po udanym debiucie przed rokiem, w drugim sezonie wśród najlepszych nie spełnił oczekiwań, spisując się w drugiej części sezonu bardzo niemrawo. Nie bez znaczenia jest także to, że pewnych jazdy o medale w kolejnej edycji jest już trzech Polaków, co może stanąć na przeszkodzie do wysłania zaproszenia do "Magica" czy Jarosława Hampela, którego wśród potencjalnych nominowanych wymieniają zachodnie media. A już teraz Biało-Czerwoni stanowią najliczniejszą nację w Grand Prix 2017.
Faworytem do otrzymania dzikiej karty jest Nicki Pedersen. Duńczyk od piętnastu lat jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci w światowym speedwayu i trudno przypuszczać, by BSI pozwoliło sobie na rezygnację z usług trzykrotnego złotego medalisty. Sam zainteresowany, który doznał przed miesiącem kontuzji, zapowiedział już, że powróci do walki o najwyższe laury. Nie bez znaczenia jest też aktualna sytuacja Duńczyków. Na ten moment pewny swego jest tylko Iversen, dlatego też bardzo mało prawdopodobne, by jedną z potęg światowego speedwaya reprezentował w elicie tylko jeden zawodnik.
Na korzyść Pedersena zadziała też słaba postawa Petera Kildemanda. "Pająk" po udanej inauguracji sezonu w Krsko, znacząco obniżył loty i w kolejnych rundach niczym się nie wyróżnił. Nie przypominał on zawodnika z poprzedniego sezonu i zakończył rok na dwunastej pozycji ze znaczącą stratą do rywali. Prawdopodobnie bez większych szans na nominację są także Michael Jepsen Jensen i Kenneth Bjerre. Nie można jednak wykluczyć, że drugi z nich będzie w kręgu zainteresowań międzynarodowych decydentów. Na korzyść Bjerre może zadziałać fakt, że otarł się o awans w Challenge'u i gdyby w Melbourne Fredrik Lindgren utrzymał miejsce w ósemce, filigranowy Duńczyk awansowałby do elity.
Nie bez szans na otrzymanie dzikiej karty jest Emil Sajfutdinow. Rosjanin oficjalnie zgłosił gotowość jazdy w Grand Prix i nie ukrywa, że liczy na przychylność organizatorów. Sajfutdinow gwarantuje najwyższy poziom i niewątpliwie urozmaiciłby rywalizację o medale w światowym czempionacie. Nie można zapominać, że wśród potencjalnych kandydatów przewijają się też nazwiska Grigorija Łaguty i Martina Smolinskiego. Szczególnie osoba Niemca może być języczkiem u wagi. "Smoli" w 2014 roku był już pełnoprawnym uczestnikiem i spisał się przyzwoicie (wygrał rundę w Nowej Zelandii). Podobnie jak w przypadku Zagara, w przyszłym roku w jego ojczyźnie odbędzie się też jeden z turniejów.
Chętny do uczestnictwa w indywidualnych mistrzostwa świata byłby ponadto Vaclav Milik. Za 23-latkiem najlepszy rok w karierze, o czym świadczy wywalczenie srebrnego medalu w Indywidualnych Mistrzostwach Europy i znakomita postawa w PGE Ekstralidze. Szanse Czecha nie są jednak zbyt duże, po tym jak podczas tegorocznej Grand Prix w Pradze w jednym z biegów świadomie przepuścił Taia Woffindena, oddając mu punkt. Niezadowolenie z tego powodu miał wyrazić Armando Castagna, który należy do wąskiego grona osób, decydujących o rozdziale stałych dzikich kart.
Oprócz wspomnianego Kildemanda z Grand Prix pożegnają się najpewniej Andreas Jonsson i Chris Harris. Szwed i Brytyjczyk wyraźnie odstawali od rywali, kończąc jazdę ze sporą stratą punktową do najlepszych. Jonssonowi drzwi do jazdy w nowym sezonie zamknęli też po części rodacy - Lindbaeck i Lindgren są już na liście uczestników. Trudno przypuszczać, by przy takiej konkurencji, władze raz jeszcze postanowiły dać szansę byłemu indywidualnemu wicemistrzowi globu, który w cyklu startuje nieprzerwanie od 2002 roku.