Kiedy pytamy Michała Świącika, prezesa Eko-Dir Włókniarza Częstochowa o temat Nickiego Pedersena to przyznaje, że złożył mu ofertę, ale to nie był jego plan A. - Nie ma teraz rwania włosów z głowy, ani jęku zawodu z powodu pozostania zawodnika w Lesznie - mówi nam Świącik. - Złożyliśmy mu propozycję, jak każdy inny klub PGE Ekstraligi. Priorytety od początku były jednak inne - przyznaje działacz.
Fakty są takie, że Pedersen mógłby trafić do Częstochowy, gdyby przyjął ofertę startów na poziomie 1,1-1,2 miliona złotych. Na więcej Eko-Dir Włókniarza nie było stać. Inna sprawa, że być może, z punktu widzenia beniaminka, warto było dołożyć dwie, trzy stówki i mieć lidera. Bo teraz zespół jest bez lokomotywy. Nie ma armaty na biegi nominowane. - Przez te dwie, trzy stówki to moglibyśmy położyć klub - zauważa Świącik. - A co do braku lidera to nie uważam, żeby to miało przesądzić o naszym losie i zredukować nasze szanse na utrzymanie do zera. Pamiętam dwa ostatnie mistrzowskie sezony Włókniarza. W obu przypadkach mieliśmy drużyny mocne, ale bez gwiazd - przypomina prezes.
Świącik przekonuje nas, że Częstochowa już teraz ma wartościowy zespół. Mówi też, że to będzie taka drużyna, od której kibice się nie odwrócą. Nawet jak przyjdą porażki. - Mamy dobrych zawodników, w których wierzę i na których można polegać. Zrobią nam dobre widowiska. Pewnie wszystkiego nie wygramy. Być może z Pedersenem moglibyśmy liczyć na więcej. Znam jednak naszych fanów i wiem, że nawet w razie porażki, o ile zobaczą, że daliśmy z siebie wszystko, nagrodzą nas brawami - kończy Świącik.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"