Żużlowy Jackpot to felieton Jacka Frątczaka, byłego menedżera Falubazu Zielona Góra i cenionego eksperta żużlowego.
***
W żużlu jest coraz więcej sztabów szkoleniowych opartych minimum na duetach. Wynika to po części z tego, że przybywa ludzi, którzy kończą żużlowe kariery i stają się partnerami menedżerów lub trenerów. To dobrze, że tak się dzieje, bo mówimy o sporcie, w którym wiedza zdobyta na torze ma ogromne znaczenie, a doświadczenia w prowadzeniu drużyny kupić się nie da. To sztafeta.
Proszę zwrócić uwagę, kto odnosił sukcesy w minionym sezonie. W finale pojechały drużyny oparte wyraźnie na duetach. Get Well Toruń miał Jacka Gajewskiego i Roberta Kościechę, a Stal Gorzów Stanisława Chomskiego i Krzysztofa Orła (a w tle jeszcze Piotrka Palucha). Ktoś może powiedzieć, że to przypadek. Brązowy ekantor.pl Falubaz Zielona Góra potwierdza również wskazaną tezę. Środek ciężkości przesunięty jest w kierunku Marka Cieślaka, ale trener bez wsparcia formalnego czy organizacyjnego kolegów ze sztabu nie byłby w stanie ogarnąć całego procesu. Profesjonalny sport to zaplecze drużyny czy nawet zawodnika, oparte o zespół ludzi.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
Musi być sztab, muszą być dyskusję i przerzucanie się argumentami. Tylko wtedy można robić wielkie rzeczy. Po pierwsze dyskusja, a najlepiej konstruktywna. Doskonale widać to ostatnio na przykładzie skoków narciarskich. Kamil Stoch i pozostali zawodnicy na każdym kroku podkreślają znaczenie wielu ludzi z zaplecza. W gnieździe trenerskim nie ma tylko Stefana Horngachera. Pojawiają się tam również jego asystenci, bo każdy ma inną percepcję. W sporcie trzeba dyskutować, żeby się rozwijać. Na końcu musi być jednak jak w wojsku. Tu nie ma miejsca na demokrację, szczególnie w warunkach bojowych, czyli podczas meczu. Ostateczna decyzja powinna należeć do jednej osoby, która bierze za wszystko odpowiedzialność. Pomagać może wielu, umiejętność delegacji uprawnień to świetna sprawa, ale tzw. klata musi należeć do jednej persony.
Bardzo obiecujący model współpracy powstaje, pod kątem przyszłego sezonu, we Wrocławiu. Jestem przekonany, że będzie to strzał w dziesiątkę. Andrzej Rusko to człowiek, który podejmuje decyzje z określonym wyprzedzeniem, widać, że czuje żużel i ma do wielu rzeczy niezły zmysł. Rafał Dobrucki jako trener, według mnie, najlepsze lata ma przed sobą. Przerwa od ligi pozwoliła mu złapać właściwy dystans. We Wrocławiu będzie mieć do pomocy Krzysztofa Gałandziuka, który jest niezwykle doświadczony w kwestiach regulaminowych i organizacyjnych (kilka razy notowałem z nim określone spięcia, ale z perspektywy czasu słowo klucz - dystans powoduje tylko uśmiech na mojej twarzy, a Krzysztofa pozdrawiam przy tej okazji). To będzie wielkie wsparcie dla Rafała. Mam wrażenie, że ten duet wypali i przyniesie kibicom wiele radości.
Najciekawszy układ jest z całą pewnością w Rybniku. Pod wieloma względami jest to sytuacja szczególna. W żadnym innym ekstraligowym mieście, takiej aktywności w kwestiach sportowych nie przejawia żaden inny prezes. Moim zdaniem Krzysztof Mrozek, mimo wielu słów krytyki środowiska, zna się na rzeczy. Broni go przede wszystkim ubiegłoroczny wynik. Szef ROW-u ma specyficzny charakter, chce dbać o każdy szczegół. Piotr Żyto podkreślał jednak wielokrotnie, że to on jako trener podejmował kluczowe decyzje. Znamy się lata i wiem, że Piotr nie ma powodu, aby fałszować rzeczywistość, choć z boku wyglądało to czasem dziwnie. Co do prezesa Krzysztofa, jestem przekonany, że gdyby zobaczył wokół siebie sztab fachowców, a nie samotnego wilka (jak wspomniany rok temu Piotrek), to byłby w stanie oderwać się, stanąć z boku i zająć miejsce na trybunie VIP. Na razie jest w pełni zaangażowany, co ma zarówno wady jak i zalety. Liga żużlowa w Polsce to również show, a prezes Mrozek swoim kolorytem ubarwia to widowisko. Wynik oczekiwany był, kasa się zgadza. Rybnik i prezes jadą dalej…
Nie wiem, czy sam odnalazłbym się w takim układzie. Wiadomo, że prezesa, który zatrudnia menedżera czy trenera, z parkingu wyrzucić nie można. Zasady jednak trzeba ustalić przed nawiązaniem współpracy. Do tej pory funkcjonowałem w zupełnie innych realiach. Nikt mi z butami do parkingu nie wchodził (choć oponenci w komentarzach poniżej pewnie znajdą jakieś scenki). To dla mnie naturalny model, więc fanem rybnickiego AD 2016 nie byłem. Prezesa Mrozka jednak cenię. Powiem więcej, moim zdaniem ten człowiek ma wystarczającą wiedzę, by poprowadzić zespół. Musiałby jednak robić to oficjalnie i brać za to odpowiedzialność. Jeśli chce się podejmować decyzje lub mieć na nie w dużym stopniu wpływ, to nie można później rozliczać innych z efektów. Swoją drogą, prezes i menedżer w jednej osobie, to byłoby w środowisku coś wyjątkowego. Ale czy dziwnego? Wynik i tak wszystko przykryje…
Jacek Frątczak