Roman Karkosik to jedyny miliarder z pierwszej dziesiątki rankingu tygodnika "Wprost", który był w polskim żużlu. Był właścicielem KS Toruń od 2006 do 2014 roku. Osoby z bliskiego otoczenia biznesmena przekonują, że w tym czasie wyłożył na klub blisko 26 milionów złotych. Żaden inny prywatny właściciel nie dał takiej kasy w tak krótkim czasie.
Majątek Romana i Grażyny Karkosików jest szacowany na 2,2 miliarda złotych. W rankingach najbogatszych Polaków jest notowany od połowy lat 90. To jeden z największych inwestorów giełdowych. Najbardziej wartościowym składnikiem majątku Karkosików jest Grupa Boryszew. To spółka giełdowa zajmująca się produkcją komponentów dla sektora motoryzacyjnego, między innymi płynu chłodniczego borygo. Małżeństwo jest właścicielem dwóch pałaców - jednego w Kikole i drugiego w Warszawie. Chodzi o pałacyk Przeździeckich przy ulicy Foksal 6. To jest to miejsce, w którym urzędowali prezydenci elekci – Aleksander Kwaśniewski, Lech Kaczyński i Andrzej Duda.
Pałac w Kikole jest świetnie znany ludziom z żużlowego światka. Krążą opowieści, że panuje tam iście królewski przepych. Miliarder przyjmuje gości w specjalnie przeznaczonym do tego pomieszczeniu. Są tam zabytkowe meble (ci, którzy tam byli, mówią, że kanapy są strasznie niewygodne), wazy i dzieła sztuki. To tam Tomasz Gollob miał swego czasu podpisać 2-letni kontrakt z zarządzanym przez Karkosika Unibaksem Toruń. Umowa opiewała na 5 milionów złotych. W Kikole bywali też pracownicy toruńskiego klubu.
Pałac otacza ogród, który skomponował jeden z najsłynniejszych projektantów ogrodów na świecie, który pracuje także dla angielskiej królowej. John Brookes zaprojektował ponad 1000 ogrodów w stylu angielskim, wydał ponad 20 książek o ogrodnictwie, jest bardzo znany w Wielkiej Brytanii. Ponoć przylatuje raz na rok, ogląda rośliny i doradza ogrodnikom pracującym na miejscu.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZM prosi o to, żeby nie wywierać presji na Bartosza Zmarzlika
Znakiem rozpoznawczym miliardera są czarne koszule i wart 2,5 miliona złotych samochód marki Maybach. Aut ma kilka, między innymi Mercedesa SLS, ale to właśnie Maybach jest najważniejszy.
Ludzie z toruńskiego klubu zapamiętali Karkosika jako bardzo spokojnego człowieka z analitycznym umysłem. Często im powtarzał: "Bierzcie przykład z ludzi, którzy osiągnęli więcej od was", jakby chciał im dać do zrozumienia, że powinni być wpatrzeni w niego niczym obraz. Na pewno jednak nie zadzierał nosa. Miał do siebie dystans, o czym świadczyły uwagi w stylu: "Nie wierzcie złomiarzom", a on sam prowadził przecież powiązane z tym interesy.
Anioły kusiły wielką kasą
W 2006 roku wszedł do toruńskiego klubu i uratował go przed likwidacją, czyszcząc stare długi. Rok później cieszył się z wicemistrzostwa Polski. W 2008 roku drużyna Karkosika zdobyła złoto. W 2009 roku Unibax przeprowadził się na nowy stadion, Motoarenę Toruń im. Mariana Rose. W sumie, w erze miliardera, toruńskie Anioły zdobyły 6 medali mistrzostw Polski - 1 złoty, 3 srebrne, 2 brązowe. Domowe mecze oglądał w swojej loży. Nigdy nie kręcił się w parku maszyn, jak czyni to większość prezesów. Wielu kibiców kojarzy jednak Karkosika z ucieczką jego zespołu z finału Enea Ekstraligi 2013 w Zielonej Górze. Jest to jeden z większych, jeśli nie największy, skandal, z jakim mieliśmy do czynienia w polskim żużlu.
[nextpage]Karkosik nigdy nie wyjaśnił, dlaczego kazał swoim ludziom i zawodnikom uciec z finału. Podobno był bardzo zły, bo dzień przed meczem zadzwonił do niego powiązany z zielonogórskim klubem Robert Dowhan i miał mu powiedzieć coś, co go zabolało. Miliarder po konsultacji z Władysławem Komarnickim, byłym prezesem Stali Gorzów, miał się upewnić, że za ucieczkę z meczu zapłaci karę nie większą niż 250 tysięcy złotych i zdecydował, że zagra Dowhanowi na nosie. Ostatecznie dostał blisko milion złotych grzywny i 8 punktów ujemnych. Przebąkiwał o wycofaniu drużyny z ligi. Ostatecznie zbudował dream-team i mówił, że będzie grał o całą pulę.
Zespół marzeń z 2014 roku kosztował 10 milionów złotych i dotąd jest to najdroższa drużyna w historii ligowego żużla na świecie. Przebił o pół miliona Unię Leszno i pozyskał za prawie 2 miliony złotych Emila Sajfutdinowa. Miał już wycenianego na 2,5 miliona Golloba oraz Australijczyków Chrisa Holdera i Darcy'ego Warda z kontraktami na poziomie 1,6 i 1,3 miliona złotych. Do tego dochodził kolejny, piąty milioner Adrian Miedziński. Ten drogi zespół nie zdołał nawet awansować do fazy play-off kończąc rozgrywki na 5. miejscu.
W PZM przekonują, że czas budowy drużyny marzeń to był czas psucia żużlowego rynku. To wtedy mistrz świata Tai Woffinden dostał ofertę na poziomie 1,9 miliona złotych, a Patryk Dudek z Falubazu Zielona Góra był kuszony kontraktem rzędu 1,7 miliona złotych. To ostatnie zagranie miało być zemstą Karkosika na Dowhanie.
Traktowany niczym bankomat
Bliscy współpracownicy Karkosika podkreślają jednak, że nigdy nie był rozrzutny. W klubie był gwarantem zapięcia budżetu, ale zdarzały się sezony, w których nie musiał dokładać ani złotówki. Kiedy trzeba było dokonać przelewu, to zarząd musiał się tłumaczyć z tego, że nie udało mu się zebrać wystarczających środków na funkcjonowanie klubu.
Z żużla wycofał się, bo czuł, że nie jest doceniany przez władze polskiego speedwaya. Chciał mieć większy wpływ, żalił się, że PZM i spółka zarządzająca rozgrywkami nie liczą się z jego zdaniem. Mówił, że jest traktowany niczym bankomat.
Ludzie zarządzający żużlem nie tęsknią za Karkoskiem. Uważają, że on sam może nie był taki zły, ale otaczał się słabymi doradcami. Jego błędem miało być też to, że za bardzo zaczął ufać innym działaczom. Dziś jest z dala od sportu, choć nie lada sensację wzbudziło pojawienie się miliardera na pierwszym spotkaniu nowych właścicieli KS Toruń z lokalnymi sponsorami. To było jednak w 2015 roku. Od tamtego czasu słuch o Karkosiku zaginął. Przynajmniej w żużlu, bo w biznesie to wciąż topowa postać.
Kazal uciekac,bo kary beda jak reszta dla Czytaj całość