Piotr Żyto: Rempałowie niepotrzebnie rozpętali wojnę. Powinni spojrzeć w lustro

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Krzysztof Mrozek (w białej koszuli) między zawodnikami ROW-u
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Krzysztof Mrozek (w białej koszuli) między zawodnikami ROW-u

- Jacek Rempała może złożyć przeciwko mnie pozew w sądzie i oskarżyć o śmierć syna Krystiana, ale ja się nie boję, mam czyste sumienie - mówi Piotr Żyto, były trener ROW-u Rybnik.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Prokuratura Rejonowa w Rybniku zamknęła postępowanie w sprawie tragicznej śmierci Krystiana Rempały. Zawodnik zmarł kilka dni po wypadku na torze, który miał miejsce 22 maja 2016 roku w meczu ROW-u Rybnik z Unią Tarnów. Rodzina młodego żużlowca nie daje za wygraną i krytykuje ustalenia śledczych.

Piotr Żyto  (były trener ROW-u Rybnik): Szkoda, że Rempałowie rozpętali taką wojnę. Według nich wszyscy dookoła są winni, tylko nie oni. Myślę, że jeszcze zanim zaczęli rzucać na lewo i prawo oskarżenia, powinni byli sami spojrzeć w lustro.

Prokuratura ustaliła, że prawidłowo zapięty kask nie mógł spaść z głowy, a sam wypadek był następstwem ryzyka związanego z uprawianiem tak niebezpiecznego sportu, jak żużel.

- To dla mnie zamyka sprawę. Naprawdę. Zresztą proszę mi pokazać osobę, która by myślała inaczej i mówiła, że Jacek Rempała ma rację. Krystian miał wyłącznie obrażenia głowy. Żadnych innych. To o czymś świadczy.

Jan Krzystyniak, były żużlowiec, powiedział nam jednak, że kask mógł być zapięty. Przywołał przykład Krzysztofa Kasprzaka, któremu na zawodach w Bydgoszczy zapięty kask miał spaść z głowy. Mówił, że jemu osobiście też zdarzyło się kiedyś stracić nakrycie głowy w trakcie jazdy.

- Kiedyś było zapięcie na zatrzask, dziś jest na zacisk. W modelach stosowanych obecnie nie ma takiej możliwości, żeby prawidłowo zapięty kask spadł z głowy. Słyszałem o Kasprzaku, ale nie znam szczegółów. Nie wiem, czy on zrobił wszystko, jak należy.

Po tragicznej śmierci Rempały pojawił się pomysł z powołaniem specjalnej komisji do badania wypadków. Trochę szkoda, że nie działała ona już wcześniej.

- Do czego byłaby potrzebna ta komisja? Do stwierdzenia, że zawodnik nie zapiął kasku?

Do zabezpieczenia wszystkich dowodów zaraz po wypadku. Może wtedy wykluczylibyśmy stwierdzenia w stylu, że raport na temat toru jest zły, bo przygotował go kolega sędziego i komisarza, którzy byli na feralnych zawodach.

- Gdyby stwierdzono zgon na torze, to od razu wkroczyłby do akcji prokurator. Zbadałby tor i wszystkie inne sprawy. Zabezpieczono by motocykle. Takie są procedury. W tym przypadku zgonu na torze nie stwierdzono, więc postąpiono inaczej. Faktem jednak jest, że analiza toru wykonana kilka dni po zdarzeniu nie ma większego sensu. Wiadomo, że nawierzchnia już na drugi dzień po zawodach jest inna. Dlatego dziś mamy taką oto sytuację, że strona rybnicka mówi, że wszystko było w porządku, a tarnowska, że do kitu. Jest też jednak dowód w postaci zapisu ciągłego. Film pokazuje, jak było naprawdę. W pierwszym biegu było tak dobrze, że zawodnicy wyprzedzali się na trasie.

Nie mówi pan tego po to, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia? Wiadomo, że jak Jacek Rempała podnosi sprawę toru i mówi, że był on niebezpieczny, to uderza w pana, jako trenera, ale i też w toromistrza.

- Nie mam sobie nic do zarzucenia. Gdyby było coś nie tak, sędzia i komisarz toru zakwestionowaliby stan przygotowania nawierzchni. Nie zrobili tego.

Mówi się jednak, że komisarz Robert Sawina wycofał się z zawodu, bo ma wyrzuty sumienia.

- A czy Sawina powiedział o tym, że po wypadku zrobił zdjęcia kasku Rempały? Tak było. Komisarz Sawina opowiadał o tym, siedząc z nami w sekretariacie klubu krótko po zdarzeniu. Mówił też, że zapięcie nie było uszkodzone. Kask wyglądał tak, jakby właśnie zszedł z taśmy produkcyjnej. Wiem oczywiście, że Sawina zrezygnował z pracy komisarza, ale nie znam powodu. Później nie miałem okazji z nim rozmawiać.

Jacek Rempała wnosi zastrzeżenia nie tylko do toru, ale i do stanu zdrowia Kacpra Woryny. Znam opinie zawodników, którzy utrzymują, że pana były zawodnik w tamtym momencie stracił głowę i puścił swój motocykl prosto w Krystiana Rempałę, doprowadzając do jego upadku.

- Nie wiem, czy stracił głowę. Wiem natomiast, że nie miał możliwości położenia motocykla. Kiedy pociągnęło go na wejściu w łuk, to tułów miał ułożony za siodełkiem i ręce miał wyprostowane. Kto jeździł, ten wie, że w takiej sytuacji niczego mądrego nie da się wymyślić. Zresztą, o czym tu gadać. Kacper został wykluczony z powtórki, więc to jasne, że był winowajcą przerwania biegu. Nic by się jednak nie stało, gdyby Krystian Rempała miał zapięty kask. Pewnie otrzepałby kurz i jechał dalej.

Woryna miesiąc przed tragicznym wypadkiem doznał poważnej kontuzji ręki w Anglii. Ojciec Rempały uważa, że dokumentacja medyczna z tamtego leczenia mogłaby rzucić więcej światła na sprawę.

- A ja mówię, że niczego by nie wniosła, bo Woryna był wyleczony w stu procentach. Lekarze w Anglii spisali się bardzo dobrze. Chcę też powiedzieć, że Woryna, przystępując do meczu z Unią, był w pełni zdrowy. Miał już zresztą na koncie inne, wcześniejsze starty, do których został dopuszczony po konsultacji lekarskiej. Tak na marginesie, to zamknięcie postępowania przez prokuraturę może Kacprowi bardzo pomóc. Zaraz po wypadku był strasznie rozbity. Tak ryczał, że nie mogłem go uspokoić. Trudno go było pozbierać. Wierzę, że najgorsze za nim.

Spekuluje się, że Jacek Rempała może teraz wnieść do sądu sprawy z powództwa cywilnego, więc nie jest powiedziane, że Woryna może spać spokojnie. Pan też może zostać oskarżony.

- Wiem, że Jacek Rempała może złożyć przeciwko mnie pozew w sądzie i oskarżyć o śmierć syna Krystiana, ale ja się nie boję, mam czyste sumienie. To nie ja krzyczałem, że zabiłem syna. To były słowa Jacka wypowiedziane przez niego zaraz po wypadku.

A nie uważa pan, że dalsze przeciąganie tej sprawy, ewentualne sądowe procesy, to coś, co może zaszkodzić dyscyplinie.

- Myślę, że tak się nie stanie, że żużlowi to nie zaszkodzi. Na pewno jednak źle się stało, że w pierwszych tygodniach po wypadku wszyscy milczeli i w żaden sposób nie odnosili się do tego, co mówili Rempałowie. Z drugiej strony nie wypadało wtedy głośno pewnych rzeczy kontrować. Prezes ROW-u raz spróbował i szybko został skontrowany. Zresztą wtedy każdy z nas to na swój sposób przeżywał. Jak sobie przypomnę tamten widok, to włosy mi na głowie dęba stają. Pobiegłem tam, bo mój zawodnik też leżał. Dziś wiem, że drugi raz do takiego wypadku bym nie poszedł.

Rozmawiał Dariusz Ostafiński

ZOBACZ WIDEO Od dziecka marzył o tym, żeby zostać kapitanem

Źródło artykułu: