Bez Hamulców 2.0 to żużlowy felieton Dariusza Ostafińskiego, w którym autor pisze o kulisach speedway'a.
***
Od dawna wiedziałem, że nie ma drugiego tak hojnego sponsora, jak Grupa Azoty. Informacja od człowieka doskonale zorientowanego w tarnowskich realiach sportowo-biznesowych i tak brzmiała jednak sensacyjnie. Może z krzesła nie spadłem, ale byłem pod wrażeniem.
Dostałem precyzyjne wyliczenia. Rok 2012 i 14 milionów na cele bieżące oraz 3 na spłatę starych zobowiązań. Potem było 12 milionów w roku 2013, 9 w 2014 (miało być 5, ale ponoć dołożono dwa razy po 2 miliony, bo drużyna była niezwykle skuteczna), zjazd na 5 w 2015 i 2016, aż do 3,5 miliona na sezon 2017. Nawet ta ostatnia kwota robi wrażenie, bo Unia Tarnów rok temu spadła z PGE Ekstraligi, a w Nice PLŻ nikt nie ma takiej kasy od sponsora.
Nie znam prezesa, który nie chciałby mieć Grupy Azoty u siebie. Z drugiej strony taki sponsor potrafi wyjątkowo rozleniwić i zabić wszelką inicjatywę. To nie przypadek, że Unia nie jest jakoś przesadnie skuteczna w pozyskiwaniu kasy z innych źródeł. I jakoś się temu nie dziwię, bo jak jest gwarancja dużego przelewu to trudno zebrać się w sobie i ruszyć z determinacją na łowy. Strach pomyśleć co będzie, jak GA w tarnowskim żużlu zabraknie.
Korzystając z okazji chciałbym jednak żużlowej Unii życzyć wszystkiego najlepszego z okazji 60 urodzin. I jak tak słucham osób autentycznie zatroskanych o klub to myślę sobie, że wypada też życzyć przewietrzenia w radzie nadzorczej i mocniejszego zaangażowania Grupy Azoty w pracę klubu. Aż się prosi o większy nadzór i kontrolę tego, jak są wydawane środki sponsora.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota pojechał na tydzień do Włoch. Wszyscy się o niego boją
Wróciła sprawa oświadczeń, które zawodnicy startujący w naszej lidze mieli zebrać od zagranicznych pracodawców. Szwedzi pomarudzili i podpisali papiery uznające prymat Polski, ale Anglicy pokazali, że nie dadzą się tak łatwo zapędzić w kozi róg. Kilku żużlowców musiało skłamać, bo w innym razie nie zostaliby potwierdzeni do jazdy w PGE Ekstralidze. Napisali specjalne aneksy, w których stwierdzili, że nie mają umów na Wyspach i kupili sobie dodatkowy czas na załatwienie sprawy. Dziwnie się jednak czuję słysząc o aneksach, skoro wcześniej oficjalne strony klubów, a czasami także zawodników, informowały o ich kontraktach w Premiership.
Tego całego cyrku z oświadczeniami można było uniknąć, gdyby zawodnicy czytali regulaminy. Nie rozumiem, jak można podpisywać umowę w Anglii na góra 200 tysięcy złotych mając z tyłu głowy, że Polska daje pięć razy więcej, a te dwa kontrakty, bez oświadczenia, zwyczajnie się wykluczają. Przecież wystarczyło Anglikowi powiedzieć "będę u ciebie jeździł i podpiszę umowę, ale ty natychmiast dasz mi oświadczenie". Zwyczajnie trzeba mieć łeb na karku. Trzeba też pamiętać, że żużel to nie tylko zabawa, ale i biznes.
Dariusz Ostafiński